Ot takie luźne wspomnienia.
Jakoś tak nas dziś i wczoraj z tatą napadło...
Dziś część pierwsza
Uwaga!
Opowiadanie pierwsze nie dla delikatnych "lelijek" omdlewających przy mocniejszym podmuchu mało pachnącego powietrza i mających odruch odwrotny do przełykania na widok inny niż łabędzi puch !!!!!
Lat temu hohohoho!
Mazurska wieś.
Jesteśmy na wczasach,
w tych mazurskich lasach...
Znaczy rodzice i ja.
Główna atrakcja: łowienie rybek. A potem trza je usmażyć.
Smażalnia była jedna.
Ot - wielka wiata, pod nią kuchnia węglowo-drzewna, a na niej patelnie wielkości młyńskich kół.
Dostępne dla wszystkich chętnych.
Pod wieczór, kiedy to wędkarze już dostarczyli łupy swoim współmałżonkom, smażalnia kipiała w szwach od plotkujących pań.
Mój tata, jako iż dysponował żoną pieklenie brzydzącą się oprawianiem i smażeniem rybek, sam musiał do końca doprowadzić swoje dzieło.
Tzn. nie tylko swoje: żony też, bo łowić moja Mama podobnie jak i ja uwielbiała. Następny stopień wtajemniczenia dla Niej sprowadzał się do konsumpcji. To co po drodze, to już zdecydowanie NIE!
A więc w opisywanym przeze mnie dniu, tata poszedł uzbrojony w sprawione rybki i flachę oleju do rzeczonej smażalni.
Tegoż właśnie dnia, całym ośrodkiem wypoczynkowym wstrząsnęła historia pewnej pani, która czas jakiś temu się wzięła i utopiła w jeziorze. Trzeba trafu, że tegoż dnia ją wyłowili.
Znaczy jej ciało...
Po wielu dniach.
Panie smażąco-plotkujące z wypiekami na twarzy, powstałymi niekoniecznie tylko od żaru bijącego od pieca, przekazywały sobie sensacyjne wiadomości:
-I wie pani?? Jak ją wyciągnęli, to ona CAŁA była oblepiona węgorzami!!
-Co pani mówi! O matko! Cała??
-No tak!!
-Widziała pani??
-No ja nie, ale inni mi mówili!
Tata widząc, że panie jeszcze długo będą się ekscytować topielicą włączył się od rozmowy:
-I co? I co???
- No... Nic... zabrali biedaczkę...
-Eeeee! To głupota!! Powinni byli jeszcze raz ją zarzucić!
Lat temu ok 18.
W sklepach rewelacji jeszcze nie było. A ponieważ niedaleko nas jest giełda spożywcza, jeździliśmy tam z moim mężem po aprowizację.
Typu mąka, cukier, soczki i kaszki smakowe dla bachora.
Bachor, czyli Joanna lat 3, jeździła z nami.
Zrobiliśmy prawie całe zaplanowane zakupy.
Ostatnim punktem programu było kupno kaszek.
Dla bachora.
Wyszliśmy oboje z samochodu.
Bachor został w środku, bo to miała byś tylko chwilka...
Kupiliśmy.
Wracamy.
I ups!
Samochód zamknięty od środka!
A kluczyki?
A w stacyjce!
"Mondry monsz" nie miał odruchu wyjmowania kluczyków...
Rozpoczęliśmy negocjacje:
-Asia! Otwórz!
-Nie! - padła stanowcza odpowiedź okraszona promiennym uśmiechem.
-No otwórz! Patrz - tata ma ciężko!
-Nie!
No to spróbowałam po ambicji pojechać:
-Ha! Bo ty na pewno nie umiesz otworzyć!
-Umniem, ale nie chcie!!
-Nie umiesz!
-Umniem!
-To pokaż!
-Nie!
-No patrz! Takie pyszne kaszki dla ciebie mamy - kusiłam dalej...
-Nie lubię kasek!
Ręce opadają!
Szybę wybić?
Najprościej, acz trochę kosztownie i przewiewnie by było...
Okoliczni sprzedawcy zwijali się ze śmiechu.
Wcale im się nie dziwię - gdyby to mnie nie dotyczyło, pewnie też bym się zwijała.
Problem narastał, bachor był zawzięty i twardy w swoim postanowieniu, a my bezradni...
