niedziela, 14 czerwca 2009

Od oburzenia do rozbawienia...

Dziś z braku czasu i innych okoliczności zamiast drugiej części hardangera wklejam opowiadanko z multiply:

"Cześć! Jak masz na imię? Ile masz lat?" Tak najczęściej poznają się dzieci. Dla nich to normalna forma zapoznania się z drugim człowiekiem ich gabarytów.
Z dorosłymi bywa już inaczej. A pytanie o wiek zdecydowanie nie pada przy pierwszej rozmowie. Chociaż z tym ostatnim stwierdzeniem bywa różnie...
I w zależności od tego ile lat pokazuje nam bezlitosna metryka, nasze reakcje są bardzo rozbieżne.
Przytoczę Wam 4 historyjki. Dwie mojej Mamy i dwie moje.
Co ciekawe - wszystkie wydarzyły się w lipcu (oczywiście w innych latach).

Lipiec 1968 - Bułgaria...

...czyli huk lat temu nazad. Byłam wówczas dziecięciem niewinnym, zaledwie półtorarocznym. Mieszkaliśmy wtedy w Bułgarii, ponieważ mój tata został tam wysłany na kontrakt. Kiedy tata był w pracy, my z Mamą plażowałyśmy na całego.
Woda w Morzu Czarnym w porównaniu z naszym polskim Bałtykiem to normalna zupa, więc moja rodzicielka bez oporów trzymała mnie w wodzie (ku mojej radości). Pod czujnym okiem Mamy pławiłam się przy brzegu, paprałam piachem i ani mi w głowie było zamarznąć, czy się rozpuścić. W czasie jednej z takich długich zabaw do mojej Mamy podeszła starsza pani, Bułgarka i stanowczym głosem powiedziała:
-Weź wyjmij tego dzieciaka z wody i zaprowadź do matki, bo się w końcu przeziębi!
Na wyjaśnienie mojej mamy, że ja to jej córka, pani zareagowała jedynie pogardliwym i pełnym niedowierzania prychnięciem.
Mama była OBURZONA, że nie tylko lekką ręką odebrano jej jedynaczkę, ale posądzono, żem jej młodszą siostrą.

Lipiec 1983 - Pojezierze Mazurskie

Obie z Mamą uwielbiałyśmy wędkować.
Tego dnia wybrałyśmy się na rybki, jak zwykle w celach rekreacyjnych. Poszłyśmy na brzeg śluzy, przy której okonie i płoteczki miały wybitne skłonności samobójcze i same pchały się na haczyk. Stanęłyśmy sobie z kijami zanurzonymi fachowo w wodzie w pewnym oddaleniu od siebie. Jakoś tego dnia rybki olewały mój artystycznie przymocowany do haczyka pęczak (za nic nie nadzieję robala!! ). Natomiast mojej Mamie skrzelodyszne brały jak opętane. Sęk w tym, że moja Rodzicielka brzydziła się zarówno robactwem (też na pęczak łowiła), jak również za żadne skarby świata nie zdjęła z haczyka upolowanej ryby
-Wiesz - one są takie obślizgłe i zimne... Brrrrrrrrr!!
No to oczywiście ja robiłam za nadwornego ściągacza łupów.
A więc tego dnia kilka razy odkładałam swoje wędzisko, maszerowałam do Mamy pozbawić ją kłopotu w postaci miotającej się zwierzyny i wracałam na swoje miejsce. Złapałam się w końcu na tym, że zamiast gapić się cierpliwie na swój osobisty spławik, łypałam nerwowo w kierunku Mamy.
W pewnym momencie spławik Mamy poszedł pod wodę, zobaczyłam jeszcze fachowe podcięcie i z przyzwyczajenia odłożyłam swój kij i wybrałam się do Niej zdjąć kolejny połów. Ale jak się okazało, nie musiałam, bo jeden ze stojących obok Mamy wędkarzy wyręczył mnie w tym procederze. Nie tylko zresztą ten jeden raz. Tak więc spokojnie mogłam zająć się sobą i swoim nieudanym tego dnia "polowaniem". Po jakimś czasie znudziło mi się stanie, bo nic mi nie brało i zwinęłam się razem ze sprzętem. Przechodząc koło Mamy "zawołałam" scenicznym szeptem (rybki i wędkarze!!):
-Mamo! Idę już.
Zero reakcji...
Więc powtórzyłam:
-Mamo! Ja już idę!
W tym momencie zamarłam, bo moja Matka odwróciła się w moją stronę krzywiąc twarz w jakimś dziwnym grymasie, strzelając oczami w bok i w górę i jednocześnie machając rękami.
Podeszłam, żeby dowiedzieć się co jest grane i powtórzyłam raz jeszcze swoją kwestię i... zamarłam słysząc to, co usłyszałam wysyczane w moim kierunku:
-NIE MÓW DO MNIE MAMO!!
Skamieniałam... Odjęło mi mowę... Przecież przede mną stała właśnie ona: moja osobista rodzicielka, a nie jakiś alien z kosmosu.
-Yyyyy... Eeeee.... A jak? Przyzwyczaiłam się szczerze mówiąc...
-Hihihihihihi! Bo wiesz, ten facet co mi rybki zdejmuje myśli, że ty jesteś moją trochę młodszą siostrą.
Mama była ROZBAWIONA...

