Nie odbiegając zbytnio od ogólnoblogowej tendencji również i ja zabiorę głos w sprawie panoszących się w najlepsze upałów.
Otóż ja je kocham! Uwielbiam!
Doczekałam się w końcu! Szkoda tylko, że tak szybko miną :-(
Jak dla mnie może tak być cały rok! Zamiast choinki z przyjemnością ubiorę palmę ;-)
Moją siostrę z racji podobnych do moich upodobań do tropików jej znajomy nazwał ją jakże celnym określeniem: "albinoski murzyn"
Uważam, że to bardzo udane porównanie i chętnie sama o sobie też tak będę mówiła.
Ja się po prostu urodziłam w niewłaściwej strefie klimatycznej. I zdecydowanie odpowiada mi stan, kiedy to rtęć w termometrze mdleje mi z gorąca, niż kaszle z zimna.
Wolicie takie klimaty?
Czy takie?
Ja nie mam wątpliwości :-)
To tyle, jeśli chodzi o moją spowiedź w temacie meteorologicznym.
Jednak kilka dni temu sądziłam, że upał wypalił mi mózgownicę i coś ze mną nie halo...
Zamiatałam cierpliwie hektar kostki za domem. Słoneczko przyjemnie grzało.
Normalnie czułam jak "bladość ciał zanika", a w jej miejsce pojawia się apetyczny, delikatny miły dla oka brązik...
Nagle słyszę za plecami głosik Ani:
-Mamo?
-Mmmm?
-Czy możesz dmuchnąć żabę?
Yyyyyyhhhhh!!! W pierwszej chwili chciałam odpowiedzieć, że to niemożliwe, ponieważ to samce dmuchają...
Ale puknęłam się w czerep trzonkiem od miotły - przecież z dzieckiem gadam!
-Co mam zrobić??
-No dmuchnąć żabę! O tu! W tyłek! - powiedziała Aniusia cokolwiek niecierpliwie, podsuwając mi pod nos... żabę.
Spokojnie!
Papierową!
Ania przezywa ostatnio fascynację origami i tworzy różne cudaki.
Żaba wymagała solidnego dmuchnięcia. Lub jak kto woli napompowania ;-)
Dzięki sile moich płuc z płastugi zrobiła się całkiem przystojnym płazem.
Niestety, wydmuchana, znaczy nadmuchana przeze mnie żaba zaginęła gdzieś w akcji. Ale dopadłam żurawia.
Jak się nieszczęśnika ciągnie za ogon, to macha skrzydłami. Jakoś mu się nie dziwię - też bym pewnie machała czym popadnie, jakby mnie ktoś za ogon ciągnął (gdybym miała ;-))
Ja natomiast wpadłam w szał przetwórstwa owocowego.
Porzeczki (jak widać kilka fotek wyżej) ładnie dojrzały na krzaczkach.
Później się oskubały i wylądowały w durszlaku
Po to, żeby za kilka chwil zamienić się w konfiturę:
Agrest spotkał ten sam los ;-)
Jutro ciąg dalszy przetwórstwa. Tyle, że będzie sokowo ;-)
No i żeby nie było, że ja tylko przy garach stoję, albbo na miotle latam.
To tzw tfurczośc radosna. Czyli Ata sprawdzała, czy oprócz motylków i niekończącego się pledu dla Ani coś umie dziergnąć na szydełku ;-)
Same oceńcie. Ja tam w szał zachwytu i samouwielbienia nie wpadłam.
I na zakończenie dla moich wiernych czytelniczek i komentatorek zapowiedź czegoś co będzie ;-)
Czyli różyczki frywolne 3D.
Przypomniałam sobie, że wzór na nie mam od jakiś dwóch lat.
A to dzięki postowi Madziuli sprzed kilku dni. No i na ten tychmiast musiałam je zrobić. A w trakcie dziergania pojawił się kolejny pomysł. Ale o tym cicho sza! (póki co ;-))
Wzór na różyczki jest na blogu Bean
Ja mam wydruk z jakiejś innej strony ze wzorkami, ale niestety tradycyjnie nie zapisałam sobie jej adresu.
No to tyle!
Idę na dworek pławić się w ciepełku.
