niedziela, 24 maja 2009

Zabawa, spotkanie i 54 MTK

Do zabawy zaprosiła mnie Ela.

4 miejsca, w których mieszkałam:
Warszawa, Bad Durrenberg, Merseburg, Warszawa
4 miejsca do których lubię wracać:
mój dom, Hel, mój dom, Hel ;-)
4 ulubione potrawy:
biały barszcz z dudkami, spaghetti ze szpinakiem, flaki, karkóweczka z grilla
4 potrawy, których nie znoszę:
cynaderki, ozory, frutti di mare, żurek
4 pasje, hobby:
hardanger, frywolitki, decoupage, czytanie wszystkiego co ma literki
4 miejsca, które zwiedziłabym, gdybym miała taką możliwość:
norweskie fiordy, Indie, Chiny, Nową Zelandię
4 seriale, programy, które lubię:
nie oglądam TV
4 miejsca pracy:
Przedsiębiorstwo Automatyki Przemysłowej, Centrala Eksportowo-Importowa, Liceum Ogólnokształcące
4 rzeczy, które chciałabym zrobić, przeżyć:
skoczyć ze spadochronem, polecieć na paralotni,
4 ulubione filmy:
Amelia, Efekt motyla, Sami swoi,

4 rzeczy, które robię po wejściu na internet:
sprawdzam pocztę, włączam gg, "odpalam" bloga,
4 osoby, które zapraszam do dalszej zabawy:
Krzysia
Lilka
Kasia
Frezja

Ufff!

