niedziela, 3 grudnia 2017

Drobiazgowe zaległości

Ło matko z córkom! Ani jednego wpisu w listopadzie!
Ależ się opóźniłam i zaniedbałam!

Co mam na swoje usprawiedliwienie?
Niewiele. Dwa słowa: notoryczny niedoczas!
Gdyby za czas wolny płacono gotówką, byłabym bankrutem :-D
No nic to. Czasem jakąś tam chwilkę łapałam i szyłam pierdołki i drobiazgi.
I się zebrały te drobiazgi w zaległości.

Zacznę od tego, co uszyłam tak zwanym rzutem na taśmę, czyli kalendarz adwentowy dla moich sssstrasznie starych, ale niezmiennie hodujących w sobie dziecko wewnętrzne, córek.
Panel kupiłam na początku listopada i ciągle wydawało mi się, że czasu na uszycie to ja mam hohoho! A może i więcej ;-) Wprawdzie moje dziewczyny mają już jeden kalendarz, który uszyłam jakieś dwa-trzy lata temu, ale doszłam do wniosku, że może czas na małą zmianę.

Aż tu nagle, w ubiegłą niedzielę, dodarło do mnie, że czas to mi się skurczył do bólu i kalendarz muszę uszyć JUŻ i NATENTYCHMIAST, jeśli ma być użyty od razu, po bożemu, pierwszego grudnia.
Sprężyłam się i dałam radę!
Oto on:

Wypikowałam na szybciora, lotem nawalonej pczoły.
Górę nitką metalizowaną złotą, a dół metalizowaną srebrną:




Ufff! Dałam radę i kalendarz godnie pełni swoją funkcję od 1.12 :-D

To nie jedyny kalendarz, który powstał u mnie w tym roku.
Drugi, a według kolejności szycia, pierwszy był ten:


Ten mogę nazwać wielbłĘdem, bo się machnęłam przy szyciu. W sensie, że nie poczytałam przed cięciem instrukcji szycia, tylko podziabałam wszystkie kieszonki jak leci, a potem je przyszłam.
A to nie tak miało być! O nie! Trzeba je było ciąć w poziomie i przyszywać jak pan Bóg przykazał od 1 do 25. Trochę się zdeprymowałam, bo doczytałam po niewczasie, ale potem wzruszyłam ramionami i stwierdziłam, że wielbłĄd wyszedł temu kalendarzowi tylko na zdrowie, bo cała zabawa w tych kalendarzach polega na poszukiwaniu kolejnej kieszonki i odkrywaniu co też ona kryje w sobie. A wg. instrukcji szyciowej kieszonki byłyby po kolei. Bez sensu! Tak więc jest jak jest - inaczej nie będzie :-D
W zbliżeniu wygląda o tak:
Jako element poglądowy, w jednej z kieszonek wylądował lizak czekoladowy. Dość długi, szczerze mówiąc.
Tenże kalendarz jest prezentem dla mojej siostrzenicy.

Zastanawiałam się jak go zapakować. Najprościej byłoby wtrynić w kupną, papierową torbę. Trochę trudniej - opakować papierem, przewiązać kokardą.

Ja poszłam ciut dalej i opakowanie na prezent po prostu szyłam :D

Alicja będzie mieć jakże modny w tym sezonie plecako-worek (czy też może worko-plecak?).
Na pewno przyda jej się na wycieczki. Albo na strój na WF. Albo na skarby. Albo... Sama sobie wymyśli na co :-D
Worek jest raczej solidny i dość wytrzymały, bo do środka dodałam podszewkę:

A tak prezentuje się na plecach poglądowych (Anna robiła za modelkę)
Mam nadzieję, że oba prezenty przypadną najmłodszej pannie w rodzinie do gustu...

A na zakończenie zaległości durnowieszka naścienna w klimacie okołoświątecznym.


Czyli: był sobie panel z bałwanami, szkoda Acie było go ciąć, no to se  strzeliła takie coś naścienne.
W jedynie słusznej i w tym roku obowiązującej wg. Joanny kolorystyce, czyli granat ze srebrnym...
Rozmiar całokształtu: 123 cm na 43 cm. Czyli idealnie wpisuje mi się w kawałek łysej ściany, przy której będzie za czas jakiś stała choinka.
Bałwanki w celu uwypuklenia ich urody, piknęłam z wolnej ręki "doobkoła":
A ramki (jedynie słuszne, czyli biało-srebrne i granatowo-srebrne) srebrną metalizowaną nitką.

No cóż ja mogę rzec? Się pokajać, że przerw takich długich we wpisach już nie będzie? No nie wiem... Poza tym - mało kto już tu zagląda i komentuje, więc...
Nie mnie zadowolona jestem, że przy tak koszmarnie okrojonym czasie jednak czasem coś mi się udaje szyć. Czy to się podoba, czy nie - to już insza inszość :-D


Za zdjęcia dziękuję bardzo mojej starszej córce Joannie :-)

Informacje dla dociekliwych:
Panel na kalendarz z domkami, nici metaliczne i specjalne igły do szycia tymi metalikami kupiłam u TU
Drugi panel kalendarzowy (ten, który najpierw pocięłam, a potem poczytałam instrukcję) do nabycia był (a może i dalej jest) TU 
Panel z bałwanami kupiłam na wyprzedaży na FB od Agi z Wytwórni Śliczności.