A na zakończenie powiem Wam, że kocham komary! Tylko one na mnie lecą! ;-)
Dobrych kilka lat pracy na mazurskich kąpieliskach pozwoliło mi się dobrze zaznajomić z komarami. Do zawarcia przyjaźni nigdy nie doszło :-(
OdpowiedzUsuńAto, u nas taki żar, ze komary szlag trafił. Jakieś niedobitki latają, ale nie ma już takich chmar jak zaraz po powodzi.
OdpowiedzUsuńW mojej kuchni też był i agrest i porzeczki. Niestety agrest wyżarłam nocą prosto z durszlaka - pół kobiałki. Mąż lekko się wściekł, bo miał robić konfitury.
Kocham upały bardzo! Uwielbiam jak słońce grzeje.
Te różyczki są śliczne! Serwetki - tak szczerze - dla mnie jako serwetki mogłyby nie istnieć - za małe. Ja bym je naszyła jako ozdobę torby, poduszki, firanki, koszulki, spodenek itp.
Kocha komary, dmucha żaby...:-D
OdpowiedzUsuńUwielbiam te frywolitki - są prześliczne:-) Próbowałam nawet troszkę sama ich stworzyć, ale chyba nie mam do tego ręki, ale będę jeszcze próbowała - nie poddam się tak łatwo:-)
Pozdrawiam!
Witam w klubie ciepłolubnych - dla mnie również lato mogłoby być cały rok :)
OdpowiedzUsuńDo licha - to nie tak! Urodziłam się w strefie umiarkowanej i w takiej chciałabym umrzeć.A póki co - żyć.Nie lubię bardzo niskich temperatur.Wolałabym całą zimę chodzić w pantoflach, bo kozaków na moje nogi nie produkują.Za to latem lubię temperaturę poniżej 30 stopnie.Zdecydowanie.Przy wyższej chyba już sam mózg się poci...
OdpowiedzUsuńw kwestii komarów - przeterminowany, kupiony przed dwoma laty RAJD nadal jest skuteczny.Dwa wypasione komary fiknęły przy mnie na plecki...hi,hi,hi...
Na mnie to nawet komary nie lecą. Eeeeeee, nie ma sprawiedliwości na tym świecie. ;/
OdpowiedzUsuńNa temat aury wypowiadałam sie u siebie:) Powielać tematu nie będę, i tak WSZYSTKO WIESZ:DDD Kto ciekawy sam niech sobie sprawdzi:)
OdpowiedzUsuńFrywolne różyczki śliczniusie, serwetki cudne.
Z porzeczkami (czarnymi) dziś kończę - sokowo:)
Miłej pracy życzę i napawania się milusim skwarem:DDD
Aaaaaa, za komarami nie przepadam, krwiopijcy bezlitosne:P
O Tak. Nigdy mi nie jest za gorąco...tylko w sierpniu już jakaś melancholia zaczyna mnie zawsze ogarniać, że te pory roku w naszym kraju tak jakoś nie proporcjonalnie są ustawione. Niesprawiedliwie.
OdpowiedzUsuńKawiarenko (względnie Tadeuszu ;-)) - skoro nie mogę zwalczyć tej plagi, to muszę się jakoś pocieszyć, prawda? ;-)
OdpowiedzUsuńAniu - ja też nie przepadam za takimi bździdłami. Pewnie znajdą jakieś zastosowanie. A jak nie - to niech se mole poużywają ;-)
Ladybird - próbuj! Nie poddawaj się!
Kasiu - czyli jest nas spora gromada. Szkoda tylko, że nie mamy aż takiej siły przebicia, żeby zmienić bieg pór roku...
Elu - ja komary mam tylko w ogrodzie. W domu czuwa nad nami "czarodziejska" kratka przeciw owadom ;-)
Aniu - moje są oswojone i tresowane - lubieją ludzików. Jak chcesz, to Ci kilkaset podeślę priorytetem ;-D
Iwonko - czarne jeszcze przede mną. A skwarem się napawam! Do upojenia!
Aga - też jakoś mnie w sierpniu smętas pogodowy dopada... Ehhhh....
Eeeeeeeeeee, to już będą takie z drugiej ręki. :/
OdpowiedzUsuńToż Ci wyślę nówki sztuki nie śmigane!!
OdpowiedzUsuńW stadium larwalnym? Hm, hm. Propozycja kusząca. HI, hi!
