Tak, tak!
Jestem generatorem dziwnych sytuacji.
Normalnym ludziom to się nie zdarza, a mnie jakoś tak samo wychodzi...
Może od początku.
Popatrzyłam ja wczoraj na swój samochodzik. Utytłany nieziemsko! Ostatnio myty w listopadzie, tuz przed opadami śniegu, więc wyglądał tak, że... NIE WYGLĄDAŁ!
-Moja ty bidulo! - roztkliwiłam się na widok jeździdełki w świetle słonecznym
-Jak ty wyglądasz, malutka! Jaki ty właściwie masz kolor w oryginale??
Jeździdełka nie odpowiedziała, tylko smutno łypnęła na mnie zaropiałymi na biało od soli reflektorami...
-Maleńka moja! Jutro cię zabiorę do myjni. Panowie dobrze ci zrobią i znowu będziesz piękna!
Jak obiecałam, tak zrobiłam.
Normalni ludzie jadą do myjni, panowie myją, ludzie normalni płacą, mówią "dziękuję i do widzenia" i odjeżdżają w siną dal czystym samochodem.
Tak... NORMALNI tak! Ale nie ja!
Na początku wszystko przebiegało według planu. Ja se siedzę, dwóch, a później trzech facetów uwija się przy mojej brudasce.
Samochód znika mi w gęstych jako śmietana tortowa oparach pary. Po pewnym czasie para opada, a oczom mym ukazuje się lśniący czystością i błyskające radośnie oczkami reflektorów krążownik szos!
Pan właściciel zainkasował należność. Zamieniliśmy kilka uwag na temat ogólny, podziękowałam, rzekłam "do widzenia" i poszłam do samochodu...
Stał tam jeden z myjkowych (takie nowe słowo mi przyszło do głowy) i z lekkim obłędem w oczach zatrzaskiwał i otwierał bagażnik...
Trzask! I otwiera! Trzask i otwiera! I tak w koło Macieju!
Trochę mnie to zdziwiło, bo od roku mam zepsuty sterownik i bagażnik da się otworzyć tylko od środka - z zewnątrz ni Hugo! Jakoś tak czasu nie miałam i weny na naprawę...
A ten se tak pyk-pyk...
No i zaraz się wyjaśniło:
-A pani nie zamyka bagażnika?
Nieeee... No kuźwa! Pewnie, że nie! Tak se jeżdżę z otwartym! Ot - kabriolet od dupy strony! W tę aurę - ideał!
Ale opanowałam chęć głupiej odpowiedzi i rzekłam:
-Zamykam.
-Aaaaaa... Bo teraz to on się nie chce zamknąć... - przerażenie w oczach!
Tjaaaa.... Pojechałam umyć samochód, to mi bagażnik zepsuli! :-DD
-Jak to?? Zamykał się! Dziś go używałam kilka razy i było ok.
-Noooo aaaa teraz nie chce....
Podłubałam paluchem w zamku. Upierniczyłam się smarem. Na próżno!
-O! Ale numer! - no bo cóż mogłam rzec??
Drugi myjkowy plus pan właściciel się zlecieli do zadka mojego samochodzika.
-Co się dzieje?
-Się bagażnik nie zamyka - poinformowałam spokojnie.
Zaczęli grzebać i pukać w oba zamki. Z miernym skutkiem ;-)
Dopychanie klapy bagażnika na tzw "chama" też nic nie dało. A ja nie przejawiałam chęci do jazdy z klapiącym hatchbackiem niczym źle dopasowana sztuczna szczęka.
W między czasie przyszła córka właściciela i zapytała:
-No co? Popsuli samochód?!!
-A jak! Dać chłopcom jakąkolwiek zabawkę, to zaraz popsują! - odpowiedziałam
Męskiej ekipie jakby odpuściło, bo pojęli, że nie zamierzam mdleć, wpadać w histerię, wyrywać sobie i im owłosienia tudzież wzywać policji i wszystkich świętych.
Ot - popsuło się, to trudno. Taki lajf! Trza naprawić!
Pan myjkowy numer dwa poleciał po narzędzia.
Aż się zdziwiłam, jak sprawnie rozebrał fragmenty bagażnika!
Pyk- myk i gotowe!
A po chwili wręczył mi kawałek drutu powyginanego pod kątami prostymi i powiedział:
-Proszę to schować. Pani ma popsuty sterownik. A ten drut teraz zablokował zamykanie. To go wyjąłem, żeby nie było problemów.
Schowałam. Do portmonetki.
Aś skomentowała później:
-Nonono! Nie każdy może się pochwalić, że nosi kawałek swojego samochodu w portfelu.
Dodałabym do tego - DZIAŁAJĄCEGO samochodu! ;-D
I w ten oto sposób nabyłam kolejne doświadczenie - jak się coś TROCHĘ popsuje, to nie należy czekać i liczyć na łut szczęścia, że się samo naprawi.
