No więc...
Wiem, że się nie zaczyna od "no" i "więc"!
No więc, na kursie patchworkowym 03.03 szyłyśmy podkładki w duchu zbliżających się świąt.
Jakoś tak się złożyło, że wszystkie rzuciłyśmy się niczym wataha wygłodzonych wilków na króliczki ;-)
Chociaż miałyśmy trzy sztuki do wyboru.
Królik wymiatał i tyle!
Może dlatego, że on taki nieśmiały i niepewny jako i my - adeptki sztuki zszywania z precyzyjnie przyciętych szmatek...
Skończyłam kicaka w domu.
I jest taki, ło:
W szał zachwytu nie wpadłam! O nie!
Widzę
braki, błędy (szczególnie po oczach mi daje jeden!!) i ogólnie doszłam
do wniosku, że uszaty kryje się w koszyku po prostu ZE WSTYDU!!
Ja też płonę rumieńcem panieńskim...
Na
swe usprawiedliwienie mam jedynie to, że wykańczałam biedaka z
potwornym bólem gardła i katarem powodującym łzotok porównywalny z
Niagarą.
Kiedy w końcu smarkanie przeszło mi płynnie
(nomen omen) w gruźliczy kaszelek, przystąpiłam do szycia drugiej, z
zaproponowanych nam przez Marzenkę i Anię, podkładek.
Założenie
miałam ambitne - se machnę pikowanko free motion, czyli z wolnej ręki,
czyli lot trzmiela, lub jazdę pijanym traktorem (wszystkie nazwy
funkcjonują na równi ;-))
Jedyną zmianą, jakiej się dopuściłam, to zapakowanie do koszyka jabłek, zamiast pisanek.
Bo święta są krótkie i jednorazowe, a podkładka ma być używana jakby częściej ;-)
Z
braku dwustronnie klejącej fizeliny, takiej klasycznej, do
przymocowania jabcoków użyłam taśmę dwustronnie klejącą. Taką, jakiej
się używa do podklejania np.spódnic.
Się nadziergałam, że strach się bać!
Taśmę mam zabójczej szerokości 1 cm :-D
Jabłka jakby sporo szersze ;-)
Ale dałam radę - wszak Polak potraf.
A jak nie potrafi, to POLKA na pewno wykombinuje ;-)
Wszystko grało i grzmiało jak w orkiestrze symfonicznej pod batutą genialnego wirtuoza dyrygentury.
Do czasu...
Do czasu kiedy to do akcji wkroczyło pikowanie...
Po
pierwsze - okazało się (czego nie dopuszczałam do swej jaźni!), że moja
maszyna nie ma opcji płynnej regulacji nacisku stopki.
Owszem - są trzy "naciski", ale nawet ten najsłabszy był za mocny!
Po
drugie - w zestawie standardowym stopek posiadam: normalną, do
podkładania, do przyszywania guzików i do wszywania suwaków. Do
cerowania niet!
Pomysłowy Dobromir (mła) poskrobał się w rozczochraną i... odczepił stopkę w ogóle, jako element destrukcyjny ;-)
I poooooszłooo!!
Niczym naćpana "pczoła" po łące halucynogenków!
Pczółka była nie tylko naćpana, ale i nawalona jak stodoła, bo pięć razy złamała żądło - znaczy igłę.
I co ciekawe przeżyła.
I miała dalszy zapał do... hmmm... bzykania(?!) podkładki...
Tyle, że nastąpiła katastrofa...
Totalna!
"Zofia" (de domo Łucznik made in China)odmówiła współpracy...
Zapewne pczółka jej się nie spodobała. A zwłaszcza jej nieprzystojne prowadzenie...
Co tu dużo pisać: Zofia nie żyje...
Zrobiła co mogła.
A ile mogła?
O tyle:
Free motion jest faktycznie proste i przyjemne, ale nie na takim sprzęcie, jakim dysponuję/dysponowałam.
Zofia stoi w przedsionku i czeka na reanimację - szukam czarodzieja i mistrza od wskrzeszania zdechlaków.
Jeśli mi się nie uda, to...
