niedziela, 2 lutego 2014

Patchwork i ja

Ostatnio dostaję od Was sporo maili z pytaniem o patchwork: jak szyć, jak zacząć i w ogóle czym to się je.
Tak więc zmobilizowałam się i postanowiłam spisać potomnym pod rozwagę jak to ze mną i patchworkiem było. No i jest ;-)

Na wstępie zaznaczam, że to nie jest  poradnik patchworkowy!
Nie mam ani prawa, ani aspiracji, żeby wybijać się na guru w dziedzinie, w której dopiero raczkuję.
Od tego są fachowcy :-)


Kilka ładnych lat temu jako notoryczny ciułacz i zbieracz książek robótkowych, natknęłam się na poradnik pt. "Patchwork krok po kroku".
Kupiłam, poczytałam, pooglądałam obrazki i... stwierdziłam, że to ABSOLUTNIE nie dla mnie!
Ta precyzja w wycinaniu, te masakrastyczne matematyczne obliczenia, ta masa szmat potrzebna do zrobienia najprostszego patchworku. Brrrr!
ABSOLUTNIE NIE!
Książka powędrowała na półkę.

A ja?
A ja wykazałam się niebywałą konsekwencją, ponieważ kolejnym zakupem był nóż krążkowy - właśnie do cięcia szmat patchworkowych.

Minęło kilka lat. Książka kurzem nie zarosła, bo w dość cyklicznych odstępach czasu wyciągałam ją na światło dzienne i przeglądałam. Po to, żeby po raz enty upewnić się, że ta zabawa ABSOLUTNIE nie jest dla mnie.

Pod koniec 2012 roku dostałam info od Ani, że jakoś tak w styczniu/lutym Anna Sławińska organizuje  w Warszawie kurs podstaw szycia patchworku i czy  bym ewentualnie była zainteresowana.
Pewnie, że byłam!
I to bardzo, bo chciałam się już tak całkiem, organoleptycznie przekonać i upewnić, że to ABSOLUTNIE nie dla mnie.
Dość przewrotna motywacja, nieprawdaż? ;-)

Poszłam. I... WSIĄKŁAM! :-DD

Jednak nie taki patchwork w realu straszny, jak na fotkach wygląda.

Tak więc patchworki pokochałam i postanowiłam, że będę się w to bawić tak długo, aż mi się znudzi ;-)
Oczywiście szycia nie zaczęłam od razu od narzut i pledów.
Co to to nie! Aż tak odważna nie jestem. Wolałam poćwiczyć na małych formach typu jaśki czy podkładki.
Dopiero w ostatnich dniach 2013 "wzięło" mnie na większe zabawy.

Teraz będzie subiektywny niezbędnik patchworkary - czyli co dobrze jest mieć, żeby sobie życie ułatwić ;-)



Jak widać na zdjęciu, wiele gadżetów nie posiadam, ale to co mam jest mi absolutnie niezbędne i smutno by mi było, jakbym musiała kombinować centymetrem, kredą krawiecką i nożycami.

Zacznijmy od wspomnianego wyżej noża.
Tnie się nim szybko, lekko i wygodnie.
Ale żeby nim móc ciąć, dobrze jest posiadać matę samoregenerującą. Miałam malutką, taką A4 do decoupag'u, ale nie zdawała egzaminu.
Kupiłam  dużą (nie największą, rzecz jasna :-D ), wygodną i dwustronną - z jednej strony jest centymetrowa, z drugiej calowa.
Ponieważ apetyt rośnie w miarę jedzenia, marzy mi się mata obrotowa. Idealna do przycinania takich niedużych elementów jak ten na zdjęciu powyżej. Póki co zostanie sobie w sferze "błękitnych migdałów" ;-)

No i linijka. Też typowa patchworkowa, z grubego plastiku. I również, co dla mnie jest ważne, z centymetrową podziałką.
Można dyskutować, czy lepsza jest linijka plastikowa, czy metalowa. Obie są "nożoodporne", ale metalowa jest o tyle gorsza, że przy nieumiejętnym cięciu, konieczna będzie wymiana ostrza naszego noża ;-)
Drewnianych zdecydowanie nie polecam - zabiłam taką półmetrówkę jednym, zdecydowanym ruchem ręki ;-))

Co jeszcze przydatne jest przy szyciu patchworków?
No myślę, że szmaty ;-D
Zdobywane we własnych szafach, strychach, sh i innych gałganoodajnych miejscach.

A maszyna do szycia?
Może być, ale nie musi :-D
Wszak kiedyś patchworki szyto ręcznie.
Kiedyś i teraz w sumie też można tak się bawić.
Na przykład heksagonami:


To bieżniczek, nieduży, ot taki na próbę. Długość boku heksagonu w tym bieżniczku to 1cal.
Żeby sprawdzić, czy ręcznie szyte patchworki mnie nie przerastają.
Nie przerastają.
To fajna zabawa dostępna dla każdego. Nie potrzeba do niej mat, noży i linijek.
Wystarczą: nici, nożyczki, kawałki materiałów i trochę cierpliwości.

Co teraz? Teraz równolegle powstają trzy narzuty.
Fragmencik pierwszej widać na zdjęciu z matą i nożem.
Druga - ręcznie od A do Z.
Trzecia - z tycich kawałeczków pozostałych po cięciu tych dwóch pierwszych.