Bo się popsuje CAŁKIEM!
Jutro jadę do mechanika. Już się umówiłam.
Bo słabo mnie rajcuje wizja kiedy to będę musiała wchodzić do bagażnika przez siedzenia pasażerów ;-)
A miałam tylko umyć samochód...
ba, wydawalo sie tylko mycie, jak to już dziwnie w tym życiu bywa,że jedno pociąga za sobą drugie i to w zupełnie nieprzewidywalnym momencie
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
KonKata
:) ja jak ostatnio pojechałam do mechanika to oprócz tego co myślałam, że będzie zrobione doszło jeszcze coś dodatkowego;)
OdpowiedzUsuńAta, ale się uśmiałam, normalnie popłakałam się... szczególnie podoba mi się określonko "kabriolet od dupy strony", kupuję - też kiedyś to miałam, ale myślałam, że to tylko samochód w popsutym bagażnikiem miałam a tu patrz kabriolet...człowiek się jednak uczy do końca swoich dni
OdpowiedzUsuńTwoje komentarze są rewelacyjne! Uśmiałam się do łez :)))
OdpowiedzUsuńKasiu i Anetko - aż się boje, co jutro w warsztacie wypłynie ;-D
OdpowiedzUsuńBeatko - jakos się trzeba przecież dowartościować, no nie? ;-)
Kasiu - i dobrze, bo śmiech to zdrowie :-))
Każde zdanie dopieszczone, widzę tę smutnie łypiącą brudaskę oczyma duszy ;) Uwielbiam tu zaglądać, Twoja autoironia rozbroi każdego :D
OdpowiedzUsuńpiekna zaiste historyjka :D rozbawila mnie serdecznie.
OdpowiedzUsuńno nie mogę, normalnie powaliło mnie ze śmiechu,spadłam z krzesełka i szczęka mi wypadła:))czy tak już zawsze będzie przy czytaniu Twoich postów? bo, że pić nie wolno, to już wiem, nie raz zaplułam sobie ekran:))
OdpowiedzUsuńOgólnie wiadomo,że jak cos się psuje to ciurkiem, więc tfu, tfu. Złośliwość rzeczy martwych, a Ty przecież do swojego jeździdła tak miło po ludzku się zwracasz. Niewdzięczne jedno, a przecież czyściutkie już;)
OdpowiedzUsuńFakt, świetny tekst. I dobrze że narybek też wrodził się w mamę, hihihi :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Gemma
ech Ata Ty mnie zawsze ubawisz swoimi opowieściami. Świetna historyjka z życia wzięta. Napisz relacje z wizyty u mechanika.
OdpowiedzUsuńHmmm, moje autko też już straciło swój naturalny kolor, ale na wizytę w myjni jeszcze trochę musi poczekać, aż się trochę cieplej zrobi. Parkuję pod chmurką więc obawiam się, że przy tych mrozach następnego dnia w ogóle bym do niego nie wsiadła :).
OdpowiedzUsuńPowodzenia u mechanika :))
Dzięki za wprowadzenie mnie w dobry humor - oby starczyło go na cały dzień :)))
Przecież to doświadczalnie sprawdzone, że jeśli coś może się zepsuć to zepsuje się na 100% w najmniej spodziewanym czasie i miejscu, a jak się zepsuje jedno to za chwilkę drugie i trzecie....
OdpowiedzUsuńTo są prawa Murphiego , ale znać je to nie znaczy pamiętać o nich :)))
Ata, to się zdarza chyba wszystkim , tylko nie wszyscy potrafią tak pięknie opowiadać :)
ja wiem że "nie śmiej się dziadku z cudzego upadku" ale wiesz, trudno się powstrzymać :D za to poprawa humoru od rana gwarantowana :D
OdpowiedzUsuńp.s też tak mam - amortyzatory mi szwankowały z przodu samochodu, ale se jeździłam bo kasy mi było szkoda - to mi pękła sprężyna (dobrze że 1 km od domu :)) i trzeba było dwie sprężyny i dwa amortyzatory zmienić :D
No i po co było myć? Trza było pielęgnowąć warstewkę brudu. ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twoje opowieści:)
OdpowiedzUsuńŻycie jest ciekawe samo w sobie, ale opowiadane Twoim językiem jest jeszcze ciekawsze!
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, że panowie myjkowi jak już ochłonęli z pierwszego szoku, to też się tam nieźle ubawili :)
Eeee, bo jakbyś może bardziej noskiem pokręciła to może by Ci jeszcze fotel wyprali???
OdpowiedzUsuńNieeee, to zdecydowanie głupi pomysł tej zimy ;)
Ata, jak zwykle uśmiałam się, zwłaszcza z tego kabrioleta od dupy strony ha ha, no nie mogę!
OdpowiedzUsuńAtuś - no żesz mnię podniosłaś na duchu z rana! Bodaj Cię cytowali po wieki! Kabriolet od dupy strony - piękne!!!!