Lipiec 1987 Bazar Różyckiego Warszawa

Postanowiłam pojechać na wymieniony w tytule bazar w celu kupna pantofli. Sklepy obuwnicze niewiele miały do zaoferowania, a tam był przybytek dobra wszelakiego. Łaziłam sobie między straganami i oglądałam liczne stroje na stopy. W pewnym momencie zobaczyłam to, czego szukałam: cudne pantofelki, czerwono-czarne, na malutkim obcasiku! Przymierzyłam i achchchchchch! To nie pantofle! To rękawiczka! Miodzio! Uszyte specjalnie dla mnie! Kiedy tak stałam przed lustrem krygując się w prawo,lewo i od przodu, jednocześnie wyobrażając sobie jak cudnie będą pasować do mojej czerwono-czarnej sukienki bombki, przy tym samym straganie stała matka z córką i o coś strasznie się kłóciły. Ponieważ byłam mocno rozanielona swoimi wizjami, docierały do mnie tylko strzępki rozmowy. Wynikało z niej, że dziewczyna upierała się przy jakiś zwykłych trampkach, a matka na siłę wciskała jej pantofle.
W pewnym momencie usłyszałam pytanie skierowane wprost do mnie:
-ILE MASZ LAT??
Obcesowość tego zapytania tak bardzo mnie zdumiała, że odpowiedziałam potulnie:
-Dwadzieścia...
Na co mamuśka do córki nie tracąc rezonu:
-No widzisz!! Też ma szesnaście i buty na obcasie sobie kupuje!!
Fakt, że po mamie odziedziczyłam "smarkatowaty wygląd", ale byłam OBURZONA, że ktoś tak bez skrupułów wyrwał mi cenne 4 lata z życiorysu!!

Lipiec 2008 Warszawa

Czasem chadzam na rehabilitację.
Wszyscy zatrudnieni w przychodni osobnicy zarówno płci żeńskiej jak i męskiej, są dobierani wg jakiegoś specjalnego klucza - mili, sympatyczni, z poczuciem humoru i ogromną dozą cierpliwości dla marudnych pacjentów (nie wyłączając piszącej te słowa ;-) ) Wszystkie zabiegi przebiegają tam wg harmonogramu, bez nerwówki i przepychanek.
Poza innymi wynalazkami zalecane mam takie coś, co się zowie fizykoterapia. Dziwaczne urządzenia, jeszcze dziwniejsze (wg mnie) niekompatybilne z nimi oprzyrządowanie takie jak: folijki, rzepy, gąbki i inne pierdoły.
Uczęszczając tam na kolejną z rzędu turę rehabilitacji, trafił się na fizyko pewien pan... Nazwę go Pan Incognito. Podłączając mnie do dziwacznych, wspomnianych wcześniej przeze mnie urządzeń udawał ogromne niezadowolenie, że pacjentka niegotowa, bo nie ma folijek i rzepów i on nieszczęśnik musi tego naboju szukać. Oczywiście wsio zawsze było na miejscu, ale co szkodzi sobie trochę pomarudzić - no nie?
Otóż w opisywanym przeze mnie dniu postanowiłam zaskoczyć i ubiec Pana Incognito - zgarnęłam folijki, rzepy zgromadziłam w jednym miejscu i grzecznie sobie czekałam. No może niezupełnie grzecznie, bo zakrzyknęłam gromko:
-Ja tu czekam i czekam, a pana magistra nie ma!
-Zaraz! - odpowiedział pan magister
-Zaraz to taka duża bakteria - odkrzyknęłam niezmiernie inteligentnie
Pan Incognito przyszedł po chwili, kiedy już spacyfikował innego pacjenta i zapytał:
-A co to za alarm?
-Spieszę się dziś do domu.
-A po co?
-Bo muszę zwolnić starsze dziecko z pilnowania młodszego.
-To pani ma dzieci?
-No mam. Dwie sztuki. Całkiem niezłe.
-A w jakim wieku?
-Starsza ma 18 lat, a młodsza 7.
-ILE LAT MA STARSZA???
-18
-A to jest pani własne, własne, takie, że tak powiem - osobiste dziecko?
-Jak najbardziej. Jeśli mogę użyć stwierdzenia, chociaż głupio zabrzmi - własnoręcznie ją urodziłam
-Yyyyyy... Eeeee... Chciałem o coś zapytać, ale nie!
Na co ja śmiejąc się:
-41
-Akurat! Może za dziesięć lat!