OdpowiedzUsuńIdę się leczyć. ;)
Takie tez posiadam ;-)
OdpowiedzUsuńA co? Lodziki? Anginka?
Nooo, lubię takie zestawy! :D
OdpowiedzUsuńI lód z dodatkiem Pepsi, nie odwrotnie.:>
OdpowiedzUsuńTo wina tej Pepsi! Jak nic! ;-))
OdpowiedzUsuńA ja wolę zimę, ale bez śniegu na ulicach ;-)
OdpowiedzUsuńale dowcipna, komary na nia leca! ha, ha, ha
OdpowiedzUsuńNie, ja juz wole to zdjecie porzeczkowe, ale juz sie koncza na krzaczku, szkoda. Ale upalow nie znosze. Mimo wszystko.
Pozdrawiam, goraco, tak jak lubisz
Też myślę, że to przez Pepsi. Przecież nie przez lód. :p
OdpowiedzUsuńA jak komary w mojej obecności lecą na mojego Chłopa?!?
OdpowiedzUsuńTo mogę wszędzie łazić bez stresu z taką przynętą obok :D
Ale upałów nie lubię - choć przyznaję że wiosnę i jesień moglibyśmy mieć dłuższe - tak o miesiąc każde z nich.
Jak dla mnie serwetki za kolorowe ale frywolitki w trawie cudne - jak stokrotki :D
Za upałami nie przepadam. U mnie również porzeczkowo-agrestowy sezon przetworowy, czyli galaretka i sok z porzeczek, a jutro prawdopodobnie "powidła" agrestowe. Radosna tfórczość szydełkowa cudna, a do różyczki 3 D też się przymierzam.
OdpowiedzUsuńKomary na szczęście nie lubią mnie.
Pozdrawiam
Basiu - wiem, że zima musi być. Ale jeśli już - też bez śniegu!
OdpowiedzUsuńJolu - bardzo dziękuję - gorąca nigdy za wiele!
Koroneczko - pij więc sam lód ;-))
Aniu - tak naprawdę to podobno komarzyce nas prześladują, więc spoko! Widzę, że mamy podobny stosunek do serwetek ;-DD
Beatko - dziękuję! Jak to robisz, że te żarłoczne bestie Cię nie kąsają??
Moja krew im nie smakuje
OdpowiedzUsuńJa lubię jak jest ciepło stanowczo ale nie 35stopni - litości, no i komarów też nie za bardzo lubię :( i co ja mam zrobić :)
OdpowiedzUsuńPokazuj pokazuj szybko co tam wymyśliłaś z tymi różyczkami plisss
Zapisuję się do klubu ciepłolubnych. Komary mnie nie lubią i pojawiają się bardzo rzadko, a upały na wsi nie są trudne do zniesienia, no chyba, że mam pielić chwasty w pełnym słońcu. Pozdrowienia:)
OdpowiedzUsuńLato, wolę je zdecydowanie!!!
OdpowiedzUsuńNie znoszę zimna, mokrych od śniegu spodni i palenia w piecu przez cały dzień...
Co prawda letnie upały czasem mnie wykańczają, ale gotowa jestem nawet oswoić komary, byleby tylko miało byc ciepło przez znaczną część roku:)
co ja mam tu pisać ?! przecież wszystko już zostało napisane i to 27 razy.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Tobie pogody, u mnie nie ma takich upałów. Dziękuję za nowy wzór różyczki i czekam na obiecany kursik. Pamiętasz o mnie?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zdecydowanie lubię umiar, +30 i -30 to już temperatury zbyt skrajne, ale trochę słońca i śniegu musi być.
OdpowiedzUsuńObłędnie kocham konfitury agrestowe, a już od kilku lat ich nie jadłam, bo nie robiłam :((( w zasadzie kocham wszystkie konfitury takie świeżo przygotowane, jeszcze ciepłe.....mniam
Dmuchanie żaby kojarzy mi się z zupełnie czym innym, ale ja na wsi się urodziłam w czasach bez komputera i telewizora jeszcze, koledzy mieli różne ciekawe zabawy, czasami drastyczne.
Hehehehhe. ja jak krzysia...w temacie żab.
