Dziś będzie inny klimat.
Takie odwrócenie o 180 stopni.
Wczoraj historia, nostalgiczne starocia w Maurzycach, a dziś nowoczesność (w domu i zagrodzie;-))
Czyli Stadion Narodowy.
Okazją do odwiedzenia jednego z najnowszych przybytków warszawskiego krajobrazu był Światowy Finał Danone Nations Cup 2012.
Nie powiem, żebym była fanem piłki kopanej. W ogóle jakiejkolwiek piłki ;-D
Ale skoro była możliwość bezproblemowego zakupu biletów, no to trzeba było skorzystać.
Nie ukrywam, że na Stadion pchała mnie nieprzeparta chęć zobaczenia tego brzydala od środka.
Bo Stadion z zewnątrz zupełnie mi się nie podoba :-/
Idea "kosza z wikliny" kompletnie do mnie nie przemawia.
Zdjęcia z wewnątrz oczywiście widziałam, ale co innego obejrzeć na zdjęciu, a co innego ZOBACZYĆ na żywca.
I... Się nie zawiodłam :-)
Stadion od środka jest bardzo fajny.
Niby ogólnie, jak się rzuci okiem, to nieduży.
Ale po dokładniejszym oglądzie to dociera do człowieka jego wielkość!
Zwłaszcza, jak się trzeba wdrapać na samą górę :-D
No właśnie! Idąc na górę, tak mniej więcej w połowie schodów stwierdziłam:
- Nie dam rady!
Szłam dalej...
W 3/4 schodów pomyslałam, że jeszcze jeden krok i... zwrócę obiad z własnej komunii!
A kiedy obie z Anią, zziajane i wyplute dopadłyśmy naszych siedzisk, zamknęłam oczy i wymamrotałam:
- Ratunku! Zaraz mi gały wpadną!
Zero kondycji! Zero! :-DD
Ale to na prawdę było WYSOKO!! Za nami tylko 3 rzędy i już dach :-DD
Kibicka Anna siedząc sobie na bocianim gnieździe, z zachwytem oglądała piłkarzy w skali mikro ;-)
Mali oni byli nie tylko ze względu na odległość, ale również i na swój wiek.
Bo jak ogólnie wiadomo, w Danone Cup startują reprezentacje bardzo młodej młodzieży z całego świata ;-)
Poza oglądaniem meczów, obleciałyśmy cały stadion dookoła.
To widok na most średnicowy, a tle most Świętokrzyski
Zwykle oglądam Narodowy z perspektywy kierowcy, a tu dziś miła odmiana.
"Popaczałam" sobie na niedzielne pustki na zapchanej zwykle ulicy.
Pan Ania łaskawie zgodziła się na fotkę ze śmiesznymi latarniami w tle.
Mostu Poniatowskiego o zgodę nie pytałam i pstryknęłam, bo mi się chłopina od lat podoba :-)
A potem dopadłam trzech facetów...
Z olimpijskim, wręcz z kamiennym spokojem, biegną w sztafecie, nie ruszając się z miejsca ;-)
W odróżnieniu od nich, te dwa znajome mi skądś paszczaki, w miejscu nie postały...
Miały co robić! Oj miały!!
Tłumy waliły nieziemskie!
Ale nikt nikogo nie zadeptał i nie stratował. Przynajmniej nic o tym mi nie wiadomo ;-)
To teraz wypadało by jakoś zakończyć i podsumować dzisiejszy wpis.
Stadion w dalszym ciągu z zewnątrz nie budzi mojego entuzjazmu.
Natomiast wnętrze ma całkiem, całkiem...
Fajnie by było obejrzeć na żywo taki prawdziwy mecz, z prawdziwymi piłkarzami.
Tzn. ci dzisiejsi kopacze nie byli sztuczni, ale chodzi mi o dorosłych zawodników ;-)
I wiecie co?
Ata pójdzie na mecz! Polska-Anglia! O! :-DDD
I nawet męża se weźmie (swojego, a co tam!).
No i na ten weekend to by było wsio.
Na kolejny mamy następne plany i zamierzenia.