Przegiął! Zdecydowanie, ale wiecie co? Byłam ROZBAWIONA, że mi tak chapnął 10 lat z życiorysu.

10 komentarzy:

  1. Czytając Twoje historie przypomniałam sobie własną- również o tematyce obuwniczej. W skrócie- będąc już już mężatką i matką jednego dziecka (miałam wtedy ok. 27lat) Poszłam do sklepu kupić sobie buty, konkretnie pantofle na obcasie. Ubrana byłam na sportowo, w traperkach na nogach, bo to był koniec zimy. Kiedy przymierzałam upatrzone buty sprzedawca odezwał się:" to pewnie pierwsze buty na szpilce".Wyprowadziłam pana z błędu, ale ubaw miałam niezły. Zwazywszy, że pierwsze buty na obcasie (niewielkim co prawda) miałam kupione w wieku 16 lat:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. mmmm...az sama odmłodniałam!!:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie masz... Od kiedy skonczyłam 13 lat to zaczęto mi w różnych sytuacjach mówić przez "pani". Zdarzyło mi się nawet, że zostałam wzięta za opiekunkę moich koleżanek. Dopóki miałam lat max 15 to było nawwet zabawne, potem jakby mniej :).

    OdpowiedzUsuń
  4. No to się pośmiałam. Może pokażesz fotki? Tak bliższe? Niektórzy sie nie starzeją inni szybciutko. MAm znajomą w moim wieku: z tyłu Liceum a z przodu Muzeum. Taki typ urody choć dba o siebie itp.
    Co do wieku to...hmmm, pewnie wyglądam na swoje 41 lat, ale mam córkę 21 letnią i jak z nią idę to jej koledzy nie wierzą,że to z mamą idzie.Albo ona staro wygląda albo ja młodo? Hehhe

    OdpowiedzUsuń
  5. Twój blog jest super! A ile się uśmiałam:))) Niebezpiecznie tu wchodzić, bo wciąga niemiłosiernie:D Pozdrawiam!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale sie usmialam!!!! Mnie i corke tez za siostry maja...I zawsze sie zastanawiam, czy to ja tak mlodo czy moze ona.... Przyjmuje, ze to pierwsze. Nie czuje, ze mam 40 lat.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję dziewczyny! Jednym słowem - nasze pasje wpływają na nas wybitnie odmładzająco! Taki face lifting jakby ;-)

    Co do fotek... Pomyślę ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Super historyjki! Specjalnie ich wczoraj nie czytałam, żeby dzisiaj w spokoju przy kolacji napawać się ich lekturą :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. O rety! Lilka! Jak mi miło!
    Dziękuję :-))

    OdpowiedzUsuń
  10. Zabawne historie.Ja nigdy nie miałam takiego"problemu",bo zawsze byłam wyrośniętą nastolatką.Byłam największa w klasie,siedziałam w ostatniej ławce,koledzy nazywali mnie mamuśką,nosiłam zielony szyty na miarę fartuch,bo granatowych na mnie nie było,a na zabawach do tańca prosili mnie sami "starzy" trzydziestoletni faceci.Także jak widzisz miałam odwrotny "problem".Teraz się z tego śmieję:)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że chcesz pozostawić po sobie ślad :-)