OdpowiedzUsuńGorąco.Lubię ciepełko ale trochę męczy. Zimy nie lubie.Moje marzenie to wyprowadzić sie do ciepłej strefy. :) Przetwory....mniammmmm
Taaak.... przez całe dziecięctwo i dorosłe życie słucham dwa razy w roku jak mój WUJ dziecięciem będąc dmuchał żaby. Przez słomkę. Widzę że chłopcy wpadają na takie równie twórcze pomysły niezależnie od szerokości geograficznej ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję Wam pięknie za bardzo miłe komentarze :-))
OdpowiedzUsuńJak widzę, większość z nas lubi ciepełko :-)
Beatko - zazdroszczę! Nie lubię być przekąską dla komarów ;-)
Madziu - spoko! Pokażę! Jak skończę :-D
Janeczko - kapelusz na głowę i da radę! :-))
Laura - obiecuję :-DDD
Magdalenko - i dodaj do tego jeszcze konieczność czyszczenia pieca i wynoszenia popiołu :-/
Agajaw - ;-)
Grażynko - oczywiście, że pamiętam! Tylko muszę "wyjść z owoców" :-)
Krzysiu - ja też podjadam takie cieplutkie :-)) O TAKIM dmuchaniu żab dobrze wiem. Też miałam kolegów z dziwnymi skłonnościami.
Kasiu - to co? Wspólna emigracja?;-D
Aniu - na szczęście moje dziecko jest płci żeńskiej i TAKIEGO dmuchania żab raczej nie uskutecznia ;-)
Lubię ciepło, ale taakie upały to jednak trochę przesada :)
OdpowiedzUsuńRóżyczki super, u mnie też w planach ( a lista dłuuuuga), prace dziecięcia fajne :)
Przetwórstwo też uprawiam :)
Pozdrawiam serdecznie
Różyczki 3D przecudne - pozdrawiam Edytka
OdpowiedzUsuńNajpierw przeczytałam ten kontrowersyjny tytuł posta, puenta mnie powaliła :-)
OdpowiedzUsuńNa upał nie narzekam, jeszcze pamiętam długą i okropną zimę, więc złego słowa nie powiem nawet jak mi 37 st będzie wypalało mózg w sobotę.
Uwielbiam Twoje poczucie humoru :-) dmuchnij żabę hehe dobre! aaaa różyczki cudne!
komarów nie kocham, testuję cudo co mi polecalaś, ale to potwory są ,wkoncu nie wszędzie można się spryskać no i wróciłam z ogrodu z dolną wargą jak murzynka i powieką tak zapuchniętą ,że prawie nie widziałam
OdpowiedzUsuńz różyczek naszyjnik będzie?
Buuuuuuu, na mnie nawet komary nie lecą...
OdpowiedzUsuńDzięki spożywanej witaminie B. Upały kocham, tyle, że mam gorzej niż Ty. Z racji posiadanych kilogramów nadprogramowych najchętniej nie wychodziłabym spod prysznica, bo opływam potem. Mi to nie przeszkadza, trochę się wytopi, ale po całym dniu to zapachy średnie są.
Kwiateczki cudne są, tyle ,że technika frywolitek całkowicie obca mi jest.
Ja Wam wszystkim gorącolubnym oddaję każdej z osobna po jednym stopieńku celsjuszowym. Wtedy temperaturka zjedzie u mnie do około 20 i będzie git.
OdpowiedzUsuńJak czytam,że macie jeszcze siłę w tym upale robić przetwory - to już Wielki Szacun !!!
A tak w ogóle i szczególe to na tym wielkim upale ja chora jestem. Zatoki zapchane, gardło obłożone. Przy -30 pewnie bym zdrowa była.
A taki miałam ambitny plan łazienkę wymalować i frywolitek się pouczyć. Dobrze że jeszcze kilka tygodni wakacji przede mną to może do września się wyrobię.
No nie!!! Tylko nie komary - a kysz, paskudne!
OdpowiedzUsuńWystarczy jeden i zawsze tylko ja jestem poszkodowana w towarzystwie.
Ze zdjęć oczywiście jak wiesz wybieram te ze śniegiem i lodem - cudne widoczki, marzę o nich cały czas.
