Stary rok żegna się, a nowy wita, zgodnie ze świecką tradycją w huku petard, w blasku fajerwerków, na imprezach bardziej lub mniej kameralnych.
Czyli z przytupem.
Niektórzy zmianę kalendarza fetują nieco inaczej.
Rzekłabym - na swój specyficzny sposób.
Córka ma starsza wybierała się na imprezę sylwestrową, czyli wybrała sposób konwencjonalny.
Powodowana matczyną miłością i empatią, zaproponowałam, że ją zawiozę osobiście i niejako temi ręcami., bo co się ma tłuc komunikacją miejską okrojoną tego dnia do bólu.
Jak należało się spodziewać, Joanna chętnie przystała na taką ofertę.
O umówionej godzinie podreptałyśmy do autka.
Wsiadłyśmy, zapięłyśmy pasy, przekręciłam kluczyk w stacyjce.
Zakręciło, zaskoczyło, zawarczało i... zgasło.
Uuuu! Takich numerów to ja sobie nie życzę!
"Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem" - pomyślał mój bolid i drugiego takiego numeru już mi nie wyciął, bo już tylko kręciło, jęczało i nic poza tym.
- Chuda! Zmieniamy lokal. Tu nas nie chcą. Idę do rodzica twego po dokumenty i kluczyki.
Poszłam. Mężu na mój widok strzelił dowcipem:
- O! Już jesteś? Ale szybko!
- Taa! Oczywiście! Teleportowałam się. Kluczyki pliss. I papiren.
- A co z twoim?
- POPSUŁAM! :D Z przytupem trza stary rok zakończyć, no nie?
Mężu się użalił, swój samochód udostępnił.
Następnego dnia niewiele można było zdziałać z martwą blachą.
Tak więc dopiero 02.01 pojechałam do mechanika i oznajmiłam, że:
- Samochód mi nie chce jechać.
- Tzn?
- Kręci, ale nie odpala.
- A coś się świeci?
Popatrzyłam na niego spod oka:
- To nie akumulator.
- Aaaa! Znaczy rozrusznik działa?
- No działa, ale niechętnie.
- To pani poczeka. Wezmę komputer i podjedziemy.
Komputer pokazał m.in., że cewka siadła.
- Ale jak to? Na dwóch przecież pojadę. Już kiedyś tak miałam.
- No właśnie. To raczej nie to. Czasem są jakieś przekłamania w komputerze. Skasuję błędy i powinno być dobrze.
Nie było.
Ani błędów, ani poprawy.
- Niewiele tu mogę zrobić, Trzeba samochód odstawić do warszatu.
- Laweta?
- E nieeee! To niedaleko, na holu można. Po co się w koszta wpędzać.
Taaa! Jasssne! Jazda na sznurku to moje hobby :-/
Zdałam mężowi relację przez telefon.
- No super! Świetnie! I już wiemy, co jest! To na pewno cewki! To ja kupię i wymienię. Założył osłonę od silnika?
- Założył.
- Oj to szkoda.
- Nie łam się! Na ręce mu patrzyłam i wiem jak to się robi w razie co. Ale ty! To nie cewki. Przecież by odpalił. Niechętnie, ale dałoby radę. Na dwóch kiedyś się telepałam. To i na jednej też by pociągnęła.
- Ale nie miałaś wymienianych cewek.
- Wszystkich nie, tylko jedną. Dwie są oryginalne, a jedna Boscha.
- A SKĄD TY TO WIESZ? - zapytał ironicznie mój ślubny
- Bo po pierwsze pamiętam, a po drugie przed chwilą WIDZIAŁAM!
Oczywiście mężu tak do końca nie uwierzył, ale kupił tylko dwie cewki.
Z zapałem, przy świetle latarki zabrał się za wymianę.
No i okazuje się, że nie tylko słabe kobietki łamią części, które z założenia powinny być całe!
HA!
Mężu wyłamał kawałek plastiku z obejmy cewki :-DDD
- To teraz już rozumiesz, że złamanie kawałka badziewia nie jest takie trudne?
- Rozumiem...
Cewki wymienione, perspektywa jazdy na sznurku odeszła w niebyt.
- Odpalaj! - rzucił ślubny z dumą.
Yhy! Papierosa! Bo silnika się nie udało, niestety.
Wprawdzie rozrusznik chętniej kręcił, ale z efektem równym zeru, jak i przed wymianą.
Linka holownicza ponownie zaczęła mi się jawić jako stryczek skazańcowi...