Coś nas z Anią ostatnio podeszwy swędzą ;-)
Oficjalnie stwierdzam, że ludzi było w cholerę. Nie mam nóg.:P
OdpowiedzUsuńChuda - dementuję! Nogi masz! Tylko ich nie czujesz ;-P
UsuńAta, a weź se Ty ze sobą na ten meczyk Polska-Anglia jakie druty, albo inne szydła, żebyś nie musiała cały czas patrzeć, jak biją naszych. ;)
OdpowiedzUsuńAniu 0 nie da się! Rewidują i rekwirują wszystkie ostre narzędzia! Wszak szydełko, czy drut mogłabym wbić z nerwów w d... opieszałemu napastnikowi strony polskiej ;-)
Usuńcórka Ci wniesie.;P
UsuńFaktycznie! Córka VIP'owską bramą wchodzi ;-DD
UsuńBrawo córka! Hi, hi!
UsuńAleż fajny weekend miałyście! :)))
OdpowiedzUsuńSoboty nawet skomentować nie zdążyłam, a tu już taka skrajnie różna, ale nie mniej fajna niedziela.
Skansen kilka lat temu zwiedzałam, ale imprez wtedy nie było :( Stadiony Euro dwa też widziałam, ale one raczej niebieskie lub bursztynowe są, a tego warszawskiego kosza w bieli i czerwieni jeszcze nie było mi dane... A, że ja naprawdę wielką fanką piłki kopanej od lat jestem, to baaardzo Ci zazdroszczę :)
Drutów na mecz nie musisz wnosić - w tłumie i krzyku emocje udzielają się nawet tym, którzy nie wiedzą o co chodzi :) Naprawdę. Klimat jest nieziemski. Znaczna część ludzi nawet nie wie jaki jest wynik, ale co tam - śpiew i doping sprawia, że bawią się wyśmienicie :) Normalnie znowu Ci zazdroszczę :)))
Alu - z tymi drutami to raczej żart, bo emocje już mi się udzielały, chociaż to były "tylko" dzieciaki :-) Poza tym oglądanie meczu na żywo, to zupełnie inna bajka niż łypanie w TV, więc pewnie mi się spodoba :-)
UsuńZdecydowanie :)
UsuńAnię też bierzcie ze sobą.
Będzie potem zaginać chłopaków znajomością zasad i techniki gry, o zawodnikach już nie wspominając :)
Stadion robi wrażenie, wewnątrz :) Byłam niedawno na jakiejś imprezie i najfajniejsze to było postać w samym środku na boisku oraz wdrapać się najwyżej jak się dało :)
OdpowiedzUsuńO!! Na płycie nie stałam (jeszcze)- to musi być wrażenie! :-))
UsuńStadion wygląda b. efektownie z lewego brzegu rzeki- po prostu wtedy nie widać dokładnie tych podziurkowanych płytek. One robią tandetne wrażenie z bliska. A wewnątrz jest b.b. ładny.
OdpowiedzUsuńDawno nie oglądałam meczu na żywo. Ale nie wiem, czy mam na to chęć.
Miłego, ;)
Uwielbiam Twój język pisarski! Przeczytałam wszystkie Twoje-moje zaległe posty, bo trochę mnie nie było. Pozdrawiam i czekam na więcej!
OdpowiedzUsuńNuto - dziękuję Ci bardzo :-))
UsuńStadion jak stadion.Wszystkie od srodka wygladaja tak samo.Natomiast pomysl "wikilinowego koszyka" to po prostu obciach.
OdpowiedzUsuńAnonimie - może nie do końca obciach, ale niezupełnie przemyślany pomysł ;-)
UsuńCo do pierwszej konwersacji dodam:
OdpowiedzUsuńChuda nogi, masz i zapewne też je czujesz.....nosem, ha.
Mnie się stadion podoba i z zewnątrz i z wewnątrz. Na dodatek cały czas mam jeszcze przed mymi patrzydłami poprzedni widok i to prawie w centrum stolicy.
Z zewnątrz jest ohydny! I zdania nie zmienię!
UsuńA se ni zmieniaj. :)
OdpowiedzUsuń