Przekleństwo mojego życia...
Szwenda się koło mnie od paru ładnych lat. Usiłuję się go pozbyć, ale jak dotąd bezskutecznie.
Może Wy będziecie miały dla mnie jakąś radę?
Chociaż wątpię...
Miecio to twardy gość! I nieustępliwy.
Zwykle bywa spokojny i łatwo go poskromić. Wystarczy wykazać się hartem ducha.
Ewentualnie pokonać go siłą spokoju ;-)
Czasem jednak Miecio ryczy jak ranny lew i rozrasta się w trudny do okiełznania sposób...
Jest wtedy bardzo groźny. Działa jak taran, nie bacząc na trupy gęsto ścielące się u jego stóp...
Właśnie dziś Miecio znowu zaryczał...
A ja?
A ja nie dałam mu rady.
Tak, tak! Przyznanie się do porażki wcale nie jest ani łatwe ani przyjemne.
Ale mimo zażenowania postanowiłam opowiedzieć Wam moją pożałowania godną historię.
Ku przestrodze...
Pojechałam dziś do hurtowni pasmanteryjnej "Pasgala".
W celu po pierwsze zwiedzenia nowej siedziby tejże, a po drugie miałam za zadanie zakup kordonków dla Krzysi , a dla siebie planowałam zanabycie tasiemek.
Miecio wiedząc, ze jadę, bez słowa wcisnął mi się do samochodu, nie bacząc na moje protesty.
Nie pomogły tłumaczenia, że nie mam miejsca w samochodzie zapchanym do granic wytrzymałości makulaturą.
-Oj tam! - skwitował krótko moje marudzenie - jakoś się skurczę i dam radę.
Faktycznie - tak się zdekatyzował, że nie było go widać.
Obiecał mi też, że będzie grzeczny, język za zębami będzie trzymał i wstydu mi nie narobi.
Uwierzyłam mu...
O naiwna ja!!
Jak mogłam???
W punkcie skupu rzeczywiście był cichutki. Przeczekał cierpliwie, aż wybawię się z tambylczym kotem zwanym przeze mnie Złomkiem.
Pewne zainteresowanie wykazał na widok oryginalnego, żeliwnego stoliczka pod maszynę firmy Singer.
Ale cena go zmroziła i nie kontynuował rozmowy.
Natomiast w hurtowni...
No cóż.
Najpierw grzecznie biegał za mną bez słowa prptestu, bo musiałam się zaznajomić z nowiutką siedzibą mojej ulubionej hurtowni.
Kordonków zamówionych nie było. Tasiemki - owszem.
Ponieważ dośc szybko mi poszło, postanowiłam pochodzić sobie jeszcze i dokładnie poznać rozkład Pasgali.
Przyhamowałam przy jednym z regałów, bo zobaczyłam taki dyngs do robienia sznureczków. Traf chciał, że poprzedniego wieczora rozmawiałyśmy o nim z moją koleżanką Sylwią
(o Sylwii będzie jeszcze w tym wpisie). Zadzwoniłam do niej w celu konsultacji. Okazało się, że to jednak nie to urządzonko.
W tym czasie jak rozmawiałyśmy, oko Miecia spoczęło na innych rzeczach na regale..
-O! A co to? weź no ty zerknij.
-Hmmm.. Takie coś do robienia pomponów w kształcie serca.
-FAJNE - Miecio się rozpromienił
-No owszem - przytaknęłam odruchowo.
-I zobacz - drążył Miecio - dwa rozmiary są - mały i duży. Nie zostawiaj tego tu...
-A po cholerę mi to??
-Wymyślisz coś. Taka kreatywna jesteś - cukrzył mi Miecio
-Zamknij się!
-Noooo... Weeeźźź... Nie daj się prosić...
-O NIE! Nie ze mną te numery Bruner!
-Hans - nie masz szans - zachichotał Miecio odkładając pomponikowce. Ale dla odmiany ściągnął z półki inne opakowanko.
-O! A to co??
-A nie wiem.
-To zobacz - wcisnął mi do łapy to coś.
I w ten sposób dałam się wpuścić Mieciowi w kanał...
Miecio cmokał z zachwytem:
-No zobacz jakie to pomysłowe! Czy ty widzisz jak z tym można cudować??
-Milcz!
-Hohoho! Patrz ile tu możliwości! Jeden pakuneczek a pomysłów, że aż strach się bać!
-Odłóż to natychmiast!
-Kup!
-NIE!
-Nooo... NIe bądź taka... Fajne to jest przecież!
-I co z tego?!
-No nic, ale wiesz... Ania się ucieszy... Ona lubi takie wynalazki. Przypomnij sobie jak jej fajnie idzie szycie yo-yo makerem...
Wiedział dziad, jak mnie podejść...
I mam. Nazywa się to "Hana-Ami" Flower Loom.
Jeszcze nie próbowałyśmy z Anią, bo jest zajęta - pisze książkę na konkurs. Jak coś - to ja nie bardzo wiem o co chodzi.
A Miecio?
Miecio po wyjściu z Pasgali pogonił mnie na "szmaty". I również z jego poręki kupiłam trochę tzw "tłustych ćwiartek" po 1 zł za sztukę.
Między innymi takie:

