Ku mojej radości! Przynajmniej nie broi!
Dziś była wizyta u doktora JG.
Lucuś uwielbia jeździć samochodem. Leży sobie w transporterku, wygląda przez okno i jest kotem zadowolonym z życia.
Tak więc i dziś nie narzekał, mimo upału, na długą drogę (tak przez pół Wawy).
A w gabinecie...
Cierpliwie znosił zaglądanie mu w błękit oczu jego, dzielnie podtrzymywany (fizycznie) przez Pana Pepe.
Łapą nawet nie ruszył, aczkolwiek w pewnym momencie stół na którym siedział, zrobił się jakiś taki za krótki dla dyskretnie cofającego się sierściucha ;-D
Diagnoza: ciśnienie w oczach: 18! Czyli ideał.
Lewe oko - dobre.
Prawe oko - w 1/3 siatkówka zbliznowaciała (czyli zwyrodniała), bez szans na odbudowanie. I tak już będzie do końca życia Lucyferiusza.
Ale widzenie w prawym oczku zostało zachowane aż w 2/3!
Tak więc można spokojnie oznajmić wszem i wobec: Lucek widzi! I to prawie normalnie!
Nie jest to dla mnie zaskoczeniem, bo przecież wiem, jak poluje na muchy i komary - nie pudłuje! Wszystkie łapie :-D
Motylka też złapał, tyle, że skubany mu prysnął dość histerycznie, jak dzielny łowca rozsunął łapiny :-D
I pomyśleć, że jutro minie dopiero miesiąc od wypadku...
Lucyferiusz wygrał los na loterii po prostu! Właśnie się obudził i łypie na mnie niebieskimi ślepiami.
A ja mu zaraz zaśpiewam: "w błękicie oczu twych zgubiłam cały świat" :-D
Fredek śpi, to mogę - nie będzie zazdrosny ;-DD
Bardzo się cieszę, że prawie wszystko w porządku z oczkami Lucusia. Najważniejsze, że widzi i wzrok nie będzie się pogarszać.
OdpowiedzUsuńA te błękitne oczy to ma prześliczne, poproszę o więcej zdjęć tego rozkosznego kotka (Fredzia też).
Serdecznie pozdrawiam.
Małgosiu - obiecuję, że będą zdjęcia :-)
UsuńJak Chuda znowu za aparat złapie ;-)
To wspaniała wiadomość!!!! I teraz to może być z niego prawdziwy Lucjan Cudny. Mam słabość to kotów tej rasy, właśnie przez te ich niebieskie oczęta. Fredek też ładnym jest kotem, no ale Lucek jest cudny. Pomiziaj , proszę, oba sierściuchy ode mnie.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Aniu - pomiziane! I ten syjam z diabelskim charakterkiem, i spokojny Fredzio :-))
UsuńWspaniałe wieści:)))))
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Gosia - oj tak! Kamień z serca :-)
UsuńWitaj, tez sie dolaczam do wszystkich, wspanielae, ze widzi, nie do konca ale w duzej mierze, mozna go nazwac - Boski Lucek, a te jego oczy, jak dwa jeziora, piekne i takie gleboki,
OdpowiedzUsuńciesze sie i pozdrawiam cieplutko, ania
Aniu - w tymi oczami to on czaruje! Wbija w człowieka te błękity i usypia czujność przeciwnika :-D
Usuńtakie wieści to ja lubie:))
OdpowiedzUsuńQra - a ja bardzo lubię przekazywać takie wieści :-))
UsuńAta - z ogromna przyjemnością zaglądam do Ciebie - nie czyniąc komentarzy - jesteś niepowtarzalna - czyniąc i pisząc jakże inaczej-
OdpowiedzUsuńpo prostu podziwiam Ciebie - jestem twoją zagorzałą fanką - serdeczności Wanda
Wanda - ogromnie Ci dziękuję za tak ciepłe słowa pod moim adresem :-)
UsuńAż się chce dalej coś pisać po takim komentarzu :-)))
Dobrze, coraz lepiej, bo się uśmiecham serdecznie czytając Lucjuszowe historie :D
OdpowiedzUsuńMarta - i tak już będzie! O! :-)))
Usuńdobre wieści
OdpowiedzUsuńdzięki
KonKata
Konkata - bardzo proszę! Wiem, że sporo osób na nie czekało, więc od razu napisałam relację :-)
UsuńJaskółko - ja też cały czas mam banana na twarzy :-))
OdpowiedzUsuń:-) - super!
OdpowiedzUsuńW czasie, gdy Ty ratowałaś kota, ja byłam bliska uwiązania mojego kundla na jakimś długim sznurku. Małpa jedna gdzieś przerwał ogrodzenie (siatkę przegryzł, czy co???) i znikał na długie godziny. Dwa razy nakryłam go na przystanku autobusowym, raz przyprowadziłam na szaliku, drugi - na pasku od torebki. W końcu na smyczy wyprowadziłam na spacer po ogrodzie. Naiwniak niby kluczył, niby udawał, że nic, ale w końcu nie wytrzymał i zaprowadził mnie do podkopu... hektarowy ogród ma do dyspozycji a podkopy jakby w Alcatraz go zamknęli. Ma szczęście, że po lekarz teraz nie jeździmy, albo co innego... taka kundlowta natura...
Lilka - dezertera masz jednym słowem ;-D A może mu duszno między płotami, albo cierpi na klaustrofobię? ;-))
UsuńKapitalna wieść!
OdpowiedzUsuńdeZeal - oj tak! Z przyjemnością podzieliłam się nią z Wami :-))
UsuńŚwietnie! Bardzo się cieszę!
OdpowiedzUsuńNinka.
Ninko - ja też! Nawet nie wiesz, jak bardzo :-))
UsuńCudnie - cieszę się bardzo, że Lucek ma się dobrze. No i jaki dzielny z niego podróżnik. Lucjan Siostry mej osobistej tygodniami dochodzi do siebie i strzela focha za wywóz do weterynarza raz na dwa lata (częsciej Paulina nie ma sumienia narażać go na stresy związane z transporterem i podróżą)
OdpowiedzUsuńSylwka - Lucyferiusz to arystKOTrata, więc pewnie dlatego lubi być noszony w lektyce i wożony karetą ;-D
UsuńFryderyk podobnie jak kot Twojej siostry, nie jest entuzjastą przemieszczania się z prędkością większą niż mu jego własne łapy pozwalają ;-)
cieszę się ogromnie ,że jest tak dobrze :D
OdpowiedzUsuńDominisiu - :-)) też się cały czas cieszę i nie mogę uwierzyć, że Lucek wyszedł z wypadku AŻ tak obronną ręką/łapą ;-)
UsuńAta, zasłużyłaś na oczosprawnego kota, bo kolejnego szczęścia w okularach to byś finansowo nie zniosła.
OdpowiedzUsuńJa tak sobie wymyśliłam, by matkom dzieciowo-zwierzęcym to nfz powinien oczka naprawiać laserem, bo one mają na co wydawać monety rozmaite.
Pisz - czy Ci pomoc jakaś potrzebna.
Kankanko - oj masz rację! Banda okularników ludzkich plus jeszcze koci, to za dużo by było szczęścia na raz ;-)
UsuńDziękuję Ci bardzo za pytanie i chęć pomocy :-)
Kochana jesteś :-*
Dajemy radę. Kociego okulistę sponsoruje pan Pepe (nie raz wspominany przeze mnie na blogu).