poniedziałek, 25 marca 2013

Kto mi ogarnie święta?

Informuję  wszystkich zainteresowanych o dalszym losie popsutych przeze mnie urządzeniach.
A więc chronologicznie:

Odkurzacz.
Naprawiony mężem. Działa. Tyle, że... ekhemmm... Urwałam mu coś. Odkurzaczowi! Nie mężowi! Bez kosmatych myśli proszę! :-P
 Jakiś zbędny plastik został mi w ręku. Ale działa mimo to :-D

Bankomat.
Funkcjonuje. Jakaś czarodziejska różdżka przyszła, machnęła i automat wypluwa kasę.

Samochód.
Moja jeżdżąca  kobieta odjechała do szpitala na lawecie w środę. Nie zrobiłam jej zdjęcia, bo jakoś głupio robić fotki człowiekowi na noszach w karetce pogotowia ;-)
Jeden mały kabel z całej, wielkiej wiązki, skutecznie unieruchomił moją błękitną "szczałę".
W piątek odebrałam dziewczę z drugiego końca miasta. Wróciła na własnych kołach, prowadzona moją uszczęśliwioną dłonią ;-)


Maszyna do szycia.
Aaaa! To dopiero było przeżycie! Ostra jazda bez trzymanki po prostu! Obdzwoniłam naprawców maszyn w Wawie. I w każdym punkcie słyszałam to samo: "Chiński Łucznik? Nie naprawiamy" - koniec dyskusji...
A w jednym to pan na mnie nakrzyczał. Cytuję:
- Co?? Chińska? MOWY NIE MA! TO NIE MASZYNA! Wie pani co to jest?
- Nooo... Nie...
- To gówno proszę pani! Kto pani to kazał kupować??
- No nikt. Tak sama z siebie.
- PO CO????
- Bo tania była.
- BYLE JAKA!! TO NIE JEST MASZYNA!!
Kiedy pan (sądząc po głosie - gość starej daty), nieco ochłonął, wytłumaczył mi niechęć swoją i innych naprawców do tych maszyn:
- Jak raz coś się zepsuje, to potem poleci następna część - pochodna od tej pierwszej. A potem następna. I kolejna. I można tak w nieskończoność naprawiać.
Zrozumiałam. Podliczyłam się finansowo. I wiem, że uciułałam sobie prawie połowę grosza na wymarzoną Janomę.
Połowę... Kurna! Tzw. MNIEJSZĄ połowę! ;-D
Ale szyć trza dalej! Ja już nie mówię o kursie patchworkowym, ale o nowych zasłonach, o powłoczkach na jaśki, o naprawach bieżących i o tym podobnych.
Po prostu bez maszyny nie da rady żyć i prowadzić gospodarstwa domowego!
Wykonałam telefon ostatniej szansy. Do punktu, który naprawia maszyny w sposób autoryzowany i na gwarancji. Czyż muszę dodawać, że już go zwiedzałam (gwarancyjnie)?
Punkt się podjął.Mimo, że gwarancja już zdechła.
Maszyna pojechała (mężem) się reanimować.
I uwaga!!!
Jutro (teoretycznie) wraca na me stęsknione łono!
Za 90 zł!! Wrrrrrr!!! Dokładnie nie powtórzę co się zrypało, ale faktycznie pochodna od ostatniej awarii, czyli od skrzywionej fabrycznie igielnicy...
Pan krzykacz miał rację (w co nie wątpiłam).
Ponieważ uskrzydliła mnie informacja o możliwości ponownego szycia, postanowiłam uczcić jakoś ten fakt radosny i...
 I wywaliłam na światło dzienne wszystkie posiadane materiałsy.
 
Taaaa....
Ponad trzy godziny segregacji, kontemplacji i układania skończyło się mniej więcej tak:

To tylko dwie półki. Raczej płytkie. Reszta poszła gdzie indziej. Też ułożona w sposób logiczny i strategiczny. Tylko się nie sfociła.
Wnioski pokontrolne?
Nie cierpię różowego - mam go najwięcej.
Kocham pochodne niebieskiego i czerwieni - nie mam prawie wcale.
Łaciatych, kwiecistych i maziastych materiałów mam w cholerę i trochę, a gładkich - absolutny deficyt!
Korzystając z ułatwionej temi ręcami dostępności do kolorystyki i przeróżnych gatunków materiałów, przygotowałam sobie nówki do szycia.
Spięte szpilkami czekają na powrót Zofii marnotrawnej ;-) 
A ja się zastanawiam - kto mi ogranie święta? Bo podobno jakieś się zbliżają.
Jakby bożonarodzeniowo-wielkanocne?
Ktoś coś wie?
 Bo ja chyba je ominę, kompletnie ZASZYTA ;-DDD

12 komentarzy:

  1. Tak zbliżają się? Słyszałaś coś? Bo jak się za okno patrzy to jakoś uwierzyć się nie da!
    Dobrze, że ty jakoś się nie psujesz kobieto... reszta to pestka...

    OdpowiedzUsuń
  2. Podziwiam za cierpliwość...u mnie wręcz odwrotnie zielenie ,granaty,brązy w szafie na półce ...remanent by się przydał ale jakoś nie mam natchnienia... a co do świąt to właśnie się zastanawiam co powiesić w oknie aniołka czy jajko a może obie ozdoby?...pozdrawiam serdecznie i bez względu na wszystko Wesołych Świąt...Mania

    OdpowiedzUsuń
  3. Proszę tyle napsułaś i tydzień Ci starczył żeby nareperować wszystko!!!! No szacun. (w kwestii naprawy oczywiście)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakieś ponoć się zbliżając u nas jeszcze nic nie słychać ani nie widać.

    OdpowiedzUsuń
  5. No ja niestety tez mam pewne wątpliwości co do świąt...dlatego u mnie pojawiły się skarpety bożonarodzeniowe ;O) a co :O)

    OdpowiedzUsuń
  6. LIMIT PSUCIA JUŻ WYCZERPAŁAŚ
    teraz tylko przyjemności z szycia...
    KonKata

    OdpowiedzUsuń
  7. To ja poczekam, aż kupisz tę wymarzoną maszynę... znając Twój zapał to myślę, że nie wstaniesz od niej przeze tydzień, dwa.. :) Ale za to zapełnisz bloga cudownościami.

    OdpowiedzUsuń
  8. a po co komu święta jak tyle pięknych szmat czeka :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Zaszyj się kochaneńka tylko w jakim cieplutkim miejscu;)A takie wietrzenie w materiałkach i u mnie by się przydało.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja tez planuję sobie w Święta poszyć. Wcale nie mam zamiaru przejmować się, że jakoś nie wypada. To moje wolne.Mnie brakuje takich kwiecistych i wzorzystych. Za to mam od groma jednobarwnych:(
    Twoje podkładki patchworkowe są rewelacyjne. A przy okazji dowiedziałam się jak się robi dekupaż na materiale (znalazłam tutorial)

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak ja żyję bez maszyny tyle lat:)? Chyba się jednak jakoś da. Przynajmniej sobie szmatki poukładałaś .... a to już coś:)Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  12. Kochane moje! Zamiast komentarzy do komentarzy, popełniłam kolejny wpis:
    http://hobbyata.blogspot.com/2013/03/rozpuknie-mnie-zaraz.html

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że chcesz pozostawić po sobie ślad :-)