W jednej z bud trwał remont.
Polazłam więc do robotników, w celu zdobycia jakichkolwiek narzędzi nadających się do włamania do własnego samochodu.
Jeden z nich, przez łzy śmiechu wykrztusił:
-Elektroda.... Hehheheheheheeeee!!! Uszczelka..... Hhihihihihi!!
Zrozumiałam, że za pomocą odpowiednio wygiętej elektrody i zdjęcia uszczelki przy szybie, mój mąż ma podnieść do góry ten nieszczęsny pipek w drzwiach od dupy strony, czyli od zewnątrz.
-A pan by nie mógł?
-Niieiiee! Nieiieiee mogęęęę!! - kwiczał pan od elektrody.
Dobry! Nie on się miotał!
Dałam elektrodę osobistemu inżynierowi.
-Uszczelkę mam zdjąć?? A jak ja ją później założę??
-Odwrotnie do zdejmowania!
Warcząc coś pod nosem mężu zaczął czynić nieśmiałe próby zdewastowania własnego samochodu.
A ja wpadłam na ostatni pomysł:
-Asia! Ale szyb to ty nie umiesz otwierać!
-UMNIEM! - uniosła się oburzeniem małolata.
-Hahaha! Akurat! To jest trudne! Trzeba mieć dużo siły i wiedzieć w którą stronę kręcić!
-Wiem!
-Nie wiesz! I nie umiesz!! - i odwróciłam się tyłem do samochodu, zadkiem opierając się o szybę...
Bachor już nie dyskutował.
I nagle poczułam, że coś mnie "głaszcze" po tyłku...
SZYBA!!! Zjeżdżała w dół!
Powoli, ale systematycznie szpara robiła się co raz większa...
W pewnym momencie bachor zaprzestał otwierania okna.
-Widzis! Umniem!
-Phi! Taką dziurkę to każdy głupi umie zrobić! - nawet się nie odwróciłam, żeby nie zobaczyła nadziei w moich oczach...
-Umniem wiencej!
-Nie umiesz!
UMIAŁA!!!!
Kiedy dziura powiększyła się na szerokość mojej ręki, samochód był NASZ!!!
Wsadziłam łapę, pipiek odciągnęłam i wrota do raju stanęły przed nami otworem!!
Szybciej pisałam, niż się to rozgrywało.
Cała akcja trwała ok 45 minut!
Wyobrażacie to sobie??
CAŁA GODZINA LEKCYJNA na dostanie się do samochodu!!!
Uprzedzam ewentualne pytania:
Aś w tyłek nie dostał, bo jedyną osobą kwalifikującą się do lania był mój mąż. Za brak kluczyków w kieszeni!
Teraz, mimo, że minęło tyle lat, mój ślubny nawet na podwórku zabiera kluczyki, a samochód zamyka na cztery spusty ;-)
Nauka nie poszła w las!
A ciąg dalszy będzie o Ani wypatrującej swojego taty w każdych poruszających się spodniach...
Zeżarło mi komentarz, a taki był udany, uch... No to jeszcze raz:) Zarzucenie ponowne uważam za słuszne. Węgorzy coraz mniej i jak biorą to żal nie wykorzystać:)Co do dziecka w samochodzie to mojemu by się chyba nie upiekło, bo nerwowa jestem, a mąż po incydencie nadawałby się również do zarzucenia na węgorze;)
OdpowiedzUsuńTaa, kilka razy musiałam swojemu dowozić samochodem kluczyki, bo sobie zatrzasnął. A raz to nawet taksówką, bo wóz miałam w warsztacie.
OdpowiedzUsuńNo cóż, życie bywa okrutne. A historia z topielicą cudna.
Miłego, ;)
hahahaha - opowieści super:D Możesz zamieścić więcej :D
OdpowiedzUsuńMam i ja takich historyjek śmiesznych z dziećmi związanych masę, ale moje dorosłe już latorośle mogłyby się obrazić, bo mi bloga podczytują. Będę negocjować prawo do opublikowania :D
Oj, takie coś z bachorkiem w środku auta przeżyłam i jeszcze pamiętam, jak sie wtedy denerwowalam, bo to zima była!
