wtorek, 7 stycznia 2014

Przytupem ze starego w nowy

Stary rok żegna się, a nowy wita, zgodnie ze świecką tradycją w huku petard, w blasku fajerwerków, na imprezach bardziej lub mniej kameralnych.
Czyli z przytupem.
Niektórzy zmianę kalendarza fetują nieco inaczej.
Rzekłabym - na swój specyficzny sposób.


Córka ma starsza wybierała się na imprezę sylwestrową, czyli wybrała sposób konwencjonalny. 
Powodowana matczyną miłością i empatią, zaproponowałam, że ją zawiozę osobiście i niejako temi ręcami., bo co się ma tłuc komunikacją miejską okrojoną tego dnia do bólu.
Jak należało się spodziewać, Joanna chętnie przystała na taką ofertę.

O umówionej godzinie podreptałyśmy do autka.
Wsiadłyśmy, zapięłyśmy pasy, przekręciłam kluczyk w stacyjce. 
Zakręciło, zaskoczyło, zawarczało i... zgasło.
Uuuu! Takich numerów to ja sobie nie życzę!
"Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem" - pomyślał mój bolid i drugiego takiego numeru już mi nie wyciął, bo już tylko kręciło, jęczało i nic poza tym.
- Chuda! Zmieniamy lokal. Tu nas nie chcą. Idę do rodzica twego po dokumenty i kluczyki.
Poszłam. Mężu na mój widok strzelił dowcipem:
- O! Już jesteś? Ale szybko!
- Taa! Oczywiście! Teleportowałam się. Kluczyki pliss. I papiren. 
- A co z twoim?
- POPSUŁAM! :D Z przytupem trza stary rok zakończyć, no nie?
Mężu się użalił, swój samochód udostępnił.
Następnego dnia niewiele można było zdziałać z martwą blachą.
Tak więc dopiero 02.01 pojechałam do mechanika i oznajmiłam, że:
- Samochód mi nie chce jechać.
- Tzn? 
- Kręci, ale nie odpala.
- A coś się świeci?
Popatrzyłam na niego spod oka:
- To nie akumulator. 
- Aaaa! Znaczy rozrusznik działa?
- No działa, ale niechętnie.
- To pani poczeka. Wezmę komputer i podjedziemy.

Komputer pokazał m.in., że cewka siadła.
- Ale jak to? Na dwóch przecież pojadę. Już kiedyś tak miałam.
- No właśnie. To raczej nie to. Czasem są jakieś przekłamania w komputerze. Skasuję błędy i powinno być dobrze. 
Nie było.
Ani błędów, ani poprawy. 
- Niewiele tu mogę zrobić, Trzeba samochód odstawić do warszatu.
- Laweta?
- E nieeee! To niedaleko, na holu można. Po co się w koszta wpędzać.

Taaa! Jasssne! Jazda na sznurku to moje hobby :-/

Zdałam mężowi relację przez telefon.
- No super! Świetnie! I już wiemy, co jest! To na pewno cewki! To ja kupię i wymienię. Założył osłonę od silnika?
- Założył.
- Oj to szkoda. 
- Nie łam się! Na ręce mu patrzyłam i wiem jak to się robi w razie co. Ale ty! To nie cewki. Przecież by odpalił. Niechętnie, ale dałoby radę. Na dwóch kiedyś się telepałam. To i na jednej też by pociągnęła. 
- Ale nie miałaś wymienianych cewek.
- Wszystkich nie, tylko jedną. Dwie są oryginalne, a jedna Boscha.
- A SKĄD TY TO WIESZ? - zapytał ironicznie mój ślubny
- Bo po pierwsze pamiętam, a po drugie przed chwilą WIDZIAŁAM!

Oczywiście mężu tak do końca nie uwierzył, ale kupił tylko dwie cewki.

Z zapałem, przy świetle latarki zabrał się za wymianę.
No i okazuje się, że nie tylko słabe kobietki łamią części, które z założenia powinny być całe!
HA!
Mężu wyłamał kawałek plastiku z obejmy cewki :-DDD
- To teraz już rozumiesz, że złamanie kawałka badziewia nie jest takie trudne?
- Rozumiem...

Cewki wymienione, perspektywa jazdy na sznurku odeszła w niebyt.

- Odpalaj! - rzucił ślubny z dumą.

Yhy! Papierosa! Bo silnika się nie udało, niestety.
Wprawdzie rozrusznik chętniej kręcił, ale z efektem równym zeru, jak i przed wymianą.

