Lucek przeprowadził dziś wywiad z Atą.
Lucek (L) - Na początek wypada się przywitać. N'est-ce pas?
Ata (A) - O! Poliglota mi się trafił! Si, mon chat :-)
L: Cieszę się, że znalazłem człowieka na mniej więcej moim poziomie intelektualnym.
A: Mniej, czy więcej?
L: Przemilczę... Wiem, że mój Wielki Brat Fryderyk czasami pisze na twoim blogu.
A: Zgadza się. Jak nie widzę ;-)
L: Sprawa wzroku to dla mnie temat dość drażliwy, więc może go póki co pomińmy?
A: Spoko! Do środy masz carte blanche :P
L: Dobrze, że się rozumiemy w tej kwestii... A więc ja jestem inny i nie będę uprawiał partyzantki na twoim blogu, tylko co czas jakiś przeprowadzę tobą wywiad pro publico bono. Co ty na to?
A: Spoko.
L: Spoko... Boszsz! Co za język gminu! Ale revenons a nos muotons... Dręczy mnie podstawowe pytanie...
A: Zadaj mi je więc!
L: Dlaczego się zatrzymałaś i mnie wzięłaś? Nie pamiętam z tamtego dnia za dużo, ale to jedno wiem.
A: A bo ja wiem? Leżałeś taki skulony przy krawężniku. Zagubiony, niczyj, niechciany... A może dlatego, żeś stuknięty, jako i ja :P
L: Pffff! Stuknięty! Też coś! Ze wszystkiego sobie zgrywy robisz?
A: Nooo... Raczej tak :-D
L: To może nie będę się wgłębiał w temat - tak na wszelki wypadek i od razu przejdźmy do kolejnego pytania.
A: Na nic innego nie czekam :-)
L: Podobno zawiozłaś mnie do weterynarza i nie uśpiliście mnie. Dlaczego? Przecież nie rokowałem!
A: Jesteś kotem oświeconym (chociaż stukniętym w mózg) i wiesz, że póki życia, póty nadziei...
L: No coś tam mi się o uszy obiło...
A: Hehehehe! Obiło ci się! ZDERZAKIEM!
L: Przemilczę tę niestosowną uwagę i przejdę do następnego pytania. Co pomyślałaś, jak zadzwonił wet i powiedział ci, że żyję, że jem, że chodzę, że jestem ozdrowieńcem?
A: Tego nie umiem opisać słowami. To po prostu poczułam w sobie. Radość, taką niewymierną. Niedowierzanie, chociaż nie mogłam nie wierzyć weterynarzowi. Szczęście. Euforię, że warto było spróbować, że śliczny kociak zmarnował już jedno z dziewięciu żyć, ale się nie dał i osiem ciągle przed nim!
L: Właśnie. Śliczny, rasowy... A jakbym był zwykłym dachowcem?
A: Lucuś! Nawet jakbyś był zapchlonym, starym i ślepym kundlem, nie zostawiłabym cię tam, przy tym krawężniku!
L: Ekhem... No dobra... Przywiozłaś mnie do domu i wiem, że Fryderyk nie był zachwycony. Dlaczego?
A: Bo wdarłeś się w jego enklawę jedynaka. Do dnia twojego przybycia był niepodzielnym władcą i księciem ogoniastym. Zajmującym miejsca, do tej pory jedynie jemu przynależnych.
L: A bo ja ciągle dotyku i miękkości byłem spragniony. Nawet jeśli ta miękkość, to były chude nogi Chudej...
A: I głównie spałeś, albo jadłeś. Nie, nie jadłeś - ty ŻARŁEŚ! Jak smok!
L: Spożywałem, jeśli już. A, że szybko i wszystko, to tylko przez grzeczność.
A: Tjaaa. Wyjątkowo grzeczny w tej kwestii kot mi się trafił!
L: Pozwolisz, że pominiemy twoje dywagacje i zadam kolejne pytanie. Kiedy odetchnęłaś z ulgą?
