Informuję wszystkich zainteresowanych o dalszym losie popsutych przeze mnie urządzeniach.
A więc chronologicznie:
Odkurzacz.
Naprawiony mężem. Działa. Tyle, że... ekhemmm... Urwałam mu coś. Odkurzaczowi! Nie mężowi! Bez kosmatych myśli proszę! :-P
Jakiś zbędny plastik został mi w ręku. Ale działa mimo to :-D
Bankomat.
Funkcjonuje. Jakaś czarodziejska różdżka przyszła, machnęła i automat wypluwa kasę.
Samochód.
Moja
jeżdżąca kobieta odjechała do szpitala na lawecie w środę. Nie
zrobiłam jej zdjęcia, bo jakoś głupio robić fotki człowiekowi na noszach
w karetce pogotowia ;-)
Jeden mały kabel z całej, wielkiej wiązki, skutecznie unieruchomił moją błękitną "szczałę".
W piątek odebrałam dziewczę z drugiego końca miasta. Wróciła na własnych kołach, prowadzona moją uszczęśliwioną dłonią ;-)
Maszyna do szycia.
Aaaa!
To dopiero było przeżycie! Ostra jazda bez trzymanki po prostu!
Obdzwoniłam naprawców maszyn w Wawie. I w każdym punkcie słyszałam to
samo: "Chiński Łucznik? Nie naprawiamy" - koniec dyskusji...
A w jednym to pan na mnie nakrzyczał. Cytuję:
- Co?? Chińska? MOWY NIE MA! TO NIE MASZYNA! Wie pani co to jest?
- Nooo... Nie...
- To gówno proszę pani! Kto pani to kazał kupować??
- No nikt. Tak sama z siebie.
- PO CO????
- Bo tania była.
- BYLE JAKA!! TO NIE JEST MASZYNA!!
Kiedy pan (sądząc po głosie - gość starej daty), nieco ochłonął, wytłumaczył mi niechęć swoją i innych naprawców do tych maszyn:
-
Jak raz coś się zepsuje, to potem poleci następna część - pochodna od
tej pierwszej. A potem następna. I kolejna. I można tak w nieskończoność
naprawiać.
Zrozumiałam. Podliczyłam się finansowo. I wiem, że uciułałam sobie prawie połowę grosza na wymarzoną Janomę.
Połowę... Kurna! Tzw. MNIEJSZĄ połowę! ;-D
Ale
szyć trza dalej! Ja już nie mówię o kursie patchworkowym, ale o nowych
zasłonach, o powłoczkach na jaśki, o naprawach bieżących i o tym
podobnych.
Po prostu bez maszyny nie da rady żyć i prowadzić gospodarstwa domowego!
Wykonałam
telefon ostatniej szansy. Do punktu, który naprawia maszyny w sposób
autoryzowany i na gwarancji. Czyż muszę dodawać, że już go zwiedzałam
(gwarancyjnie)?
Punkt się podjął.Mimo, że gwarancja już zdechła.
Maszyna pojechała (mężem) się reanimować.
I uwaga!!!
Jutro (teoretycznie) wraca na me stęsknione łono!
Za
90 zł!! Wrrrrrr!!! Dokładnie nie powtórzę co się zrypało, ale
faktycznie pochodna od ostatniej awarii, czyli od skrzywionej fabrycznie
igielnicy...
Pan krzykacz miał rację (w co nie wątpiłam).
Ponieważ uskrzydliła mnie informacja o możliwości ponownego szycia, postanowiłam uczcić jakoś ten fakt radosny i...
I wywaliłam na światło dzienne wszystkie posiadane materiałsy.
Taaaa....
Ponad trzy godziny segregacji, kontemplacji i układania skończyło się mniej więcej tak:
To
tylko dwie półki. Raczej płytkie. Reszta poszła gdzie indziej. Też
ułożona w sposób logiczny i strategiczny. Tylko się nie sfociła.
Wnioski pokontrolne?
Nie cierpię różowego - mam go najwięcej.
Kocham pochodne niebieskiego i czerwieni - nie mam prawie wcale.
Łaciatych, kwiecistych i maziastych materiałów mam w cholerę i trochę, a gładkich - absolutny deficyt!
Korzystając
z ułatwionej temi ręcami dostępności do kolorystyki i przeróżnych
gatunków materiałów, przygotowałam sobie nówki do szycia.
Spięte szpilkami czekają na powrót Zofii marnotrawnej ;-)
A ja się zastanawiam - kto mi ogranie święta? Bo podobno jakieś się zbliżają.
Jakby bożonarodzeniowo-wielkanocne?
Ktoś coś wie?
Bo ja chyba je ominę, kompletnie ZASZYTA ;-DDD
Tak zbliżają się? Słyszałaś coś? Bo jak się za okno patrzy to jakoś uwierzyć się nie da!
OdpowiedzUsuńDobrze, że ty jakoś się nie psujesz kobieto... reszta to pestka...
Podziwiam za cierpliwość...u mnie wręcz odwrotnie zielenie ,granaty,brązy w szafie na półce ...remanent by się przydał ale jakoś nie mam natchnienia... a co do świąt to właśnie się zastanawiam co powiesić w oknie aniołka czy jajko a może obie ozdoby?...pozdrawiam serdecznie i bez względu na wszystko Wesołych Świąt...Mania
OdpowiedzUsuńProszę tyle napsułaś i tydzień Ci starczył żeby nareperować wszystko!!!! No szacun. (w kwestii naprawy oczywiście)
OdpowiedzUsuńJakieś ponoć się zbliżając u nas jeszcze nic nie słychać ani nie widać.
OdpowiedzUsuńNo ja niestety tez mam pewne wątpliwości co do świąt...dlatego u mnie pojawiły się skarpety bożonarodzeniowe ;O) a co :O)
OdpowiedzUsuńLIMIT PSUCIA JUŻ WYCZERPAŁAŚ
OdpowiedzUsuńteraz tylko przyjemności z szycia...
KonKata
To ja poczekam, aż kupisz tę wymarzoną maszynę... znając Twój zapał to myślę, że nie wstaniesz od niej przeze tydzień, dwa.. :) Ale za to zapełnisz bloga cudownościami.
OdpowiedzUsuńa po co komu święta jak tyle pięknych szmat czeka :D
OdpowiedzUsuńZaszyj się kochaneńka tylko w jakim cieplutkim miejscu;)A takie wietrzenie w materiałkach i u mnie by się przydało.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Ja tez planuję sobie w Święta poszyć. Wcale nie mam zamiaru przejmować się, że jakoś nie wypada. To moje wolne.Mnie brakuje takich kwiecistych i wzorzystych. Za to mam od groma jednobarwnych:(
OdpowiedzUsuńTwoje podkładki patchworkowe są rewelacyjne. A przy okazji dowiedziałam się jak się robi dekupaż na materiale (znalazłam tutorial)
Jak ja żyję bez maszyny tyle lat:)? Chyba się jednak jakoś da. Przynajmniej sobie szmatki poukładałaś .... a to już coś:)Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńKochane moje! Zamiast komentarzy do komentarzy, popełniłam kolejny wpis:
OdpowiedzUsuńhttp://hobbyata.blogspot.com/2013/03/rozpuknie-mnie-zaraz.html