Linka holownicza  ponownie zaczęła mi się jawić jako stryczek skazańcowi...

- To kiedy holujemy? - zapytałam osłabłym głosem.
- Później.

Później nadeszło i szczęślwie jakoś minęło.
A potem zrobił się piątek i mąż stwierdził, że na długi weekend nie ma sensu trupa ciągnąć, bo i tak nikt z nim nic nie zrobi.
- No fakt! Masz rację, kochanie! - egzekucja odwlekła się w czasie.
Włączyłam myślenie. I przypomniało mi się, ze mam dwóch starszych braci ciotecznych. Obaj są jakby nie było kierowcami zawodowymi, więc...
Na kogo wypadnie, na tego bęc!
Padło na młodszego.
Ale nie zawiadomiłam go o czekających go atrakcjach, bo na scenę wkroczył mój rodzic.
- A ty przypadkiem nie masz asistansa?
- Eeee... Raczej nie. W pierwszym ubezpieczeniu miałam, był w pakiecie. A w tym to raczej nie. Podstawa: OC, AC i NW
- Sprawdź.
Sprawdziłam.
Iiiiii.
MAM! Tralalala! Hol za free w promieniu 150 km! A do warsztatu  5 km! Mieszczę się w normie!
Już wiem, jak czują się skazańcy, którym darowano karę śmierci!
Laweta została zamówiona i przyjechała dziś rano.
Na fali szczęścia, ku rozbawieniu przemiłego laweciarza, nie mogłam odmówić sobie przyjemności sfocenia leniwej kobiety:


Jakoś tak dwie i pół godziny później pan mechanik poinformował, że samochód już jest do odbioru i jeździ!
No szok!! I to jaki fajny szok :-)

Pojechaliśmy z małżem po odbiór pannicy.
Stała grzecznie i czekała, aż państwo dokładnie wysłuchają co jej dolegało, a właściwie dalej dolega i dolegać cyklicznie będzie. 
Nie powtórzę, bo średnio słuchałam. Coś tam jest nie tak w okolicach silnika. Taka wada fabryczna. Akurat trafiło na ten model fabii. Większość użytkowników miała farta i to coś rypało się na gwarancji i producent bez słowa wymieniał.
Moja wypieszczona od pierwszych, wspólnych chwil, jeszcze w salonie, panna wstydliwa jest i nie lubi jak jej ktoś pod maską gmera i dopiero teraz ujawniła, że ma chorobę wrodzoną, acz nieśmiertelną. A gwarancja minęła nam lat temu hohohoho :-D

W końcu mogłam zasiąść i ruszyć! Do domu! Własnym auteczkiem! 
I dojechałam. 
No prawie.
Tak jakoś 200 m od domu usłyszałam potężny huk, zgrzytnięcie i coś rąbnęło na asfalt.
- Ku..wa! Silnik chyba zgubiłam! 
Zatrzymałam się, wysiadłam i poszłam zbierać części składowe własnego samochodu.
Silnika nie było. Duży dość, to w oczy by się rzucił.
Zamiast niego znalazłam to:


Cóż to jest?

Sprężyna od zawieszenia...
A właściwie jej fragment. 

Czy jest na sali ktoś, komu zdarzyło się popsuć samochód wracając do domu z naprawy?

Czy jest na sali psychiatra? Albo chociaż egzorcysta? :-D

38 komentarzy:

  1. Koleżanko, dobra jesteś w te klocki ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nieustannie Cię podziwiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oslun - w sumie to ja siebie samą też. Ciekawe, do czego jeszcze jestem zdolna ;-)

      Usuń
  3. Ja psuję tylko spłuczki w toaletach w każdym nowym miejscu, w które przyjedziemy.Natomiast mój ślubny, lakiernik samochodowy, miał klienta, który przycierał nowopomalowane autko wyjeżdżając z warsztatu. No, raz mu się udało i nieprzytarty dojechał aż do bramy ... A kto zgadnie, co się dalej stało? ulach

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ulach - brama była za wąska :-D To na pewno krecia robota Twojego męża ;-)))