A: Jak do stałego repertuaru (jedzenie i spanie) dołączyłeś zabawy i szaleństwa.
L:O matko wszystkich kotów! Co to za makabryczne zdjęcie?? Przecież wiesz, że no cierpię być fotografowany!
A: Wiem! To widać w oczach twych:
L: Bo mi jeszcze owłosienie nie odrosło na lewej kończynie. I głupio tak się pojawiać między ludźmi cywilizowanymi!
A: Jakbyś o tym nie powiedział, to nikt by nie zauważył!
L: Ja swoje wiem! Kolejne pytanie. Dlaczego na dwór wychodzę jedynie pod waszym ścisłym nadzorem, a Fryderyk kursuje w tę i z powrotem, jak chce?
A: Bo jeszcze się boję, że się zgubisz, że poleziesz gdzie nie potrzeba. I nie słuchasz się! Jesteś samowolny, krnąbrny i uparty jak mulica papieska!
L: Bo taki mam charakter! To jest wpisane w moją rasę: syjam tajski! I żadne nakazy i zakazy mnie nie interesują! I w związku z tym nasuwa mi się kolejna pytanie: dlaczego mnie nie obdarłaś ze skóry, jak rąbnąłem ci kordonek z nawleczonymi koralikami, sprułem rozpoczętą bransoletkę, oraz pokryłem cały dół domu (salon, korytarz i kawałek kuchni) rozciągniętym kłębkiem kordonka w kolorze białym?
A: A co by to dało? Się stało. Moja wina, że przyzwyczaiłam się do kota KULTURALNEGO I WYCHOWANEGO (mam na myśli Fredzia), który już wyrósł z kradzieży moich artefaktów. Powinnam była schować do pudła robótki i tyle. Teraz już to wiem :-D
L: Znaczy, że cię WYCHOWAŁEM??
A: Apage, satanas! To ja ciebie mam wychować!
L: No cóż... Powodzenia! :-P
A: Nie wkurzaj mnie! Kolejne pytanie, s'il vous plait!
L: Avec plaisir! Co we mnie lubisz?
A: Jak skupiasz wzrok na czymkolwiek, co nie jest np. palcami od nóg Chudej, warkoczem Ani, moją koszulą nocną, moimi rękami, włosami itp itd!
L: Wolisz, jak się skupiam na obiektywie Chudej?
A: Zdecydowanie! Jak nie strzelasz focha, to całkiem przystojnie wychodzisz:
L: Bo ja ogólnie przystojny jestem! Co jeszcze lubisz?
A: Jak się przytulasz do mnie całym ciepłym, ciałkiem. Jak mi pomagasz przy pracach domowych. Nawet jeśli przez ciebie trwają dwa razy dłużej. Lubię cię dotykać, bo mówisz tak fajnie "mrriiiii?". No i lubię, jak sobie leżysz koło mnie, jak "nic nie robię".
L: znaczy, jak coś dłubiesz? Ja też to lubię! Zwłaszcza, jak mi się niteczki przed nosem tak szybko przesuwają! No normalnie muszę je łapać!!
A: A ja NORMALNIE tego nie LUBIĘ!
L: A wiesz, czego ja nie lubię?
A: Nie.
L: Zdjęć zrobionych w sytuacji intymnej, jak zabawa z wami! Takich jak to:
A: Nie licz na to, panie hrabio, że takich więcej nie będzie! Jesteś zbyt fotogeniczny, żeby ci tak łatwo odpuścić! Ba! Powiem więcej: kiedyś się wkurzymy, to opublikujemy zdjęcia z tego, jak dręczysz swojego kochanego, starszego Wielkiego Cierpliwego Brata Fryderyka! I ciekawe, czy dalej będziesz zgrywał księcia, co to "bułkĘ przez bibułkĘ" :-P
L: Kończę wywiad! Jesteś słabym dyskutantem! FOCH!