Kiedy je skończę?
Nieprędko.
Ale czy mi się gdzieś spieszy?
Raczej nie. Tym bardziej, że pośpiech jest wskazany przy łapaniu pcheł, a nie przy tworzeniu patchworków ;-)

22 komentarze:

  1. Podziwiam za heksagonki malutkie - piękny bieżnik powstanie.
    Ciekawa bardzo jestem tych aż trzech narzut :):):)
    Niedługo będziemy je podziwiać znając Twoje tempo .
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tereniu - bieżniczek jest już skończony :) Leży sobie w miejscu docelowym :-)
      A na narzuty naprawdę trzeba będzie "trochę" poczekać :-)

      Usuń
  2. Chylę czoła i...wysiadam.Ja chyba po prostu nie przepadam za szmatkami. Co zupełnie nie przeszkadza mi w robieniu dużych kordonkowych serwet techniką patchworkową, szydełkiem. To bardzo wygodne bo zawsze można znależć bardzo prosty wzór pojedynczego elementu i potem powtarzać go niemal z zamkniętymi oczami.
    Podejrzewam, że Ty, skoro się nie spieszysz to te trzy narzuty ujawnisz nam najdalej na trzy tygodnie.
    Już jestem ciekawa.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu - ja wysiadam przy szydełku :-D Jakoś się nie kochamy, czy coś?
      Za trzy tygodnie, to może tę pierwszą skończę - chociaż wątpię :-)

      Usuń
  3. Podziwiam, podziwiam, ale naśladować nie będę. :D Pozostanę sobie w sferze pełnego szacunku podziwu. Pozdrawiam
    Majeczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Majeczko - alez czemu? Naśladownictwo jak najbardziej wskazane :-D

      Usuń
  4. Mój patchwork właśnie tak był robiony: nożyczki, linijka, ołówek, potem poszłam po rozum do głowy i powycinałam szablony z grubego kartonu. Ty masz prawdziwy warsztat w porównaniu do mojego. Podziwiam i czekam na następne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Babajago - i to się nazywa kreatywność! Pewnie też bym tak robiła nie mając maty i noża :-)
      To zdecydowanie ułatwia pracę :-)

      Usuń
  5. No więc... tak... nie zaczyna się, ale... więc... mata-jest, nożyk-jest, linijka (nawet dwie) jest... książka- no właśnie. kupiłam książkę, tę o której piszesz, pooglądałam i stwierdziłam- NIE, to absolutnie nie dla mnie:)
    Po czym zabrałam się za crazy... i na razie na tym chyba poprzestanę
    Ale może po jakimś czasie pójdę w ślady "twardej' właścicielki tego bloga. Jesteś niezrównana:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaskółko - Twoje crazy podziwiałam już nie raz - są świetne! Ale może jednak się skusisz i faktycznie podążysz za mną (że się tak górnolotnie wypowiem) :-D

      Usuń
    2. Próbowałam już tych heks.... brrrrrr... właśnie oglądałam kolaże z tkanin. To mnie ciągnie. Te bardzo matematyczne są świetne, ale zanudziłabym się przy piątym kółeczku czy kwadraciku. I aplikacje mnie jeszcze ciągną. Też te bardziej niecodzienne, a nie te geometrycznie poukładane. A w ogóle śmieszne jest to, że ja jestem bardzo poukładana w życiu codziennym, a ciągną mnie takie artystyczne szaleństwa:)
      Będę Tobie kibicowała przy tych patchworkach :)

      Usuń
    3. Jaskółko - bo gdzieś, czasem trzeba być "niegrzecznym" :-D I dziękuję za kibicowanie - przyda się :-)

      Usuń
  6. tiaaa absolutnie, nieeee a tu taki ruch !!!!
    gratuluje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu - u mnie to normalne :-D Z większością rękodzieła tak było - zwłaszcza z frywolitką ;-)

      Usuń
  7. Ha! Może należy zapoznać się z lektrą?
    A potem zrobić zakupy :)
    Cudny bieżniczek! Cierpliwie czekam na resztę.
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Asiu - lektura wcale nie jest konieczna - to co jest w książce spokojnie można znaleźć w necie. I to w wielu odmianach :-)

      Usuń
  8. ........ bo tylko krowa nie zmienia zdania :D Dobrze że ciągle da się jeszcze ludziów na jasną stronę mocy zbałamucić :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ania - no pewnie! Też wychodzę z tego założenia ;-) A Ty, dobra moja duszo, dalej tak bałamuć ludzi - za dobre uczynki będzie Ci to poczytane :-))

      Usuń
  9. No nie wieżę- 1 cal??? co zostanie po odjęciu szwów? Będę czekać na efekt końcowy. ps ...i gratuluję córki.
    Ola klimek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o rany, ale wpadka, oczywiście "wierzę", tzn nie wierzę...ostatnio zbyt często zagłębiam się w gazetki, które namiętnie i systematycznie wydaje moja sześcioletnia córka-oto skutki...:(

      Usuń
    2. Ola - :-D :-D Jak się czyta dziecięce pisaniny, to można czasem mieć wątpliwości jak się pisze nasze imiona ;-)
      A bieżnik jest gotowy jak coś ;-) 1 cal to już gotowy heksagon. Szwy to inna para kaloszy - szyłam toto ręcznie, na papierowych szablonach ;-)

      Usuń
  10. jeszcze trochę i będziesz patchworkowym guru :D

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że chcesz pozostawić po sobie ślad :-)