      Usuń
  4. Auto nam padło jakoś na początku grudnia, po prostu przestało jeździć- całkiem jak Twoje.
    Mąż zaholował je do mechanika, stało tam ponad tydzień, koszt naprawy 600 zł, naprawione wszystko inne, prócz tego, z czym przywiózł je mąż- za dwa dni zaś zdechło. Poszło do drugiego mechanika, zaś 600 zł za wszystko inne, bo niestety oni nie wiedzą co i jak, bo komputer nic nie pokazuje- to coś z gazem. Gazownik- komputer nic nie pokazuje, to coś innego. Więc kasa na nowe meble kuchenne poszła się paść u mechaników, mężu zamiast na gazie jeździ na benzynie, wydaje majątek, a ja dostaję wkurwa, bo za tydzień czeka nas wyprawa do stolicy i jakoś na benzynie nie uśmiecha mi się jechać :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu - oj to faktycznie nieciekawie :( Ale i tak chyba samochodem będzie taniej, niż ciapongiem?

      Usuń
  5. Tak zdarzyła się i to gorsza sprawa, bo wybuchła sprężarka od klimy zaraz po przeglądzie i sprawna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anka - o matko! Koszmar! I pewnie kawałek samochodu zdemolowało?

      Usuń
    2. Połowa rozdarta , dobrze że syn cały.ale sprawa się dzieje.

      Usuń
    3. Anka - horror! Najważniejsze, że synowi nic nie jest. Nie odpuszczajcie, bo to jest potworne zaniedbanie!

      Usuń
  6. Super jesteś:):) Następnym razem na wsiatkij słuczaj przytaszcz autko od mechanika na plecach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaskółko - dzięki za poradę :-D Pomyślę ;-)

      Usuń
  7. Kształtem przypomina podkowę, musowo 2014 będzie szczęśliwy czego życzę Ci z całego serca i pozdrawiam !:-) Asia


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Asiu - też tak pomyślałam, jak wzięłam to to do ręki. Ale nad drzwiami nie będę jej sobie jednak wieszać ;-)

      Usuń
  8. Tylko egzorcysta, chociaż i on nie za dużo zdziała, z doświadczenia wiem że ręce załamują egzorcyści wszelacy :) Nawet mój mechanik ręce załamuje jak podjeżdżam ale to chyba z powodu moich teorii :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anette - oj tam, oj tam! Mechanik powinien się cieszyć, że ma kreatywną klientkę, a nie ręce załamywać ;-)

      Usuń
  9. Podobno nieszczęścia chodzą parami, czego jesteś jak widać dowodem :P Stawiałabym na egzorcystę a za chwilę na zmianę mechanika ;) Pozdrawiam i życzę , by Nowy Rok choć przywitany z niezbyt przyjemną niespodzianką, przyniósł Ci wiele radości i same dobre wydarzenia. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mbabko - mechanika nie zmienię. On mi mówił, że coś mi stuka i sugerował wymianę, więc nie mam co się go czepiać ;-)

      Usuń
  10. Ata, oplułam sobie monitor i mało co nie zmarłam z tego zakrztuszenia się.A kto przy zdrowych zmysłach kupuje fabię w Polsce? Kupiłabyś koreańczyka i jezdziłabyś bez nikakich napraw (nawet bez wymieniania żarówki) 7 lat.W moim autku jedyne co jest robione systematycznie to przeglądy i ostatnio, zgodnie z wymaganiem, był zmieniany rozrząd, choć tak na wygląd to pewnie by jeszcze kolejne 7 lat wytrwał. Żarówkę miałam dotąd wymienianą jedną, tę od oświetlenia tylnej tablicy rejestracyjnej. I zmień warsztat, facet jest wyraznie oszczędny w przyglądaniu się autku, które do niego trafiło. Fabie to są autka typu 1000MB, czyli 1000 małych błędów.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu - kto kupuje? My. To jest niezawodny samochód. Ale już ma tyle lat ile ma i dopiero teraz coś się zaczęło z nim dziać. Zawsze mieliśmy skody i to się nie zmieni. Na temat skośnookich mam wyrobione zdanie i raczej go nie zmienię. 7 lat to bardzo krótki czas na jazdy bez remontów. Moja pani ma lat 11, bardzo dużo na liczniku i dopiero teraz coś jej fiknęło.
      KIA, Daewoo, czy inny H... No cóż - znam je i opinie na ich temat też - dziękuję, postoję! Wolę grupę VW.