- To kiedy holujemy? - zapytałam osłabłym głosem.
- Później.
Później nadeszło i szczęślwie jakoś minęło.
A potem zrobił się piątek i mąż stwierdził, że na długi weekend nie ma sensu trupa ciągnąć, bo i tak nikt z nim nic nie zrobi.
- No fakt! Masz rację, kochanie! - egzekucja odwlekła się w czasie.
Włączyłam myślenie. I przypomniało mi się, ze mam dwóch starszych braci ciotecznych. Obaj są jakby nie było kierowcami zawodowymi, więc...
Na kogo wypadnie, na tego bęc!
Padło na młodszego.
Ale nie zawiadomiłam go o czekających go atrakcjach, bo na scenę wkroczył mój rodzic.
- A ty przypadkiem nie masz asistansa?
- Eeee... Raczej nie. W pierwszym ubezpieczeniu miałam, był w pakiecie. A w tym to raczej nie. Podstawa: OC, AC i NW
- Sprawdź.
Sprawdziłam.
Iiiiii.
MAM! Tralalala! Hol za free w promieniu 150 km! A do warsztatu 5 km! Mieszczę się w normie!
Już wiem, jak czują się skazańcy, którym darowano karę śmierci!
Laweta została zamówiona i przyjechała dziś rano.
Na fali szczęścia, ku rozbawieniu przemiłego laweciarza, nie mogłam odmówić sobie przyjemności sfocenia leniwej kobiety:
Jakoś tak dwie i pół godziny później pan mechanik poinformował, że samochód już jest do odbioru i jeździ!
No szok!! I to jaki fajny szok :-)
Pojechaliśmy z małżem po odbiór pannicy.
Stała grzecznie i czekała, aż państwo dokładnie wysłuchają co jej dolegało, a właściwie dalej dolega i dolegać cyklicznie będzie.
Nie powtórzę, bo średnio słuchałam. Coś tam jest nie tak w okolicach silnika. Taka wada fabryczna. Akurat trafiło na ten model fabii. Większość użytkowników miała farta i to coś rypało się na gwarancji i producent bez słowa wymieniał.
Moja wypieszczona od pierwszych, wspólnych chwil, jeszcze w salonie, panna wstydliwa jest i nie lubi jak jej ktoś pod maską gmera i dopiero teraz ujawniła, że ma chorobę wrodzoną, acz nieśmiertelną. A gwarancja minęła nam lat temu hohohoho :-D
W końcu mogłam zasiąść i ruszyć! Do domu! Własnym auteczkiem!
I dojechałam.
No prawie.
Tak jakoś 200 m od domu usłyszałam potężny huk, zgrzytnięcie i coś rąbnęło na asfalt.
- Ku..wa! Silnik chyba zgubiłam!
Zatrzymałam się, wysiadłam i poszłam zbierać części składowe własnego samochodu.
Silnika nie było. Duży dość, to w oczy by się rzucił.
Zamiast niego znalazłam to:
Cóż to jest?
Sprężyna od zawieszenia...
A właściwie jej fragment.
Czy jest na sali ktoś, komu zdarzyło się popsuć samochód wracając do domu z naprawy?
Czy jest na sali psychiatra? Albo chociaż egzorcysta? :-D
Koleżanko, dobra jesteś w te klocki ;)
OdpowiedzUsuńAtaboh - taaa...
UsuńNieustannie Cię podziwiam!
OdpowiedzUsuńOslun - w sumie to ja siebie samą też. Ciekawe, do czego jeszcze jestem zdolna ;-)
UsuńJa psuję tylko spłuczki w toaletach w każdym nowym miejscu, w które przyjedziemy.Natomiast mój ślubny, lakiernik samochodowy, miał klienta, który przycierał nowopomalowane autko wyjeżdżając z warsztatu. No, raz mu się udało i nieprzytarty dojechał aż do bramy ... A kto zgadnie, co się dalej stało? ulach
OdpowiedzUsuńUlach - brama była za wąska :-D To na pewno krecia robota Twojego męża ;-)))
UsuńAuto nam padło jakoś na początku grudnia, po prostu przestało jeździć- całkiem jak Twoje.