Buziaki:)
Ciepełko lubię ale bez przesady. Krwiopijców nie cierpię, ale one mnie kochają i wcale im nie przeszkadza, że bez wzajemności.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam wakacyjnie:)
Ato, dzięki Twoim kursom nauczyłam się robić frywolitki. Zrobiłam nawet pokazaną przez Ciebie zakładkę. Chciałabym zapytać w jaki sposób można zrobić metodą igłową podwójne pikotki. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńGosia
KOchane moje! Wczoraj neostrada mnie nie lubiła, więc dopiero dziś uda mi się odpowiedzieć na Wasze komentarze :-)
OdpowiedzUsuńZula - dziękuję w imieniu własnym i dzieciny :-)
Edytko - bardzo dziękuję :-)
Bestyjeczko - to zupełnie tak jak ja - nie narzekam, jak mi resztki mózgu parują ;-)
Kasiu - ja psikam na dłoń tym szuwaksem i wtedy smaruję sobie paszczę. I mam spokój.
Z różyczek miał być naszyjnik, ale jakoś kulawo wychodzi i raczej zmienię koncepcję.
Irenko - w Twoim komentarzu widzę same plusy dodatnie ;-) Komary Cię nie jedzą, tłuszczyk sam się wytapia - czyli do przodu :-)))
Krysiu - upały (niestety) nie trwają wiecznie. Tak więc i katar minie i frywolitek się pouczysz :-))
Elu - wiedziałam doskonale co wybierzesz ;-) Dobrze, że jesteśmy inne, bo życie byłoby nudne :-))
Iwonko - te komary jakieś niekumate są jednym słowem - nikt ich nie kocha, a one i tak się "przymilają" ;-)
Gosiu - bardzo się cieszę, że moje kursiki się przydają. Czy możesz przysłać mi mailem zdjęcie takiego podwójnego pikotka, bo nie bardzo wiem o co chodzi. No i ciekawa jestem, jak wygląda Twoja zakładka :-)
Pochwal się proszę chociaż mailowo :-)
A ja nie cierpię upałów a komary nie cierpią mnie:D).
OdpowiedzUsuńSwojego czasu, opowiadał mój ojciec, gdy pacholęciem był, dzieci miały przednią zabawę naprawdę dmuchając żaby. Otóż wsadzało się słomkę w d...i dmuchało. Żaba puchła do niemożebnych rozmiarów. Czysty sadyzm. Brrrrr
OdpowiedzUsuńA Ja umieram w takie upały,w mrozy też...:-)
Bylam u Ciebie dzisiaj ale widac nadal plaga komarow u ciebie( ha, ha) i poszlam, bo nie lubie ich, ale wrocilam zeby ci podziekowac za mily komentarz. Troche mnie zawstydzasz, ale kto nie lubi komplementow?
OdpowiedzUsuńJakoś moje porzeczki nie chcą się same obierać ani wkładać do słoików... Twoje to jakim cudem potrafią, musisz mi dać swoją sadzonkę ;)
OdpowiedzUsuńA klimaty to lubię i takie zimowe cudne, i letnie nadmorskie, natomiast nie kocham specjalnie takich pustynnych: http://www.rower.com/images/bb_s/7606.jpg w jakie ostatnio próbował się świat zamienić...
Ato ja natomiast w tą pogodę padam jak mucha, całkiem przeciwnie do Ciebie patrze kiedy się skończy ten koszmarek.Lato powinno byc piękne ale takie by dało się oddychac;)Ja jestem natomiast przekonana że przywędrowałam z dalekiej północy;)Bo nie lubie upałów,lubie rzeźkie powietrze.Bardzo brak mi pięknej wiosny i jesieni, bo z tego co zaobserwowałam tych pór roku już nie ma.Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńA ja nienawidzę upałów, ale za zimnem też nie przepadam. Ja lubię temperatury optymalne gdzie czlowiek się nie gotuje, ani nie zamarza ;0)
OdpowiedzUsuńKomarów też nietrawię, ale innego robactwa również :0)
Ja tam komarów nie kocham wcale, za to kocham letnie klimaty(ale takie umiarkowanie gorące)
OdpowiedzUsuń...i Twoje frywolne różyczki też kocham :)
Pozdrawiam, Klaudia
Ja komary kocham miłością odwrotną, że tak powiem ;-))
OdpowiedzUsuń