OdpowiedzUsuńNormalnie dwa razy se przeczytałam Twój tekst!!!!!A nowy typ kabrioletu rozbawił mnie do łez!!!
OdpowiedzUsuńPozdrowionka
Hahaha, hihihi - czekam na książkę :-D No po prostu cała Ty i Twój nader ciekawy żywot ! Już wiesz, za co Cię lubię ;-)
OdpowiedzUsuńOj, a moja córka dzisiaj zawiozła naszego brudasa do myjni... i na przegląd się umówiła...
OdpowiedzUsuńWprawdzie nic nie jest popsute, ale kto wie co się może zdarzyć?????
Wprawdzie z naszego trudno byłoby zrobić kabriolet bez urąbania dachu, ale wolałabym jednak mieć drzwi pozamykane.
No cóż, po myciu samochodu dzieją się dziwne historie, nawet jeśli nic nie jest ewidentnie popsute. Z reguły, gdy się go myje zimą to zamarzają zamki.I nic nie pomoże, że po myciu dmuchają ciepłym powietrzem w zamki.Bo woda wcieka gdzieś głęboko w głąb i spokojniutko zamarza. I ja nigdy nie daję woziku na myjnię w zimie. Trudno, niech jezdzi brudny.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Magda - nie pieściłam pisaniny. Samo się jakoś tak pisze ;-)
OdpowiedzUsuńKasiu - cieszę się :-))
Alicjo - jedzenie na wszelki wypadek też odradzam ;-)
Kaprysiu - ależ moje jeździdełko grzecznie się zachowało! Padło tam, gdzie mu pomoc mogli przynieść ;-)
GG - narybek faktycznie nie najgorszy ;-))
Ewo - u mechanika było spoko! Tym razem obyło się bez trupów w kołach i bliżej nie określonych produktów spozywczych na rękawicach mechanika - a było tak, było ;-)
Frasiu - moje autko nie mieszka w garażu, tylko pod wiatą, więc nie mam obaw o zamianę go w bryłę lodu ;-)
Krzysiu - prawa znam, ale udaję, że mnie nie dotyczą ;-)
Yen - ale na dwóch świecach nie jeździłaś? Bo ja tak, czym zdumiałam mechaników :-D
Koroneczko - jakoś mnie nie rajcowało szaro-białe autko. Ogólnie na brud reaguję dość nerwowo i go likwiduję. Nie wiem jak inni, ale ja tak mam ;-P
Lacrimo - dziękuję :-))
Woalko - sądzę, że tak. Przynajmniej nie byli spięci jak agrafki ;-)
Iwonko - i miałabym przymarznąć do mokrej tapicerki?? No nie! Dzięki!
Koronko - no bo jak to nazwać inaczej??
Aniu - i tak nic nie przebije Twojego "żeru ócz mych"!
Aagaa - dwa razy?? uh! Twarda z Ciebie facetka! ;-DD
Sylwuś - a papucie już masz, żeby mi w nich te kwiatki od wielbicieli odbierać??
Irenko - wszystko się może zdarzyć... ;-DD
Anabell - nie mam tego problemu na szczęście! Otwieram klikając kluczykiem. Nie muszę wtykać go do zamka, bo pewnie też bym jeździła takim burasem z obawy o zamki ;-)
No własnie ...ja mojego myję raz w roku ....bo przynajmniej rdza mniej widoczna pod brudem.To sie nazywa ekonomia.
OdpowiedzUsuńZ innej beczki: prezencik poleci w przyszłym tygodniu ...bo jakas droga na pocztę taka nieciekawa i nie chciało mi się .....
Ja lubię myć moje autko, ale jak aura jest bardziej sprzyjająca. I myje dość regularnie. Ale sądzę, że jak rdza się pojawi, to mi ten zapał minie ;-DD
OdpowiedzUsuńcudownie tu u ciebie!!!
OdpowiedzUsuńZainspirowana - ciekawe, czy mayjkowi też by tak mówili ;-))
OdpowiedzUsuńMyjkowi miało byc ;-D
OdpowiedzUsuńTy to taka pszczółka jesteś, moja połówka jeszcze nigdy nie myła, nie dawała do mycia samochodu. Zawsze tylko zdziwiona, o taki brudny.....
OdpowiedzUsuńA wiesz, jak teraz wygląda moja jeździdła?? Jak fleja! I znowu mam pod górkę do myjni. Może jak mi naskrobią na zadku paluchem "umyj d... brudasie", to się zmobilizuję i odwiedzę znowu panów psujkowych ;-D
Usuńnapiszę jutro "umyj dupę brudasko". Myślę, że moja połowica powie, że to mnie dotyczy.
OdpowiedzUsuńI będzie miała rację :-DD
OdpowiedzUsuńMam czysta..... :)
OdpowiedzUsuńPozwolisz, że nie będę sprawdzać? :-P
OdpowiedzUsuń