Jeden z piekła rodem Lucyferiusz (chociaż w sumie ostatnio się zmienił i jest przykładem kociej łagodności), a drugi niebiańsko spokojny, zrównoważony i łagodny jak owieczka Fryderyk.
Foto by Joanna
Dziś będzie o Fredziu.
Kilka dni temu, w czasie codziennych pieszczotek, wymacałam u kocmabra pod lewą pachą jakąś taką torbiel. Nieduże to było - może wielkości małego orzecha włoskiego, albo dużego laskowego.
Niebolesne.
Ot - coś się zabliźniło i otorbiło. Może jakaś stara blizna nabyta w międzyczasie.
Ale postanowiłam monitorować tę gulkę - dla spokojności.
Wczoraj Fred zachowywał się trochę dziwnie - było gorąco jak licho, a on leżał na ławce przykryty moją ostatnio uszytą narzutą patchworkową (z dżinsu!!!). Słońce go prażyło, a on tak sobie leżał...
Po kilku godzinach wstał, upolował nornicę, przyniósł jako wsad na grilla i stracił zainteresowanie gryzoniem.
Po prostu puścił ją wolno.
Dziś rano, po wstaniu z łóżka, znalazłam Fredzia drzemiącego na skrzyni w łazience z policzkiem wtulonym w mój polar.
Zaniepokoiło mnie to, że kompletnie nie zareagował na moje wejście i głaskanie.
Zwykle motorek włącza się na widok pańci, a lekkie nawet miźnięcie po łepetynie, powoduje wywalenie podwozia do góry i niezwerbalizowana zachęta: "no brzuszek głaszcz, brzuuuuuuszek!"
A dziś nic. Tak kompletnie.
Tknięta złym przeczuciem, pomacałam go delikatnie pod lewą paszką.
I zrobiło mi się słabo: po pierwsze - Fredek zareagował bolesnym miauczeniem, a po drugie - ten orzech był już wielkości limonki!
Ile minęło? Kilka dni. Na pewno nie był to tydzień.
Pojechałyśmy wszystkie trzy plus Fredziątko do naszego weta.
- To wygląda na zmianę nowotworową. Trzeba będzie to wyciąć i posłać na histopatologię. Albo zrobić biopsję, a potem ewentualnie wyciąć. Póki co: przeciwbólowe, przeciwzapalne i antybiotyk. Miejmy nadzieję, że to zwykła torbiel.
Miejmy nadzieję. Na udzie Fred ma też taką torbiel, jak pod pachą. Na razie malutka. Ot - taki włókniaczek.
Kciuki potrzebne poczwórnie:
1: niech to nie będzie nowotwór!!!
2: jutro i pojutrze sama muszę robić mu zastrzyki (podskórnie - chyba dam radę) - wet wyjechał na weekend. Kiedyś kułam siebie i koty, i jakoś dałam radę, ale to było parę lat temu - mogłam wyjść z wprawy.
3: niech to nie będzie nowotwór!!!
4: niech to do cholery jasnej nie będzie nowotwór!!!
będzie dobrze! bo musi być, 7 żyć ma kocio, co nie?
OdpowiedzUsuńniech to nie będzie nowotwór
OdpowiedzUsuńTrzymam!
OdpowiedzUsuńTrzymam już te kciuki!!!!!!!
OdpowiedzUsuńTrzymam mocno kciuki i czaruję dobrą energię. :)
OdpowiedzUsuńniech nie będzie!!!
OdpowiedzUsuńNie będzie, niech nie będzie , no nie może być, nie i już, nie będzie!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki !!!
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki! Niech wszystko się dobrze skończy!
OdpowiedzUsuńOjej, nie wygląda to najlepiej. Ale jest szansa, że to zropiała torbiel, nie nowotwór, sądząc po tym, że tak szybko się powiększyło i jest w takim stanie zapalnym.
OdpowiedzUsuńPod względem medycznym każdy włókniak, torbiel są nowotworami- tyle tylko,że są to nowotwory łagodne. Te złośliwe z reguły do końca są niebolesne. A Lucyferunio to dziecko szczęścia , kciuki za niego potrzymam.