To będę zmuszona wypisać się z kursu patchworkowego... :-(
Żałuję jak nie wiem, ale wyżej d...y nie podskoczę :-/
można wysłać do Łucznika do Radomia.Ja tak zrobiłam moja staruszkę mi tak naprawili,że nie chcę innej!Mam owszem nówkę ale sie do mojej staruszki nie umywa chociaz nie ma tylu usprawnień co nówka.Pozdrawiam Krystyna
OdpowiedzUsuńKrysiu - mój Łucznik "Zofia" nie ma nic wspólnego z tym radomskim. To już Chiny, niestety :-(
UsuńMarka Łucznik funkcjonuje w dalszym ciągu i jest postrzegana jako ta nie do zdarcia. Tyle, że nikt oficjalnie nie poinformował o sprzedaży marki i nazwy skośnookim :-/
Świec Panie nad jej ... stopką;((( Do Chin daleko, a nie sądzę, by jakiś skośnooki przyjechał naprawic Zofię;(( masz do wyboru, albo zakupic nową maszynerię albo przerzucic się na ręczne dzierganie, chocby po to, by wykończyc to,co zaczęte:))
OdpowiedzUsuńNiech moc będzie z Tobą:)))
Alicjo - ech... Nie poddaję się! Szukam naprawcy. Już mam kilka adresów - jutro będę dzwonić i pytać, czy zechcą zreanimować nieboszczkę...
Usuńo buuu a to Ci psikusa zrobiła :((
OdpowiedzUsuńa podkładki szykują się pięknie ,mam nadzieję,że będziesz miała na czym je skończyć ,gdybym bliżej mieszkała pożyczyłabym swoją...
pozdrawiam
Dominiko - też żałuję, że mieszkasz tak bardzo daleko -niekoniecznie z powodu maszyny do szycia ;-)
Usuńoj tam oj tam na początku to nie takie "kwiatki" wychodzą Beata z Brukseli mam fajnego tutka na swoim blogu jak szyć lamówkę żeby było łatwo i szybko :) polecam gdzieś w moich postach przy wykańczaniu potworków podawałam linki, ale i doktor google znajduje dosyć szybko.
OdpowiedzUsuńJestem dumna z Twojego potworkowania!!
Madziula - dzięki! Poszukam. Aploszek podrzuciła mi też fajnego tutka na lamówkę i miałam zamiar wykorzystać go przy jabłuszkowej podkładce, ale chyba trochę poczeka ;-)
UsuńDziękuję bardzo za pochwałę moich prób paczłorkowych :-*
No nie, a ja tu liczyłam na dalsze szaleństwa po dragach i innych dopalaczach - toć pczoła tak nie może zawiesić się w locie. Oczekuję więc i mam nadzieję na naprawę i wykończenie dzieła :-)
OdpowiedzUsuńSylwka - pczoła może zawisnąć, taka naćpana może wszystko! Nawet zachowywać się jako helikopterek ;-)
UsuńJa też mam nadzieję, że ukończę to i uszyję te rzeczy, które mam w planach...
No ba, to weź jej zmień zielsko - może się ruszy ;-)
UsuńNo to masz tzw. kłopot. Ja mam starego łucznika, 13 kg wagi, walizkowa, nie używana od nastu lat, nabyta z 35 lat temu. Ale takich bajerów jak regulacja nacisku stopki to sobie nie przypominam w niej. Najlepiej to ona szyła worki, batyst to trzeba było szyć przez papier, bo inaczej go wciągała. Pamiętam, że ze dwa razy przyjeżdżał do domu jakiś macher od regulacji tych urządzeń i mi coś w niej poprawiał, smarował itp. Może znajdziesz na googlu jakiegoś mechanika z tej branży? A co chcesz od tego królika i tej podkładki? Co tam jest zle? Mnie się podoba, nie widzę powodu do wstydu. Podziwiam Cię za chęć szycia z tych kawałków.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Anabell - takiego Łucznika wagi ciężkiej też mam, ale jakby niedziałającego. Te stare miały regulację - na górze sterczał taki słupek, który się dociskało, albo wyciągało - w zalezności od tego, co było szyte.
UsuńCiesz się, że masz (miałaś "zofię")! Ja nigdy w życiu nie miałam maszyny tzn. w domu rodzinnym była i mam siostrę krawcową:)W tym temacie mogę tylko powiedzieć,że szyjesz jak rasowa krawcowa i maszyna z Tobą być musi, jak nie ta to inna:)Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDanusiu - echh... A z czego się tu cieszyć?? Że mam trupa w domu?? ;-D
Usuńojoj jaka tragedia...na czym Tyteraz będziesz szyła...nie dobrze...a kosz z jabłkami super wykąbinowałaś...jabłka jak żywe...
OdpowiedzUsuńKasiu - nie tracę nadziei, że się może uda naprawić zdechlaka... :-)
UsuńOj źle: trup, używki, seks... Ata Ty zdemoralizujesz Ankę!
OdpowiedzUsuńNie mam speca do maszyn, ale może trza krzyknąć na FB i tam Dziewczyny coś doradzą?
Aaa... no ja ciągle nie wiem co Ty chcesz do królika. Tak na niego najeżdżasz że on ze strachu się schował do tego koszyka!