A: Foch? Nic nowego, jeśli o ciebie chodzi, LUCYFERIUSZU!
intensywnie o Was dzis myslałam :) najwyraźniej to odczułaś, hehe
OdpowiedzUsuńSekutnico - i ja i Lucyferiusz :-DD
UsuńNono... wywiad rzeka:):) W świetnej kondycji jest kocurek:)I te jego oczy:)Niesamowite:)
OdpowiedzUsuńJaskółko - to prawda - oczy ma jak dwa jeziora :D
Usuńpiękny wywiadzik :D piękne kocurzysko :D cieszymy się w całe 6 sztuk, że wszystko wyszło na dobre :) (PS: Młoda nasza się łasiła do klawiatury jak czytałam posta i oglądałam zdjęcia ;) )
OdpowiedzUsuńAniu - (zamiana nicku jak widzę ;-) ) - widać Młoda miętę do Młodego poczuła :-D
Usuńno proszę ;) coś się w google znowu pozmieniało a ja nawet nie zauważyłam ;) trudno się mówi ;)
UsuńMłoda poczuła koci-mietę ;)
Lucyferiusz bardzo jest przystojny :-) Niby nie czarny, ale na drugie mógłby mieć Behemot ;-)
OdpowiedzUsuńMario - na drugie to on ma diabeł wcielony! :-DD
UsuńCzekałam na ten wpis. :))
OdpowiedzUsuńDocia - to cieszę się, że Lucek w końcu się zdecydował na objawienie się światu ;-))
UsuńAto, mistrzostwo świata, czekamy na dalsze części wywiadu z Tobą ;)
OdpowiedzUsuńKrzysztof - kolejne części zapewne będą - kiedyś ;-)
Usuńale jak to kiedyś, jest np. odcinek 1 - seriale są cykliczne :P
UsuńSekutnico - owszem, są cykliczne, ale telenoweli to raczej nie stworzymy ;-))
Usuń:) ale przerwy wakacyjnej nie będzie?
UsuńSekutnico - nie :-DD Nie będzie przerwy, ani powtórek :-D
UsuńJak to miło o Was poczytać :-) No i trochę się człowiek językowo podciągnie ;-)
OdpowiedzUsuńSylwka - i kto by to pomyślał, że dzięki kotu człowiek się może podkształcić ;-)
UsuńWspaniały wywiad :)
OdpowiedzUsuńTak się cieszę, że Lucek jest szczęśliwym kotem :) Życzę Wam wielu zabaw, i przymrrrrtulanek :)
Kobieto blogująca - dziękujemy bardzo :-))
UsuńŚliczny kocurek, ale charakterek to też ma nie powiem.
OdpowiedzUsuńEwo - oj ma charrrrakterrrek! Z piekła rodem :-DD
UsuńPrzynajmniej masz z nim wesoło ;)
UsuńEwo - oj tak!! Dziś wywalił mi ziemię z dwóch doniczek, a potem pomagał mi ze wszystkich sił sprzątać :-D
UsuńAta! Zaglądam tu i czytam w wolnej chwili. Zaśmiewam się do łez :)))
OdpowiedzUsuńDobra z Ciebie kobieta! Masz gwarantowaną wdzięczność Lucka, wdzięczność objawiająca się właśnie w rozwlekaniu nitek, koralików...
Uściski :)
Jocia - a niech rozwleka! Razem z Fredziem, jeśli chcą :-)))
UsuńBardzo sie ciesze, ze z Luckiem juz dobrze. Jedyne co mnie niepokoi to perspektywa jesgo samodzielnego wychodzenia na dwor. Sama mam dwa koty, chodza na spacery, ale na smyczy. Nie moge sobie wyobrazic, co by bylo, gdyby chodzily samopas. Moze wpadlyby pod samochod, moze ktos by je zlapal, znecalby sie nad nimi. Bardzo prosze go nie wypuszczac samego kiedys w przyszlosci. Pozdrawiam serdecznie. Kasia
OdpowiedzUsuńKasiu - wszystkie moje koty zawsze były, są i będą kotami wolno żyjącymi. W sensie, że nie ograniczam im ich wolności. To jest sprzeczne z kocią, dziką naturą. Nie mieszkam przy ruchliwej drodze, tylko w zasadzie, prawie w lesie :-)
Usuńśw Franciszek cieszy się niezmiernie
OdpowiedzUsuńKonkata - a o tym nie pomyślałam :-) Faktycznie tak może być :-))
Usuńzdrowia życzę kociakowi a to tobie kasiory, jak to w jednym kabarecie mówili, na leczenie sierściucha
UsuńKonkata - kasiora jest - świnka Klementynka oddała bez żalu to, co na maszynę zbierała ;-D
UsuńSuper, że wydobrzał :) jak oczy?
