Jak się człowiek zmęczy poszukiwaniem wśród chwaściorów wyżej wspomnianych ozdób ogrodowych, to musi na czymś posadzić swe zwłoki.
Normalka...
Ławki ma człek dwie.
Jedną zwykłą - stojącą.
Drugą też zwykłą - huśtaną.
Zarówno jedna, jak i druga była solą w oczach mych. Tak mniej więcej od lat dwóch.
A pilnego odnowienia wymagały mniej więcej od lat trzech-czterech...
Ciągle miałam do nich pod wiatr i po stromą górkę.
Tzn - nie w sensie siadania! Absolutnie!
Tylko optyka mi się zaburzała jak na nie "paczałam" i udawałam, że nie widzę obłażącej farby, porostów i ogólnej degrengolady.
Do czasu.
Wystarczyło jedynie udać się do przyszpitalnej, państwowej służby zdrowia!
Złość po wizycie w tejże placówce była we mnie tak silna, że potrzebowałam wręcz ekstremalnych wyczynów fizycznych.
Kopanie ugorów i nieużytków wydało mi się zbyt banalne.
Mycie okien bezsensowne.
Okiem błędnym toczyłam wokół...
I padło na ławkę.
Tę huśtaną.
Szybki przegląd farb posiadanych i BINGO!
W dekupaż od pewnego czasu już się nie bawię, a farby stoją i się starzeją.
Szkoda wywalić.
Więc wytargałam posiadane dobro na dwór, wzięłam w swe szlachetne, robótkowe dłonie odziane w tzw. "wampirki" szczotę drucianą i zaczęłam skrobać.
Półtorej godziny później ławka nadawała się do malowania.
Oczami duszy już ją widziałam.
Kolorową taką i odjechaną.
Otworzyłam pierwszą puszkę i z nabożeństwem pomieszałam w niej patykiem.
Napis na puszce głosił: wrzosowe pole.
Zanurzyłam pędzel i wykonałam na nodze od stelażu pierwsze pociągnięcie zaczepistym kolorkiem...
Trzeba Wam wiedzieć, że miałam wiernego asystenta w osobie mojego taty...
Tata zagaił:
- O! malujesz tak jak było? Na czerwono?
- Przecież to nie jest czerwony! Lilaróż! Toż widać!
- Tak? Nooo faktycznie. Taki niebieski.
Zmilczałam.
Łypnęłam tylko w jego kierunku okiem uzbrojonym i przypomniał mi się stary jak świat dowcip:
Idzie tata z synkiem przez las.
- Tato. Co to jest?
- Czarne jagody.
- A dlaczego są czerwone?
- Bo są jeszcze zielone.
Otwieram kolejną puszkę i gmeram w niej ze zdumieniem i lekką odrazą.
- A co to za kolor? - zapytał asystent-tata.
- Alpejskie wzgórza niby, ale coś jakieś nie zielone one... Zżółkły. Chyba jesień w Alpach.
Tata łypnął w kierunku zawartości puszki i z całą stanowczością orzekł:
- Jak w Alpach na łąkach tak jest, to ja dziękuję - NIE JADĘ TAM!
- Taaa... Jak nią paćkałam lat temu kilka Ani pudełko na frotki i parę innych rzeczy to była śliczna. Taka zielona. Soczysta. A teraz mam jesień w puszce!
- Pewnie pigment szlag trafił - stwierdził autorytatywnie tata.
- No!
Kolejna puszka.
Kolejne mazanie.
Kolejna celna uwaga taty:
- O! To teraz znowu na fioletowo malujesz!
Skamieniałam!
- Ojciec! Bóg cię oczami opuścił?? Toż to niebieski! Błękit nawet! Na puszce "bławatek" napisali!!
- Aha... No niech będzie - zgodził się potulnie.
Potem wlazłam pod ławkę i malowałam spód.
Tata siedzi, łypie w moim kierunku. Czekam, aż wypali...
Się doczekałam!
- Słuchaj! Ja ci może te łańcuchy zdejmę, to ona się tak bardziej spionizuje i będzie ci łatwiej.
- Dobrze mi - mruknęłam spod szczebli.
- Ale nie będziesz się musiała się schylać.
- Ale ja się nie schylam!
- A co robisz?
- Maluję! Z przykucu!
- Ale było by ci łatwiej!
- Pan Bóg dał kupca, a diabeł faktora - zawarczałam spod ławki.
- SŁYSZAŁEM!!
- A podobno głuchy jesteś!
- Jak trzeba, to jestem - odparł z godnością mój rodzic.
- Wybiórczo podsłuchujesz!
- No! :-DDD
Chwilka milczenia i kolejna kwestia:
- Wiesz co? Mnie to zawsze wkurzali ludzie, co to innym na siłę życie ułatwiali. Wiesz: jak zrobisz tak, albo tak, to ci będzie lepiej.
Wychyliłam się spod ławki z uśmiechem promiennym numer osiem:
- MNIE TEŻ WKURZAJĄ!!!
- O! Ciekawe po kim ty taka nerwowa jesteś?
- Nie wiem! Ale geny to silna rzecz jak coś!
No i kolejny kolorek.
-O! NA BIAŁO?? - zaprotestował tata pytająco.
- Jaki biały?? Toż to pastelowa orchidea!
- W życiu o takim kolorze nie słyszałem!
- Widać krótko żyjesz. To nie biały! Przecież widać!
- Ja tam nie widzę!
Nasze spory przerwał skutecznie deszcz...
Zieleńniezielona spłynęła artystycznie na białyniebiały i rozbryzgnęła się na niebieskimniefiolecie.
A mnie się koncepcja nieco zmieniła przez wieczór i następnego dnia przemalowałam dechy na inne kolorki.
No i znowu ten najjaśniejszy wzbudził kontrowersje mojego taty:
- To jednak ten biały zostawiasz?
- NIE BIAŁY! Tamten to była pastelowa orchidea, a ten to brzoskwiniowy puder!! NIE WIDZISZ RÓŻNICY??
- NIE! To ty nie wiesz, że faceci tylko 16 kolorów rozróżniają?
- Wiem!
- To co się czepiasz?
No właśnie... Czegóż to wymagać od ułomnego prototypu człowieka, zwanego litościwie MĘŻCZYŹNA??
A teraz prezentacja tej problematycznej kolorystycznie ławeczki.
Wraz z zadowoloną ze zmiany sprzętu bujającego zawartością.

Ania nie miała problemów z określeniem kolorystki!
Dziwne?
NIE!
Wszak kobietą jest!
A dziś mała ta kobietka dzielnie obskrobała nogi drugiej ławki i dzięki niej mamuśka mogła pomazać resztkami farby drugą ławkę:

Oczywiście tatuś mój (kochany skądinąd) zadał niewinne pytanie:
- A na jakie kolorki pomalujesz?
- No nie wiem, bo mi się farby kończą niestety.
- To pomieszaj wszystkie razem. Wtedy ci wystarczy.
Widząc moją minę szybko dodał:
- No ja tak kiedyś przecież zrobiłem! Miałem trochę różnych farb, to je pomieszałem i pomalowałem podłogę w garażu!
- Czy nie dostrzegasz subtelnej różnicy między ławką ogrodową, a podłogą w garażu??
Odpowiedzi się nie doczekałam.
Widać wsio ryba - i jedno i drugie ludziom ma służyć!
FACECI! Trzecia płeć i tyle ;-DD