OdpowiedzUsuńCzekam na dalszy ciąg opowiadań, bo nie mdleję przy takich i lubię czytać o Twoich przygodach :D
Rozbawiłaś mnie Asią w samochodzie choć i historyja z topielicą ma smaczek ;) Przypomniała mi się opowiastka o chrześnicy 2,5 letniej mojego Połamańca (ubiegły rok). Zamknęła Babcię na balkonie. Baaardzo wczesną wiosną. Na dwie godziny! Całe osiedle trzymało za Babcię kciuki co by Kobiecinka nie zamarzła ;)
OdpowiedzUsuńwlasnie przcztalam mojemu mezowi (lubi lowic rybcie) podobalo sie jak diabli.haha
OdpowiedzUsuńAle Wam córeczka zrobiła numer. Kurcze dzieciaki zwłaszcza takie małe to czasem maja pomysły. Czasami ciężko przewidzieć co takiemu maluchowi strzeli do głowy
OdpowiedzUsuńBaaardzo podoba mi się poczucie humoru Twojego Taty :))).
OdpowiedzUsuńPośmiałam się, dobudziłam i teraz w bardzo dobrym nastroju mogę się wziąć do roboty (do urlopu pozostał mi jeszcze prawie miesiąc) - dzięki :).
To się uśmiałąm z samego rana :)
OdpowiedzUsuńPierwsza historia jest genialna ,ma Twój tata poczucie humoru :))
Powinnam się przyzwyczaić, że Twojego bloga nie mozna czytać przy śniadaniu. Oplułam monitor...
OdpowiedzUsuńTopielica wymiata, a Asia od urodzenia prezentowała nieprzecietną inteligencję :).
Jak zdolny dzieciak, to od maleńkości to widać... Po rodzicach to się ma. czasem tylko po sąsiedzie...
OdpowiedzUsuńZ tymi węgorzami historia pierwsza klasa!
kobieto, Ty książki pisz, proszę :D, a ja zaraz kupie półkę, mnie mój starszy młody jak był jeszcze malutki, trzy razy zamknął, przezyłam ;)do tej pory jak wychodze na balkon albo za drzwi po pocztę to jedną nogę za progiem trzymam, nie ufam nikomu :D
OdpowiedzUsuńWidać, że poczucie humoru jest dziedziczne :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam czytać Twoje historyjki. Nie dość, że przydarzyły Ci się niesamowite rzeczy, to opis tych wydarzeń jest rewelacyjny! :)
No ja bym samego dziecka nie zostawiła w samochodzie, ale to pewnie ja jestem dziwna ;) Ale miałaś psychologiczne podejście do niej :D :D :D
OdpowiedzUsuńDopiero teraz zauważyłam, że mój komentarz wskoczył jako "filia miejska", w sensie autor :)
OdpowiedzUsuńtak to jest jak się pisze równocześnie trzy blogi i każdy na innym koncie :)
Na przyszłość - filia miejska to ja - irenka :)
No pięknie - węgorze zabójcze (kocham Twojego Tatę !), a Aś, jak to Aś, od małego sprytna, inteligentna i nieprzewidywalna :-D
OdpowiedzUsuńI wyszło żem twarda baba, a nie lelija cudna :>
OdpowiedzUsuńSzkoda mi biednej utopionej pani, aczkolwiek rozumiem rozczarowanie Twego Taty, miewam podobnie z deskami, każda jedna mi się przyda, więc gdy nie mogę wypatrzonej zabrać, rozpacz mam wypisaną nie tylko na twarzy :)))
Asia charakter ma nie od parady, hehe :))))
Kaprysiu - też bym zarzuciła! A męża nie pobiłam tylko dlatego, że silniejszy jest ;-)
OdpowiedzUsuńAnabell - też mu woziłam nie raz, ale wtedy ja byłam w domu, a on zatrzaskiwał na mieście ;-D
Gocha - no nie żartuj! Moja Chuda się cieszy jak ją szkaluję na blogu ;-D I o żadnych
negocjacjach nie ma mowy!
Kasica - będą, będą kolejne. Spoko wodza!
Aniu - przed wczoraj córeczka mojej sis zrobiła dokładnie to samo! Babcia darła się z balkonu (7 piętro) jak zobaczyła znajomych, żeby poszli do sąsiadki, która ma klucze i ją uwolniła ;-D
Laura - ja tam nie wiem skąd. Przeca mnie nie znasz tak namacalnie ;-P
Majowa - i co? Ma zamiar zarzucać topielcami? ;-DD
Ewo - i naszą rola jest mimo wszystko PRZEWIDYWAĆ!!
