Potffornie nie lubię robić poprawek krawieckich!
No nie lubię i już! Jak coś się komuś odpruje, odpadnie, albo puści na szwie, to nigdy nie jest przeze mnie naprawione od ręki.
Gdzie tam!
Musi się odleżeć, przesezonować, nabrać mocy prawnej...
Wisi nade mną taki sponiewierany ciuch i wisi...
Starannie omijam wzrokiem miejsce jego składowania.
Czasem twierdzę, że dla jednego grata nie warto mi wyciągać igły i nici ;-)
Dla dwóch też opłacalność znikoma...
Jakoś tak przed wczoraj mój osobisty rodziciel przyszedł do mnie ze strapioną miną i ze spodniami w garści.
- Popatrz, jak mi się tu strasznie kieszenie popruły...
- Yhy...
- Aż mi chusteczka do nosa przez te dziury wypada.
- Yhy...
- Próbowałem sam to sobie zszyć, ale jakoś mi nie idzie...
- Yhy...
- No bo sama zobacz - tak tu puściło po całości.
- Yhy...
- Może na maszynie dałoby radę? - padło nieśmiałe pytanie.
- Yhy. Dałoby...
- O! Dzięki! - i zepsuta odzież wylądowała w mych dłoniach.
A czy ja powiedziałam, że zszyję??? Czy padło skonkretyzowane i spersonifikowane pytanie: ZSZYJESZ??
NIE!
Ale co mam robić? Dopuścić ojca do maszyny szyjącej?
Bez sensu! Narowista jest i nieobliczalna, tylko ja ją umiem okiełznać (tak sądzę, bo nikt poza mną nie próbował ;-))
Westchnęłam ciężko:
- Dobra! Zszyję, ale na pewno nie dziś!!
- No nie, nie! Nie musisz! Byle jeszcze w tym stuleciu.
Biedny rodzic zna mój stosunek do napraw odzieżowych - kiedyś czekał na wszycie kołnierzyka koło miesiąca ;-)
Zdecydowanie bardziej wolę coś uszyć od nowa, niż naprawiać rzeczy już istniejące.
Ponieważ nie miałam na dziś żadnych sprecyzowanych planów, poza zrobieniem obiadu, postanowiłam odważnie, acz męczeńsko, że zszyje te dwie kieszenie.
Niech będzie moja krzywda okrutna ;-D
Odgruzowałam maszynę...
Wzięłam gacie w łapę...
I zupełnie nie wiem jakim cudem, nagle okazało się, że siedzę na środku podłogi, a wokół mnie wala się sterta mięciutkich polarów.
I nożyczki mam również w ręku. I że coś wycinam...
No KOMPLETNIE tego NIE ROZUMIEM!! ;-DD
I tak oto odwlekając czas reperacji, uszyłam niespodzianie i nieplanowo dwie potffforne poduchy
Chyba nie muszę dodawać, że już nie są bezdomne i każda ma już swoje łóżko w dziewczyńskich pokojach? ;-)
Poduszkę tego typu widziałam gdzieś w necie, ale nie pamiętam gdzie.
A ja przecież miałam tylko zszyć spodnie...
Mam podobnie - zdecydowanie bardziej wolę coś uszyć od nowa, niż przerabiać czy naprawiać już uszyte. Niestety ostatnio jakoś zupełnie nie po drodze mi z maszyną :(. Mam tylko nadzieję, że ten stan nie potrwa zbyt długo, bo muszę wreszcie uszyć poszewki na jaśki, takie zwykłe, do spania :).
OdpowiedzUsuńPotffforne poduchy są super!
Frasiu - takie zwykłe do spania też na mnie czekają. Nawet Cora sama wypadła z szafy. Śliczna. W motylki. Dwie takie dla dziewczynek już uszyłam, ale kadra starsza też cierpi na deficyt powłoczek, więc pewnie coś machnę. Bo szyć to ja jednak lubię. I nie potrzebuję do tego szablonów i schematów. Dar taki, czy coś?? ;-DD
UsuńOj skąd ja to znam...mocy urzędowej nabiera...
OdpowiedzUsuńale ,ale ostatnio synowej na poczekaniu szyłam-konieczność wyższa,.
Poduchy super!-jak tu ich nie przygarnąć...
pozdrawiam serdecznie Mania
Maniu - synowa, osoba ważna! Tak więc pośpiech rozumiem, chociaż sama będę teściową dla zięciów (kiedyś tam) ;-D
UsuńJeśli chodzi o poprawki,naprawy itp. to mam tak samo-nienawidzę tego robić!Leży to i leży... Maszynę wyjąć żeby coś naprawić eeee nie opłaci się!A jak już jest wyjęta to zapominam na śmierć,że coś miałam naprawić :D
OdpowiedzUsuńPoduchy świetne!