Teraz Miecio śpi. Zadowolony jak nie wiem co!
Ale przed zaśnięciem zapowiedziałam mu:
-Mieciu! Pamiętaj! Już nigdy Ci się nie dam!
-Tak, tak. Ani razu do następnego razu - ziewnął Miecio rozkosznie.
-Przypomnij sobie co było u Ewy na blogu - szepnął jeszcze zasypiając.
No tak...
Będąc na blogu by_giraffe jakiś czas temu zobaczyłam taką zawieszkę (zdjęcie z blogu by_giraffe)

Miecio oglądał sobie ze mną i aż westchnął:
-Oj mieć takie! Miecio by dał Ani i Asi...
-Na szczęście Ania tego nie widzi!
Ale komentarz napisałam właśnie odruchowo w tym duchu.
A Ewa będąc kobietą pełną zrozumienia zaproponowała mi wymiankę!
Co ja zrobiłam, już wiecie z poprzedniego postu.
Kilka dni temu przyszła przesyłka dla mnie!
A w niej wspomniane 2 zawieszki Hello Kitty - jedna z niebieskim, a druga z zielonym kwiatuszkiem.
I tu wyjaśnienie, czemu im nie zrobiłam zdjęć samodzielnie - bo moje panny je zgarnęły ;-DD
Tzn zawieszki ;-)
Ale...
Ale to nie wszystko.
Razem z kotami przyjechało również serduszko.

Ale to nie wszystko!
Proszę państwa oto ona! Anielina we własnej mysiej postaci!

Czyż nie jest piękna??? Ma w sobie mnóstwo gracji i wdzięku! Jest bardzo grzeczna i nie sprawia kłopotów ( w przeciwieństwie do Miecia!)
Ewo - bardzo Ci dziękuję za przemiłą wymiankę. dzięki Tobie jestem szczęśliwą posiadaczką wspaniałych drobiazgów tak cudownie umilających te jesienne szarugi :-))
Teraz, zgodnie z zapowiedzią kilka słów o Sylwii.
Sylwia to nowa blogerka! Polecam Wam jej świeżutkiego bloga.
Teraz jeszcze jest w powijakach, ale koleżanka nam się rozkręca i zapewne niedługo zobaczycie więcej jej prac.
A ma dziewczyna czym się pochwalić!
Powiem tylko, że na widok jej koronek klockowych szczęka mi opada na glebę z hukiem! I mam to niewątpliwe szczęście, że mogę je czasem pomacać w realu! Oczami! Bo łapami nie mam śmiałości ;-D
Decu Sylwii to też mistrzostwo! Właśnie Sylwia zaraziła mnie skutecznie tą techniką.
Frywolitki to też jej domena.
Nawiasem mówiąc to właśnie ona usiłowała nauczyć mnie frywolenia na czółenku. I nawet pewne osiągniecia miała w tej dziedzinie.
Ale ostatecznie jak wiecie oddałam serce igiełkowej odmianie tych koronek.
Cóż jeszcze mogę dodać o Sylwii?
Ona też ma Miecia :-DD
Tak więc reasumując: wszyscy (?) mają Miecia - mam i ja!
A na zakończenie proponuję w ten ohydny, rozdeszczony dzień muffiny z jabłkami

Orygnalny przepis znalazłam na blogu Peli