      Usuń
  11. Ha! Sprężynę od zawieszenia poznałam od pierwszego rzutu oka - tylko, ze u Ciebie zepsuła się faktycznie z przytupem, bo ja zanim ustaliłam, co to tak się tłucze sprawiałam, że wszyscy przechodnie się za mną oglądali, bynajmniej nie z podziwem w oczach. :)
    Nie ma to jak nowy rok przywitać z przytupem :D
    Pozdrawiam
    Majeczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Majeczko - nooo! Widocznie Twoja lepiej się trzymała, ale powiem Ci, ze tuż przed urwaniem łoskot był niewąski :-D Gdyby ktoś szedł ulicą, to pewnie raczej by się przeraził :-D

      Usuń
  12. Atko moja droga, pozwól, że zacytuję "klasyka": lepiej dupnąć raz, a dobrze, niż pierdzieć po kawałku!
    Ubawiłam się po pachy! Nie z problemu zepsutego autka, a ze sposobu relacjonowania. U Ciebie nawet taki niefart jest dziełem samym w sobie :). Będzie dobrze, a nawet jeszcze lepiej, zaczynam czarować :).
    Pozdrawiam z zapłakanego deszczem Olsztyna. Kasia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu - dooobre! :-D Muszę zapamiętać :-DD Czaruj, czaruj! Dobrej magii nigdy za wiele ;-)

      Usuń
  13. Kochana Ato ! Twoje wpisy, to jak miód na moje serce:))) Czy Ty czasem nie myślałaś wydać Swego bloga drukiem? Pierwsza kupuję i jeszcze kilka rodzinie i znajomym na pocieszenie. To jest lepsze niż kryminały, które uwielbiam. Mogłabym czytać nawet do poduszki i z uśmiechem na ustach zasypiać. Czekam na ciąg dalszy. Nie żeby się Tobie ciągle coś pusło - uchowaj Boże - ale " rence do pisania to Ty masz Kobieto". A co do Fabii - to ja jestem za. Też uwielbiam !!! Pozdrawiam Małgoś

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małgoś - no to skodziarze wszyskich krajó - łączmy się :-D
      Bloga drukiem to ja nie wydam - wydawcy nie będą ryzykować tak niepewnego przedsięwzięcia ;-)

      Usuń
  14. no to jak piszesz z przytupem było wejście w Nowy Rok:) Życzę więc Tobie i sobie takich niespodzianek z samochodami nie mieć w tym roku ,pozdrawiam serdecznie!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Danusiu - na wszelki wypadek NIE dziękuję :-)

      Usuń
  15. Hihi, w Nowy Rok to tylko Ty mogłaś wjechać z takim rozmachem! Mam nadzieję, że na tym się skończą swawole Twojej damy. Płaczę ze śmiechu i będę podczytywać dalej :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu - oj tak! Faktycznie! Nawet mój mąż stwierdził, że jestem wyjątkowa ;-D

      Usuń
  16. Hihihihi...Ja też z pojazdem mym nowy rok witałam wizytą u mechanika. Ale nie tak spektakularnie i z mniejszym przytupem ;)
    Dotarła ta dziczyzna do Ciebie, bo nic nie piszesz i nie wiem czy słać jeszcze raz czy nie ma potrzeby?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iwonko - skop mi zadek! Dotarła! Dziękuję bardzo! Zaraz się biorę za zaległe maile ;-)

      Usuń
  17. Z tym silnikiem, to przywaliłaś. Ja już od dawna wiem, że jak się czyta Twoje posty, to nie można w tym czasie nic konsumować. Zakrztuszenie gwarantowane. Nie ma bezawaryjnych pojazdów, koea, nemyc, aponia jeden kij. Co do np. 7 letnich gwarancji to ok, ale przez 7 lat jeździć wymieniać olej za 1000, to przesada. Wszystkiego najlepszego na Nowy Rok życzy Tobie i całemu Twojemu stadku kubków5 :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krzysztof - no takie skojarzenie miałam! Co się dziwisz - jak byś przez 10 minut wysłuchiwał o wadzie fabrycznej silnika, to co byś pomyślał, jak coś z przodu odpadło i rymnęło na asfalt? :-D
      I Wam też, Kubusie, najlepszego i najsłoneczniejszego ;-)

      Usuń
  18. hahaha... :) trzeba było jakoś oblać nowy rok, a jak by inaczej niż popsuciem autka.. ale nie martw się.. pamiętasz taką bajkę Flinstonowie? niedługo poprostu zostanie ci jeździć tak jak oni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Madziu - :D To ci dopiero pociecha :-D Kopytkami po jezdni! :-D

      Usuń

Dziękuję, że chcesz pozostawić po sobie ślad :-)