Ania - spokojnie! Ania demoralizuje się pod czujnym okiem troskliwej mamy ;-D
UsuńNa razie nie krzyczę, tylko szukam naprawców. Kilka adresów już mam, więc sądzę, że będzie dobrze :-)
A królik? MASAKRA! Wezmę go w kwietniu, to sama zobaczysz! Wrrr!
Nie ma to jak stare maszyny,takie ponad setkę co mają. Mój KEELER jest nie do zdarcia, a dawałam mu nie raz popalić;) Szkoda tylko,że nie lubię i nie umiem szyć. Czasem muszę, to stoi;)Klamot potężny, szafkowa, mebel właściwie. Tobie nowa śliczna potrzebna jest jak powietrze, bo to grzech,żeby tak szyjący człowiek nie szył. Na Targowej był taki stary zakład, gdzie pan naprawiał, może jeszcze jest. Uściski:)
OdpowiedzUsuńKaprysiu - kochana jesteś! :-**
UsuńNa Targowej znalazłam 3 punkty napraw. Poza tym na Grochowskiej i na Czapelskiej. Skupiam się właśnie na tych rejonach - czyli Praga i Grochów.
Na Bródnie jest autoryzowany pkt. od Łuczników, więc jak te bliższe mi odmówią, to się kropnę z denatką na Wysockiego.
Fajny ten zawstydzony królik, a jabłuszka cudne!
OdpowiedzUsuńAta, równo to se można z linijką na papierze porysować, tkanina ma swoje prawa - tak mniej więcej mawia mąż jednej ze znanych mi mistrzyń patchworku !
Dobra maszyna to jest jednak podstawa, wiem coś o tym, bo mój stary Łucznik szyje tylko średnio grube tkaniny bawełniane i lniane, innych nie lubi, a ja nie lubię mego Łucznika.
Krzysiu - dzięki!! Zapamiętam to o tej linijce i papierze, żeby zbyt mocno samej sobie nie wymyślać, jak ciut maszyna zjedzie ;-)
UsuńO ile będę mieć maszynę!!! Wrrr!
Łucznikom mówimy NIE!
Naćpana pczoła uśmierciła Zofię - ależ to brzmi ;)). A tak serio to współczuję i życzę jak najszybszej reanimacji Zofii lub ... nowej maszyny do szycia z oprzyrządowaniem odpowiednim do patchworku :). Pikowanie to coś, co mnie powstrzymuje od szycia patchworków - moja maszyna też niestety nie posiada odpowiednich "warunków" do takiej działalności :(.
OdpowiedzUsuńFrasiu - pikowanie - takie normalne, po liniach prostych nie jest problemem. Tylko to free motion niestety ma konkretne, sprzętowe wymagania :/
UsuńNo i masz, tak dobrze żarło i zdechło. Fajny ten królik i ślad po pszczole.Nie łam się, mieszkasz w W-wie, to masz te punkty, gdzie na pewno coś zaradza. A jak nie, to powiem szczerze, chyba nie polecałabym tych nowych Łuczników. Zresztą nie wiem, ja po łuczniku jestem teraz w siódmym niebie, szyjąc na mojej japonce.
OdpowiedzUsuńNie szyję patchworków takich typowych. Teraz robię sobie "szalonego". A w ogóle, to wolę aplikacje. I wytłumaczenie jest proste. Za wielki tuman jestem do takiego klasycznego patchworku. Podziwiam Cię, zatem, ogromne:)
Jaskółko - czekam na jutro i będę obdzwaniać naprawców. Już im współczuję ;-D
UsuńI nie mów o sobie "tuman"! "Szalone" i aplikacje wcale nie są tak łatwe, jak się może na pierwszy rzut oka wydawać!
Polubiłam szalony, bo daje dużo możliwości w upuście fantazji. Tradycyjny wymaga ogromnej precyzji i dyscypliny. Ja mam dużą samodyscyplinę, ale nudzę się szybko jednostajnym np. haftem. Poza tym, ten tradycyjny należy chyba jednak zrobić własnie na kursie, bo tam jest wiele prawideł, których trzeba się trzymać. Wprawdzie podglądam filmiki i blogowe tutoriale, ale to nie to samo, co krawcowa- instruktor.