Pozdrawiam
Jagna - jak dobrze, że mnie rozumiesz!! :-DDD Cieszę się, że nie jestem osamotniona :-)
UsuńNo widzisz... opłacało sie pomyśleć o zszyciu spodni;-)
OdpowiedzUsuńBasiu - pewnie! I tata happy i dziewczyny moje takoż :-D
UsuńRozumiem Cię, też nie mogę się nigdy zabrać za jakieś "rozpruwki", "odrywki", "zwężanki" itp.A poduchy cudne,sama bym przygarnęła.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Aniu - bo remonty odzieży są NUDNE! No nie? ;-) I dziękuję za pochwalenie poduch :-) To dla mnie bardzo budujące :-)
UsuńSuper!
OdpowiedzUsuńTo jeszcze je zgłoś do Art-Piaskownicy na poduszkowe wyzwanie ;-)Akurat pasują!
Ps.U mnie też wszystko musi nabrać mocy urzędowej......Szczególnie poprawki dla kogoś...
Dorotko - dzięki! Zaraz popatrzę o co tam chodzi i może się skuszę, o ile odwagi mi nie zabraknie :-) A poprawki... Śmierć rękodzielnika! :-DD
UsuńCzasem poprawki to życie..od pierwszego do pierwszego ;-)Ale faktycznie lepiej by było,jakby ich nie musiało być;-) A blogów wyzwaniowych nie ma się co bać, nie gryzą ;-)
UsuńO!!! Ja też tak mam - w sensie, że nie lubie od ręki naprawiać, a nie że tworzę takie fajowe poduchy przy okazji:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńdeZeal - kolejna ulga! Jak dobrze, że nie tylko ja nie lubię naprawiać/poprawiać! :-)
UsuńNo ale kieszenie tatusiowym spodniom też zszyłaś ? :)
OdpowiedzUsuńA poduchy potfffornie cudne :D
Klaudia - pewnie, że zszyłam! W drugiej kolejności ;-) Tatulo się cieszy, jakby nowe gatki dostał :-D
UsuńNo proszę, efekty uboczne bywają nieraz nad wyraz zaskakujące;-)))
OdpowiedzUsuńWspaniałe poduchy!
Pozdrawiam.
Florentyno - takie efekty uboczne to ja lubię! Ale tych GŁÓWNYCH zdecydowanie NIE! ;-D
Usuńu mnie naprawy też mocy nabierają, jak się stos zbierze to siadam do maszyny ale "łatać" w sumie , po głębszym zastanowieniu lubię
OdpowiedzUsuńa poduchy- 1 słowem obłedne
pozdrawiam
KonKata
Kasiu - a ja nawet jak baaaardzo głęboko pomyślę, to łatania i naprawiania nie cierpię!!
UsuńSiostro mojaż..... bliźniaczo odczuwam!!!!!!
OdpowiedzUsuńPoduszki są świetne! Brawo!!!!
Kankanko - jak dobrze, że Cię mam! :-D
UsuńA Twoje pochwały moich szyciowanek cenię jak nie wiem co! Wszak Ty moim Guru i Miszczem niedościgłym :-)))
Poprawianie czegoś po kimś/czymś źle wpływa na naszą fantazję...
OdpowiedzUsuńNaila - o!!!! To jest właśnie idealne wytłumaczenie!! Dzięki! :-DD
UsuńTeż nienawidzę poprawek, ale jak przy tym mają wyjść takie fajne rzeczy to dlaczego nie???Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNuta - no w sumie... Ale jednak wolę z własnej, nieprzymuszonej woli do maszyny przysiąść ;-)
UsuńNo jak widzę to tych niecierpiących poprawek jest więcej. Dołączam do tego grona i ja :O)
OdpowiedzUsuńSzyć od podstaw uwielbiam, poprawiać...niecierpię.
Moja mama już sporo czeka, żeby jej spodnie skrócić...nie ma mowy.
Ale za zamówiony przez nią nie tak dawno fartuszek już się zabieram :O)
Kiniu - skracanie spodni, to skracanie czasu na ciekawsze zajecia! Na przykład szycie fartuszków! O ileż to bardziej twórcze i przyjemne.
UsuńDobrze, że jest nas aż tyle ;-DD
Widzisz nie jesteś odosobniona żadna z nas nie lubi poprawek :)
OdpowiedzUsuńCzym wypchałaś poduchy? Mięciutkie są widać i chyba to nie tylko zasługa polara.
Anette - poduchy są wypchane... poduchami ;-)
UsuńТакие позитивные подушечки, супер!!! Все гениальное -просто!
OdpowiedzUsuńYulianna - спасибо большое :-)
UsuńJa tam lubie poprawki, tylko zazwyczaj z nich wychodza calkiem nowe rzeczy. Hahha, wiec wole sie ich nie tykac szkoda ladnych ciuszkow . A poduchy superasne i wcale sie nie dziwie ze bezdomne nie sa.
OdpowiedzUsuńDaga - dzięki! :-)
UsuńSwietne są. A spodnie naprawiłaś?
OdpowiedzUsuńKasiu - no pewnie! W drugiej kolejności ;-)
UsuńA no to już wiem czemu ja podwójnie dziś widzenie miałam!!!!
OdpowiedzUsuńNo właśnie! To jam temu winna :-DDD
Usuń