Frasiu - cieszę się! I współczuję! Cały miesiąc... A ja już się bycze od kilku dni :-))
Elu - no fakt! Tata jest niezastąpiony ;-DD
Irenko (filio Ty moja ;-)) - szmatki mam podesłać? ;-DD
Elu - moje obie mają to po... sobie ;-DD
By_giraffe - nie dziwię się! Toż to trauma na całe życie :-DD
Bean - dziękuję :-))
Magda - zostawiałam, zostawiam i zostawiać będę. Tylko kluczyki zabieram ;-))
Irenko - domyśliłam się od razu :-DD
Sylwuś - no bo jak go nie kochać ;-DD A Aś - no sama wiesz ;-))
Iwonko - Aśka ma charrrakterrrek ;-D
Ata! Byłam tu i poczytałam... obśmiałam się jak norka! Czy norki się śmieją nie wiem... ;)
OdpowiedzUsuńGratuluję PANNIE Z WARKOCZAMI tego co w poprzednim wpisie było! Czytałam i nie pamiętam, że nie napisałam nic w temacie! Skandal! Skandal nie uhonorować brawami mojej ulubienicy! Ściskam :) Brawo, brawo... :)
:)
OdpowiedzUsuńHahhaha. Topielica i węgorze-dobre.Uśmiałam się.
OdpowiedzUsuńA Anię zabiłaś?
przeczytalam i przynęte zlapalam , czekam na cąg dalszy
OdpowiedzUsuńkonKata
Jolinko - norki i fretki się śmieją! Jak nie wiem ;-) Pannę z warkoczami uściskałam od Cibie podwójnie :-))
OdpowiedzUsuńAnetko - dziękuję za odwiedziny. Dawno Cię nie było :-)
Kasiu - przyznam, że nie rozumiem Twojego komentarza... Dlaczego i za co miałam zabijać Anię? Morduję jedynie komary i meszki. Z natury jestem pacyfistką...
KonKata - już, już! Za chwilkę :-)
Uśmiałam się po pachy!
OdpowiedzUsuńCzy Ty chcesz mojej śmierci? Poczekaj aż dotrę do końca 2012 roku, chcesz bym zachłysnął się whiskaczem? Pomysł papy rewelacyjny. No to teraz wiem, że Twój tata spłodził syna, a że w spódnicy? Szkoci też w spódnicach zrobionych z o dziwo tartanu (nie tego do biegania) chodzą czyli kilitach. Ja z ryb to mogę robić fsystko, tylko nie łowić.
OdpowiedzUsuńCo do drugiej części to opowiem, że nam się przytrafiło coś podobnego, tylko w środku nie było nikogo. Rzecz się działa na parkingu obok bloku mojego brata. Byłem wtedy posiadaczem marzenia mojego, czyli Poloneza 1500 SLE (szybki, ekonomiczny, luksusowy). Samochód zamknąłem, coś wyjmuję z bagażnika i trzask pokrywą. Chwila zastanowienia, klucze w środku, zapasowe 50 km od feralnego miejsca. Mojemu obskakiwaniu autka przyglądała się Pani z pobliskiego kiosku Ruchu. Wyszła i mówi,
- panie ja mam takie nożyczki, niech spróbuje i otworzy.
- No coś Szanowna Pani, jak nożyczkami otworzę zamek od mego poldka.
- Niech spróbuje, nie gada. Tu tymi nożyczkami otwierali i BMW i Audi.
Nie miałem wyjścia, wkładam jedno z ramion ostrzy w zamek, przekręcam i pipek poszedł do góry. Byłem w szoku.
Morał, mój poldzio na tym samym poziomie zabezpieczenia jak zachodnie marki.
Załamiesz się z moimi komentarzami
OdpowiedzUsuńNie załamię się ! Twarda jestem! :-D
OdpowiedzUsuńMoja Mama zostawiła kiedyś samochód z niewyłączonym silnikiem pod sklepem i zatrzasnęła kluczyki. Nie wiem jak tego dokonała, ale właściciel sklepu zostawił interes pod opieką kogokolwiek i pojechał z Nią swoim samochodem po drugim komplet kluczyków do domu :-DD