23 komentarze:

  1. Listopad to taki dziwny miesiąc, niewiele się ma czasu a i robić się za wiele nie chce.Na szczęście ominęły mnie w tym roku frajdy kalendarzowe niemal doszczętnie. Piszę "niemal", bo jednak musiałam posklejać 24 domki-pudełeczka.Napełnienie ich i potem schowanie tak, by Krasnale musiały się naszukać - zostawiłam córce.
    Wczoraj zaliczyłam już jeden jarmarko-koncert świąteczny, bo chór, w którym starszy Krasnal śpiewa dawał koncert charytatywny. Na razie muszę poczaszkować nad drugim dniem świąt, bo wiadomo, że będzie u mnie. I nad dekoracją na balkon- wszak tu wszyscy ćwiczą dekorowanie balkonów- królują podświetlane gwiazdy bo na każdym balkonie jest gniazdko elektryczne.A u niektórych już stoją choinki uformowane z samych światełek.
    Twoja naścienna "durnowieszka" jest bardzo ładna i wesoła i będzie fajnym tłem dla choinki.
    Worko-plecak wraz z kalendarzem z całą pewnością się spodoba. I ten kalendarz dla Twoich "dzieciaczków" też ładny. To dobrze, że jeszcze troszczą się o swoje wewnętrzne dziecko. Tyle ich co są jeszcze w domu u mamy i taty.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu - czytałam o Twoich zmaganiach przeprowadzkowo-remontowych. Cieszę się, że żyjesz w normalnym kraju z jasno określonymi zasadami działania. I tak właśnie powinno być - jedyne zmartwienie typu jak ubrać balkon na święta :-D Należy Ci się ta spokojna normalność :-))

      Usuń
    2. Oboje tu odżyliśmy i to tak bardzo, że nawet mi nie żal czegokolwiek z rzeczy które pozostały, lub które oddałam.Poza tym miło mieć świadomość, że nasza obecność nieco upraszcza życie córce i zięciowi.
      Miłego;)

      Usuń
  2. Bardzo mi sie podobaja twoje oba kalendarze. Ciagly niedoczas to ja tez znam. A kalandarza adwentowego moje dzieci male nigdy nie mialy. Moze jesli kiedys babcia zostane to nadrobie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okko - moje córki już są dość stare, ale to wcale nie przeszkadza im cieszyć się ze słodkości wkładanych przeze mnie codziennie do kieszonek kalendarza. Więc jeszcze nic straconego ;-)

      Usuń
  3. Takie mnóstwo pięknych rzeczy uszyłaś, to jak jeszcze masz mieć czas? A codzienne obowiązki też przecież wykonujesz. Każdy człowiek ma do dyspozycji 24 godziny, a niewielu mogłoby się pochwalić taką ilością dokonań. Ata, pięknie szyjesz, wszystko mi się podoba :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Asiu - bardzo Ci dziękuję za tyle miłych słów. Twoje pochwały są dla mnie bezcenne! :-))

      Usuń
  4. Kalendarze są po prostu piękne.
    Wspaniałe kolory - żywe, radosne :)
    Pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haniu - dziękuję :-) Faktycznie tak samo wyglądają w realu. To zasługa fotografa :-)

      Usuń
  5. Uszyte przez Ciebie drobiazgi bardzo ładne, pomysłowe i wbrew nazwie jednak czasochłonne. Jednak radość jaką sprawią obdarowanym warta jest włożonego wysiłku. Nie wiem, skąd przeświadczenie, że "mało kto już tu zagląda i komentuje, więc.. ". Ja z wielką niecierpliwością czekałam na kolejny post. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iwona - bardzo dziękuję. Zarówno za miłe słowa jak i za to, że zaglądasz tu do mnie. Nie mam pojęcia kiedy będzie następny wpis. Może jaki kiedyś skończę pikować narzutę. Ale idzie mi to tak opornie, że nie wiem, czy wyrobię się w tym roku ;-D

      Usuń
  6. Cudowne kalendarze.Swietna kolorystyka.Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj tak, niedoczas to bardzo powszechny problem :) Wszystko mi się strasznie podoba u ciebie!
    pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  8. Wszystkie prace śliczne. Kalendarz z pierwszej fotki cudny
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dendrobium - to przede wszystkim zasługa pięknego panelu od Ewy :-)

      Usuń
  9. Kalendarz grudniowy przebija wszystko. Chociaż konkurencję ma dużą. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Monika - dziękuję za miłe słowa :-)

      Usuń
    2. dopisuję się tu...kalendarz cudny i pomysł cudny!!!

      Usuń
  10. brak czasu, tiaaa, no cóż pewnie ta turbo maszyna sama się obsługuje i sama takie cuda wymyśla...
    uszytki pięknie Ci wyszły

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że chcesz pozostawić po sobie ślad :-)