UsuńJaskółko - to prawda - prawdziwa krawcowa i jej doświadczenie nie zastąpią tych filmowych i książkowych :-)
UsuńWspółczuję znarowienia się Zofii i przyłączam do apelu o nieczepianie się zająca. Odpowiadam na pytanie o mój sprzęt: Janome 525s. Bardzo przyjazna i solidna maszyna. Mam ją od kilku lat, użytkuję ze zmienną intensywnością. Nie ma nadmiaru gadżetów, ale mi wystarcza. A jak dokupić różne stopki, to naprawdę można zaszaleć. Pooglądaj różne maszyny, zastanów się, czego potrzebujesz i daj sobie pomarzyć. Marzenia mają to do siebie, że czasem niespodziewanie się spełniają :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Maria
Mario - oglądałam i już wiem, co chcę mieć :-) JANOME DXL603
UsuńEchhh... Ale marzyć wolno wszystkim, prawda?
Ma więcej niż moja Janome 601, ale jest też o 300 złotych droższa. Mimo to, życzę Ci, żeby marzenie się spełniło, bo to naprawdę bardzo dobre maszyny i mają dużo różnych możliwości.Ja sobie niezmiernie chwale taki drobiazg- mechaniczne nawlekanie igły. Rarytas:)
UsuńRzeczywiście, przyjemny model Janome. Z rozlicznymi przydatnymi atrakcjami.
UsuńA marzyć wolno, a nawet trzeba, co poetycko wytłumaczył Kofta :) Wprawdzie pisał o miłości, ale kto powiedział, że dobrej maszyny nie można obdarzyć ciepłym uczuciem ;)
Pozdrawiam
M
Jaskółko i Mario - to ja Wam NIE dziękuję za życzenia spełnienia marzeń ;-)
UsuńAta, też mi się marzy o tej Janomce właśnie - ale to nie ja wygrałam w totka :D
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki żeby Ci się udało naprawić maszynę :)
Yenulko - dziś obdzwoniłam pół Wawy i tylko jeden naprawca podjął się wskrzeszenia Chinki udającej Polkę... Zobaczymy co z tego będzie.
Usuńdo mnie Mikołaj przyjdzie z 607-ką...
OdpowiedzUsuńStarego łucznika odbieram w czwartek z reanimacji. Oddałam tu http://www.naprawamaszyndoszycia.pl/index.html punkt przeniesiony z pl. Zbawiciela
Sekutnico - WOW!! No to jest maszyna jak marzenie! Moja jedzie na Wysockiego. Tylko tam się podjęli naprawy chińszczyzny.
UsuńNo marzenie, dlatego dopiero Mikołaj ...
UsuńSekutnico - ale przynajmniej wiesz, kiedy marzenie się spełni. Moje sobie pooooczeeekaaa! :-DDD
UsuńMam nadzieję, że tę maszynę Ci szybko naprawią - masz przecież co kończyć :) Trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńViolka - też na to liczę! :-DD
Usuńja tam nie wiem, też mam zośkę nową i jest ok, tylko pierwszy egzemplarz oddałam a drugi (obecny) tylko raz był w reklamacji :) ale ja szyję tylko po prostych to mam lepiej :)
OdpowiedzUsuńacha, zając fajowy jest, a jabłka w koszyku trochę za dużo wystają, nienaturalnie wyglądają :) ale pomysł super, dokończ ręcznie, bom ciekawa efektu :)
OdpowiedzUsuńIrenko - to o raz za dużo, jak na nową maszynę na gwarancji. Jabłka specjalnie tak wystają - bo takie są ładne, że nie chciałam ich bardziej "upychać" :-D
UsuńRęcami kończyć nie będę! BO NIE! :-DD
Ata, właśnie wróciliśmy z Budapesztu z mojej wystawy. Gienek Ci pomoże. On jest mistrz nad mistrze, nie dawaj Zośki nigdzie. Zadzwonię jutro.
OdpowiedzUsuńAniu - ona już wyjechana jest mężem! Ale jak coś, to będę pamiętać, bo to na pewno nie ostatni jej wyskok :-D
Usuńo psia kostka, to spóźniłam się trochę. A to wszystko przez śnieżycę. Tkwiliśmy 100 km od Budapesztu przez 24 godziny zakopani w zaspie śnieżnej. Cała podróż z Warszawy do Budapesztu zajęła nam 39 godzin więc zostaliśmy tam ciut dłużej, żeby nieco odsapnąć po tych atrakcjach... i spóźniłam się z pomocą Tobie. Buziaki :)
UsuńAniu - kochana jesteś! Naprawdę! Bardzo Ci dziękuję za troskę :-*** Do naprawcy mam dzwonić w czwartek i będę wiedziała, czy zreanimuje trupka :-)
UsuńA przygód śnieżnych nie zazdroszczę!
jak zdejmiesz stopkę to tkaninę naciągnij na tamborek, acha zwal też ząbki co materiał ciągną do przodu
OdpowiedzUsuńKonKata