OdpowiedzUsuńMąż zaholował je do mechanika, stało tam ponad tydzień, koszt naprawy 600 zł, naprawione wszystko inne, prócz tego, z czym przywiózł je mąż- za dwa dni zaś zdechło. Poszło do drugiego mechanika, zaś 600 zł za wszystko inne, bo niestety oni nie wiedzą co i jak, bo komputer nic nie pokazuje- to coś z gazem. Gazownik- komputer nic nie pokazuje, to coś innego. Więc kasa na nowe meble kuchenne poszła się paść u mechaników, mężu zamiast na gazie jeździ na benzynie, wydaje majątek, a ja dostaję wkurwa, bo za tydzień czeka nas wyprawa do stolicy i jakoś na benzynie nie uśmiecha mi się jechać :(
Kasiu - oj to faktycznie nieciekawie :( Ale i tak chyba samochodem będzie taniej, niż ciapongiem?
UsuńTak zdarzyła się i to gorsza sprawa, bo wybuchła sprężarka od klimy zaraz po przeglądzie i sprawna.
OdpowiedzUsuńAnka - o matko! Koszmar! I pewnie kawałek samochodu zdemolowało?
UsuńPołowa rozdarta , dobrze że syn cały.ale sprawa się dzieje.
UsuńAnka - horror! Najważniejsze, że synowi nic nie jest. Nie odpuszczajcie, bo to jest potworne zaniedbanie!
UsuńSuper jesteś:):) Następnym razem na wsiatkij słuczaj przytaszcz autko od mechanika na plecach.
OdpowiedzUsuńJaskółko - dzięki za poradę :-D Pomyślę ;-)
UsuńKształtem przypomina podkowę, musowo 2014 będzie szczęśliwy czego życzę Ci z całego serca i pozdrawiam !:-) Asia
OdpowiedzUsuńAsiu - też tak pomyślałam, jak wzięłam to to do ręki. Ale nad drzwiami nie będę jej sobie jednak wieszać ;-)
UsuńTylko egzorcysta, chociaż i on nie za dużo zdziała, z doświadczenia wiem że ręce załamują egzorcyści wszelacy :) Nawet mój mechanik ręce załamuje jak podjeżdżam ale to chyba z powodu moich teorii :D
OdpowiedzUsuńAnette - oj tam, oj tam! Mechanik powinien się cieszyć, że ma kreatywną klientkę, a nie ręce załamywać ;-)
UsuńPodobno nieszczęścia chodzą parami, czego jesteś jak widać dowodem :P Stawiałabym na egzorcystę a za chwilę na zmianę mechanika ;) Pozdrawiam i życzę , by Nowy Rok choć przywitany z niezbyt przyjemną niespodzianką, przyniósł Ci wiele radości i same dobre wydarzenia. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMbabko - mechanika nie zmienię. On mi mówił, że coś mi stuka i sugerował wymianę, więc nie mam co się go czepiać ;-)
UsuńAta, oplułam sobie monitor i mało co nie zmarłam z tego zakrztuszenia się.A kto przy zdrowych zmysłach kupuje fabię w Polsce? Kupiłabyś koreańczyka i jezdziłabyś bez nikakich napraw (nawet bez wymieniania żarówki) 7 lat.W moim autku jedyne co jest robione systematycznie to przeglądy i ostatnio, zgodnie z wymaganiem, był zmieniany rozrząd, choć tak na wygląd to pewnie by jeszcze kolejne 7 lat wytrwał. Żarówkę miałam dotąd wymienianą jedną, tę od oświetlenia tylnej tablicy rejestracyjnej. I zmień warsztat, facet jest wyraznie oszczędny w przyglądaniu się autku, które do niego trafiło. Fabie to są autka typu 1000MB, czyli 1000 małych błędów.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Aniu - kto kupuje? My. To jest niezawodny samochód. Ale już ma tyle lat ile ma i dopiero teraz coś się zaczęło z nim dziać. Zawsze mieliśmy skody i to się nie zmieni. Na temat skośnookich mam wyrobione zdanie i raczej go nie zmienię. 7 lat to bardzo krótki czas na jazdy bez remontów. Moja pani ma lat 11, bardzo dużo na liczniku i dopiero teraz coś jej fiknęło.
UsuńKIA, Daewoo, czy inny H... No cóż - znam je i opinie na ich temat też - dziękuję, postoję! Wolę grupę VW.