Buziam;)
Trzymam i łap i u nóg! Niech nie będzie! NIE będzie, Ata co głupoty tu piszesz!
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki! Wszystkie jakie mam!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kuj!
OdpowiedzUsuńDasz radę.
Jak się skończy źle też dasz radę.
Życie - po prostu życie...
Ale niech się skończy dobrze.
Całuję i ściskam :***
Ja tez trzymam !
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki bardzo mocno. Ja ma psa po operacji. Biedak siedzi w kołnierzu. Na szczęście operacja się udała i wszystko się mu goi jak powinno. Życzę tego i Twojemu kotu :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKciuki trzymam!
OdpowiedzUsuńNa pewno będzie wszystko dobrze.
A ta biopsja lub operacja to będzie po weekendzie?
Trzymam kciuki i mantrowo zaklinam: to nie nowotwór, to nie nowotwór, to nir nowotwór...
OdpowiedzUsuńNiech to nie będzie nowotwór!!!! trzymam wszystkie paluchy za Fredzia. Będzie ok!!!!
OdpowiedzUsuńDołączam swoje kciuki!
OdpowiedzUsuńNa pewno będzie dobrze!
I ja dołączam, a zaraz "uruchomię" przyjaciółkę, też czarownicę i będzie nas więcej. Zobaczysz będzie dobrze. Niech moc będzie z Wami! Kasia.
OdpowiedzUsuńZaciskam do bialosci!!!! Musi byc dobrze.... I podrap za uszkiem ode mnie
OdpowiedzUsuńDziewczyny! Kochane moje! Hurtem odpowiem: NIE dziękuję! Absolutnie!
OdpowiedzUsuńW poniedziałek będę wiedziała więcej. Dziś guz jest ciut mniejszy i mniej tkliwy :))
Trzymam kciuki za kociambra! Pocieszę Cię - nawet jeśli to nowotwór - to nic ostatecznego. Nasza Rodzynka miała ropomacicze i guza sutka. Operacja była przeprowadzana razem na jedno i drugie - pocięta była straszliwie, ale żyła jeszcze szczęśliwie dwa lata :)
OdpowiedzUsuńBędzie dobrze, ale trzymam..........
OdpowiedzUsuńPozdrawiam słonecznie.
Trzymam kciuk mocno za Fredzia.
OdpowiedzUsuńBędzie dobrze.
Trzymam kciuki mocno...
OdpowiedzUsuńTrzymam wszystkie możliwe kciuki!
OdpowiedzUsuńA może po prostu go coś użarło? Uśmiecham się do Was bardzo, bardzo cieplutko.
OdpowiedzUsuńTrzymam. Niech nie będzie.
OdpowiedzUsuńAż mi się gorąco zrobiło!
OdpowiedzUsuńNiech to nie będzie nowotwór! Trzymam kciuki tak mocno jak się da - jestem myślą z Wami.
Pozdrawiam serdecznie i kizianki dla obu moich pupilków, dla Fredzia delikatne coby nie bolały.
OdpowiedzUsuńAto - już wieczór - a ty nic nie piszesz - co z naszym pupilkiem- mamy mieć nerwice - czas na spanko a co zrobić z kciukami - niecierpliwie czekam na wieści - ta rzadko komentująca Wanda
Podpisuje się pod nr1,3,4,!!!!zastrzyk pewno dałaś radę zrobic
OdpowiedzUsuńDopiero teraz, ale trzymam mocno.
OdpowiedzUsuńJa też już obgryzłam wszystkie paznokcie, zostały mi tylko te od kciuków. Atusiu, litości, co z Fredkiem? Bardzo się martwię, jeśli trzeba będę trzymać ile wlezie, ale czy to działa na kocurka? Pozdrawiam i trzymam dalej, Kasia z Olsztyna.
OdpowiedzUsuńRany... Dopiero trafiłam na tego bloga a tu... Trzymamy kciuki z Rychosławem- moim kocurrem za wszystkie punkty z końca posta !!!
OdpowiedzUsuń