To teraz o dzisiejszym dniu. Ostrzegam - długie będzie!!
Umówiłam się kilka dni temu na spotkanie z Krzysią. Od bardzo dawna czekałam na możliwość spotkania się w realu, a nie tylko poprzez internet. No i dziś się udało! Dziewczyny z "kołderkowa" miały swoje stoisko przed Pałacem Kultury. Tak z okazji Międzynarodowych Targów Książki ;-). Krzysia przyjechała z nimi w celach towarzysko-rekreacyjnych, ale jak później sama naocznie widziałam - również włączyła się czynnie do sprzedaży. Szkoda, że nie miałam aparatu, bo patchworki, które miały na stoisku normalnie zatykały. Cudeńka! Musicie mi uwierzyć na słowo!!
Z powodu dość wrzaskliwej atmosfery przed Pałacem poszłyśmy sobie przyklapnąć na ławce nieco oddalonej od głównego skupiska. Bardzo miło nam się gawędziło. O czym? A o wszystkim ;-). W pewnym momencie mój osobisty "ogonek", czyli Ania kłapiąc zębami oznajmiła, że jest jej zimno! Więc ruszyłyśmy na spacer wokół Pałacu. Od strony Świętokrzyskiej była jakaś impreza dla dzieci "Stolica dzieci" czy jakoś tak. Ania szła sobie między namiotami poszczególnych dzielnicowych domów kultury, ale jakoś nie wykazywała większego zainteresowania. Wzięła sobie tylko jeden balonik, Krzysi i mnie wetknięto jakowąś gazetę i tyle. Doszłyśmy znowu do stoiska patchworkowego i niestety musiałyśmy się rozstać :-((. Krzysia powędrowała pomagać koleżankom, a my z Anią teoretycznie do samochodu...
Teoretycznie, bo od niechcenia zagadnęłam dziecinę:
-Słuchaj, jak już tu jesteśmy, to może sobie wdepniemy na targi?
-NO PEWNIE! - zakrzyknęło dziecię.
Kolejka była jak jasna cholera! Długa, zakręcona, pokręcona i potworna! Ale stanęłyśmy. Nawet szybko szło. Po ok 10-15 min dopełzłyśmy do kasy. I szlag mnie trafił!! Od wielu lat przyzwyczajona jestem, że na Targi wchodzę za frico - wystarczy jedynie zaświadczenie z pracy, żem bibliotekarz i maszeruję sobie do biura akredytacji, dostaję identyfikator i już! A tu przyszło płacić... No nie powiem, żeby jakieś kosmiczne pieniądze (7 zł za mnie, 3 zł za małą), ale... ;-) Same rozumiecie - 7 zł natychmiast przeliczyłam na kordonki ;-D.
Po wejściu do środka moje maleństwo pomknęło do planu Targów i zaczęła szukać "swojego" wydawnictwa GRANNA. Szybciutko odnalazła i powlokła matkę do wrót raju książkowego.
Jak zwykle i tradycyjnie był ścisk, tłok i wściekły upał. Ale... Były książki! DUŻO!! PIĘKNE!! NOWE!! KUSZĄCE!! I... skubane - drogie :-/ Nic to!
Dziecko wiedzione nieomylnym instynktem poszukiwacza parło do przodu jak taran. Na rozdrożu powiedziałam:
-Skręcamy w lewo.
Ania posłusznie poszła gdzie mama powiedziała, ale po kilku krokach stanęła i oznajmiła:
-Źle idziemy! Mam iść do sektora B do stoiska 224! A ty mnie źle kierujesz!
I szybki obrót na pięcie i fruuu przed siebie! Ledwo ją za warkocz złapałam i dałam tak się wlec przez korytarze i kuluary Pałacu...
-No widzisz! TERAZ dobrze idziemy - powiedziała małolata - masz tu stoiska: 248, 247 czyli idziemy w dobrą stronę!
Nie pozostało mi nic innego, jak dalej trzymać się kurczowo warkocza drugorodnej i dać się prowadzić niczym ciele na rzeź (finansową ;-) ).
Przy stoisku "Wydawnictwa Pierwsze" powiedziałam stanowczo
-Prrrrrrrrr! - bo zobaczyłam najnowszą książkę mojej promotorki, pani prof. Joanny Papuzińskiej. No i kupiłam maleństwu - nie protestowała ;-).
Przy okazji dowiedziałam się, że p. Papuzińska pisze teraz książkę pt "Nasz tata czarodziej", bo podobno tatusiowie protestowali, że jest tylko książka o "Mamie czarodziejce". No to czekamy ;-). Aha! I zbłaźniłam się po raz kolejny, bo zadałam mojej córce głupie pytanie:
-A "Mamę czarodziejkę" czytałaś?
O matko kochana! Jakim mnie ona wzrokiem obdarzyła... Że ja się pod glebę nie zapadłam to normalnie cud!!
No i dalej galop do stoiska GRANNY. Po drodze wydawnictwo Multico. I moje dziecię ledwo sięgające nosem nad ladę stoiska wypatrzyło bystrym swym błękitem książkę pt: "Mały medyk"...
-Oooooooooooooooooooo!! Ja ją chcę!! Bo przecież będę lekarzem!! - ryknęła z piersi swej cherlawej...
Co było robić? Wzięłam i kupiłam. Przecież nie będę dziecku rzucać kłód pod nogi, skoro takie ma parcie na medycynę ;-)
W końcu doszłyśmy do JEJ stoiska. No i się zaczęło:
-Hmmm... Tę grę już mam... Tę też. OOO!! "Super Farmer"!!
-Na strychu jest!
-Aha... Hmmmm... O! "Kamuflaż"! Nie znam!
Miła pani ze stoiska chętnie wtajemniczyła dziecko w arkana gry, ale kupiłyśmy w efekcie trochę łatwiejszą wersję "Piraci".
Powiem Wam, że wciąga jak licho! I ma jedną niezaprzeczalnie, cudowną zaletę: jest grą dla JEDNEJ OSOBY!! ;-) Ale już po powrocie do domu grałyśmy na zmianę :-D
"Kamuflaż" kupimy - za rok...
Następnie poprosiłam grzecznie moją przewodniczkę o postój przy wydawnictwie "RM", ale nic nie kupiłam - jakoś tak wyszło.
Idąc - jak naiwnie sądziłam do wyjścia - Ania przypomniała sobie, że koniecznie trzeba iść do "Naszej Księgarni". I co ciekawe dobrze wiedziała, który sektor i które stoisko. Żeby do niego dojść, trzeba było przelecieć przez połowę Pałacu. I tak mknęłam ciągle uczepiona warkocza...
Przy jakimś wydawnictwie zaprotestowałam nieśmiało, bo liczne bagaże (dziecko zbierało różne rzeczy i dawało tragarzowi do targania) zaczęły nieco mnie przytłaczać i się sypać. I chwała Bogu! Bo jakaś litościwa animatorka zaproponowała Ani malowanie buzi. Córka zamieniła mi się w tygrysiczkę:

A ja dzięki temu mogłam przyklapnąć sobie na 15 min, na stołeczku dla krasnoludków i poczekać na koniec malowania miło gawędząc sobie z panią przeobrażającą homo sapiens w homo animal.
Idąc dalej w kierunku tylko ogólnie mi znanym, moje dziecko zostało zatrzymane w pędzie przez pana z wydawnictwa "Arkady":
-Proszę- tygrysek dla ślicznego tyryska :-D
Ale to jeszcze pikuś... Przyhamowałam moje małe przy stoisku "DK" i oglądałam sobie książkę o ziołach. W tym czasie tygrysek wypatrzył "Atlas węży" i z radosnym okrzykiem zaczęła go oglądać. Pani obsługująca stoisko zapytała:
-A ty lubisz węże??
-Tak! I trochę o nich wiem.
I zaczęła robić jakoweś naukowe wywody na temat oglądanych paskud. Do pani numer jeden dołączyła pani numer dwa, a po chwili również pan. Specjalnie nie słuchałam ich rozmowy, bo podziwiałam fotki ziółek. Ja skończyłam pierwsza i cierpliwie stałam i czekałam na Anię. Przejrzała całą książkę. Kartka po kartce... W końcu odłożyła ją na miejsce i powiedziała:
-Fajna jest.
Zanim zdążyłam otworzyć paszczę i powiedzieć, że mowy nie ma i nie kupię, pani numer jeden powiedziała:
-Proszę Aniu! To dla ciebie od naszego wydawnictwa - wręczyła jej tenże album...
Szczęka mi opadła... Tym bardziej że w tym samym czasie ktoś NORMALNIE PŁACIŁ za ten atlas!!
Ania podziękowała rozpromieniona i stwierdziła, że to na pewno zasługa tego malunku na buzi ;-).
W końcu dowlokła mnie do "Naszej Księgarni". A tam dostała amoku! Najchętniej wykupiła by (za moją krwawicę) wszystko hurtem jak leci!! Ale byłam nie ugięta. Zredukowałam stoisko do trzech książek i kazałam jej wybrać jedną z nich mówiąc:
-Albo rybki, albo akwarium! Wybieraj!
Panowie sprzedawcy nieśmiało zauważyli, że rybki bez akwarium nie przeżyją, więc powiedziałam:
-W takim razie dziś ograniczymy się do akwarium!
Ania ciężko wzdychając wybrała "Mikołajek i inne chłopaki", bo tylko tej części nie miała, a "Detektywa Pozytywkę" zostawiła na inne czasy.
To są Ani łupy książkowe
Innych już nie będę wymieniać, bo za dużo tego... Ja się obłowiłam wybitnie... Dwa katalogi, jeden namiar napisany na kartce i darmowy kalendarz wciskany każdemu, kto się nawinął...
Ale... Super było! A za rok - 55 MTK!!

12 komentarzy:

  1. Zaczytalam sie.....
    Dziecku ksiazka o wezach slusznie sie nalezala, tez bym jej dala.
    Dziekuje za zaproszenie do zabawy :-) Sie jutro wypowiem :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ata, bardzo Ci dziękuje, że mogłyśmy się spotkać,choć tak króciutko. Intuicja mnie nie zawiodła i tym razem, jeśli ktoś w necie wydaje się miłą osobą w realu to się potwierdza.
    Dwie filigranowe istotki, widziane po raz pierwszy, przez kilkanaście minut były niezwykłym towarzystwem. Ata, dziękuję !

    Teraz muszę zająć się domem i domownikami, bo dwa i pół dnia mojej nieobecności to prawie jak wojna :)))))

    OdpowiedzUsuń
  3. Paznokcie gryzlam z nerwow czytajac Twoja opowiesc...Moja, obecnie juz pelnoletnia corka, nigdy nie miala zadnych potrzeb, za to teraz....

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak miło, że nie tylko ja kwalifikuję się do wariatkowa;) na targi książki nie jeżdżę bo wyszła bym goła i bosa... nawet bez majtków które to bym wymieniła na książki. Do internetowych księgarni wchodzę raz w miesiącu - bo zawsze się wypłuczę ;). Szajbę czytelnicza mają tez moje trzy facety....dobrze, że dom duży.

    OdpowiedzUsuń
  5. Podziwiam za umiejętność ograniczania się przy kupowaniu książek. Ja do księgarni i tego typu przybytków wchodzić nie powinnam, bo całe kasa z portfela mi znika ;D
    Super, że córcia ma taki stosunek do książek. Ale to w genach dostała ;) A atlas jej się należał!
    Fajnie żeście się dobrze bawiły ;D
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajna zabawa:) I Krzysiu masz rację... Ja też nie spotkałam drugiej tak sympatycznej osoby jak Monia:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Krzysiu! Bardzo Ci jeszcze raz dziękuję za przemiłe spotkanie i tak bardzo ciepłe słowa pod moim adresem :-).

    Niesiu - zawstydzasz mnie...

    Lilka - czekam w takim razie ;-)

    Aga i Johanah - niełatwo mi, oj niełatwo oprzeć się pokusie kupowania kolejnych książek... Ale twardym trza być, a nie miętkim!! ;-)

    Ezieta - ja myślę, że mała też wraz z wiekiem będzie co raz bardziej eskalowała potrzeby ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Szkoda, że targi ksiazki są w (odległej dla mnie) Warszawie. Ja pewnie też wyszłabym z torbą książek :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny opis!!! Tak jak Ezieta, czytałam zaciekawiona do ostatniej kropki, a trafiłam tu od Agnydz.
    A jak dziecko tak lubi książki to na ul. Koszykowej w Wawie jest Skład Taniej Książki i jest tam na serio tanio. Choć ja zostawiłam tam już majątek ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Missy - wiem o tym raju, ale się wystrzegam jak ognia ;-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Uśmiałam się czytając Twoje wpisy, masakra normalnie. Super!!!
    A tak wogle to z panią Papuzińską miałam wykłady w poprzednim roku. Przemiła osóbka

    OdpowiedzUsuń
  12. Kasiu! Czy studiujesz bibliotekoznawstwo??

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że chcesz pozostawić po sobie ślad :-)