OdpowiedzUsuńWywiad kapitalny :)
Ewka - nie wiem. Wydaje mi się, że ok, bo rozrabia całkiem normalnie. Ale może słuchem nadrabia niedostatki wzroku. W środę będę mądrzejsza, bo jedziemy na kontrolę do kociego okulisty :-)
Usuńhp Garncarza?
UsuńSekutnico - tak jest! Tym razem do niego, bo wrócił z urlopu :-)
UsuńNajlepsiejszy - będzie dobrze
UsuńAto - trzymam kciuki, aby wszystko było dobrze z Lucusiem, to piękny koteczek i widać, że jest szczęśliwy. W środę będę niecierpliwie czekać jaką diagnozę postawił koci okulista, daj Boże, aby pomyślną. Podrap za uszkiem Lucusia i Fredzia, a Ciebie pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńMałgosiu - dziękuję bardzo! Na pewno napiszę co z oczkami Lucka :)
UsuńKciuki trzymam za Lucka. Czy Fredzio już się na niego nie boczy ?
OdpowiedzUsuńMięta - Fredek lubi Lucka (z wzajemnością), ale czasem strzela fochem i potrzebuje większej uwagi i zapewnień o swojej doskonałości :-D
UsuńCóż za rasowy........ dziennikarz!
OdpowiedzUsuńDobrze, że się chętnie bawi:)
Ja też czekam na wiadomość o oczkach.
Ninka.
Ninka - wiadomości na temat oczy dziennikarza jutro :-)
UsuńDopiero teraz przeczytałam historię Lucka i aż się popłakałam czytając posta jak go znalazłaś. Bardzo Cię podziwiam, że uratowałaś go!
OdpowiedzUsuńNami - a co tu podziwiać? Toż to normalny odruch był :-)
UsuńOczy wyglądają całkiem nieźle. mam nadzieję że potwierdzi to fachowiec :)
OdpowiedzUsuńLucek trafił do fajnego domu, nie wiadomo jaki był ten poprzedni. Czy ktoś go szukał czy nie zadał sobie trudu. Z moich doświadczeń wynika że rzadko to robią. Nawet do pobliskiego schroniska nie zadzwonią nie mówiąc o ogłoszeniach.
Rucianko - tez na to liczę i nie mogę się doczekać jutrzejszej wizyty :-)
UsuńNikt go nie szukał. Nie było żadnych ogłoszeń. Specjalnie objeździłam okolicę.
A my wczoraj na kijach znalazłyśmy małe pisklę i idąc za Twoim przykładem postanowiłyśmy je uratować, ale się nie dało! Dzisiaj zdechło:(Może jak mi się uda napiszę coś więcej na blogu! Pozdrawiam i świetny wywiad z Luckiem:)
OdpowiedzUsuńDanusiu - nie rób sobie wyrzutów! Ptaka jest bardzo trudno uratować. Zwłaszcza, że mogło być chore i zostało wyrzucone z gniazda przez rodziców - cóż robić - naturalna selekcja. W naturze osobniki słabe nie mają szans na przeżycie i dzikie zwierzęta same eliminują słabsze młode w ten, okrutny z naszego punktu widzenia, sposób.
Usuńależ On jest śliczny :)
OdpowiedzUsuńDominisiu - i do tego kawał łobuza :-D
UsuńArcyKot jednym słowem!
OdpowiedzUsuńKankanko - ArcyAncymon ;-)
Usuń