Ha! Sprężynę od zawieszenia poznałam od pierwszego rzutu oka - tylko, ze u Ciebie zepsuła się faktycznie z przytupem, bo ja zanim ustaliłam, co to tak się tłucze sprawiałam, że wszyscy przechodnie się za mną oglądali, bynajmniej nie z podziwem w oczach. :)
OdpowiedzUsuńNie ma to jak nowy rok przywitać z przytupem :D
Pozdrawiam
Majeczka
Majeczko - nooo! Widocznie Twoja lepiej się trzymała, ale powiem Ci, ze tuż przed urwaniem łoskot był niewąski :-D Gdyby ktoś szedł ulicą, to pewnie raczej by się przeraził :-D
UsuńAtko moja droga, pozwól, że zacytuję "klasyka": lepiej dupnąć raz, a dobrze, niż pierdzieć po kawałku!
OdpowiedzUsuńUbawiłam się po pachy! Nie z problemu zepsutego autka, a ze sposobu relacjonowania. U Ciebie nawet taki niefart jest dziełem samym w sobie :). Będzie dobrze, a nawet jeszcze lepiej, zaczynam czarować :).
Pozdrawiam z zapłakanego deszczem Olsztyna. Kasia
Kasiu - dooobre! :-D Muszę zapamiętać :-DD Czaruj, czaruj! Dobrej magii nigdy za wiele ;-)
UsuńKochana Ato ! Twoje wpisy, to jak miód na moje serce:))) Czy Ty czasem nie myślałaś wydać Swego bloga drukiem? Pierwsza kupuję i jeszcze kilka rodzinie i znajomym na pocieszenie. To jest lepsze niż kryminały, które uwielbiam. Mogłabym czytać nawet do poduszki i z uśmiechem na ustach zasypiać. Czekam na ciąg dalszy. Nie żeby się Tobie ciągle coś pusło - uchowaj Boże - ale " rence do pisania to Ty masz Kobieto". A co do Fabii - to ja jestem za. Też uwielbiam !!! Pozdrawiam Małgoś
OdpowiedzUsuńMałgoś - no to skodziarze wszyskich krajó - łączmy się :-D
UsuńBloga drukiem to ja nie wydam - wydawcy nie będą ryzykować tak niepewnego przedsięwzięcia ;-)
no to jak piszesz z przytupem było wejście w Nowy Rok:) Życzę więc Tobie i sobie takich niespodzianek z samochodami nie mieć w tym roku ,pozdrawiam serdecznie!!!!!
OdpowiedzUsuńDanusiu - na wszelki wypadek NIE dziękuję :-)
UsuńHihi, w Nowy Rok to tylko Ty mogłaś wjechać z takim rozmachem! Mam nadzieję, że na tym się skończą swawole Twojej damy. Płaczę ze śmiechu i będę podczytywać dalej :D
OdpowiedzUsuńKasiu - oj tak! Faktycznie! Nawet mój mąż stwierdził, że jestem wyjątkowa ;-D
UsuńHihihihi...Ja też z pojazdem mym nowy rok witałam wizytą u mechanika. Ale nie tak spektakularnie i z mniejszym przytupem ;)
OdpowiedzUsuńDotarła ta dziczyzna do Ciebie, bo nic nie piszesz i nie wiem czy słać jeszcze raz czy nie ma potrzeby?
Iwonko - skop mi zadek! Dotarła! Dziękuję bardzo! Zaraz się biorę za zaległe maile ;-)
UsuńZ tym silnikiem, to przywaliłaś. Ja już od dawna wiem, że jak się czyta Twoje posty, to nie można w tym czasie nic konsumować. Zakrztuszenie gwarantowane. Nie ma bezawaryjnych pojazdów, koea, nemyc, aponia jeden kij. Co do np. 7 letnich gwarancji to ok, ale przez 7 lat jeździć wymieniać olej za 1000, to przesada. Wszystkiego najlepszego na Nowy Rok życzy Tobie i całemu Twojemu stadku kubków5 :)
OdpowiedzUsuńKrzysztof - no takie skojarzenie miałam! Co się dziwisz - jak byś przez 10 minut wysłuchiwał o wadzie fabrycznej silnika, to co byś pomyślał, jak coś z przodu odpadło i rymnęło na asfalt? :-D
UsuńI Wam też, Kubusie, najlepszego i najsłoneczniejszego ;-)
hahaha... :) trzeba było jakoś oblać nowy rok, a jak by inaczej niż popsuciem autka.. ale nie martw się.. pamiętasz taką bajkę Flinstonowie? niedługo poprostu zostanie ci jeździć tak jak oni :)
OdpowiedzUsuńMadziu - :D To ci dopiero pociecha :-D Kopytkami po jezdni! :-D
Usuń