Jak minęły moje święta?
Ano jakoś...
W nocy z 24 na 25.12 miałam włamanie do domu!
Stwierdziłam to rano, po przebudzeniu.
Co zginęło?
Nic nadzwyczajnego...
Tylko MÓJ GŁOS!!!
Ukradli mi!! Całkiem!!
W zamian bandyci zostawili kaszel!
Szeptałam przez cały pierwszy dzień Świąt.
Myślicie, że ktoś mi współczuł?
Gdzie tam!
Mam wredną rodzinę!
Mój bezgłos wpędził ich w głęboką euforię!
I to jak!!
Siedzimy sobie przy stole i w pewnym momencie mój tata zwraca się do swojego zięciaszka ze złośliwym uśmieszkiem:
-Słuchaj! Jak ty to zrobiłeś? Uciszyć własną żonę! Ja całe życie próbowałem i nic!!
No kurna!! Szacun normalnie! Własny, rodzony ojciec!!
-Mam do niej pilota...
-A kiedy oddasz jej głos? Po świętach? - zainteresowała się Rabarbara.
-Nieeeee. Po nowym roku!
Wiecie jak ja cierpiałam?? Spróbujcie się śmiać szeptem! Myślałam, że się rozpuknę! Sadyści!!
Wieczorem głos zaczął mi cudem wracać.
Baaaardzo powoli, ale jednak zaczęłam być mniej intymna w swoich wypowiedziach.
-O! Widzę, że cię jednak ojciec podgłośnił - stwierdziła empatyczna inaczej Aśka.
Głos już mam. Cokolwiek namiętnie niski i głęboki, ale MAM!
A teraz prezenty ;-)
Na początek pokażę Wam jakie śliczne kartki dostałam od dwóch koleżanek.
Pierwsza wykonana techniką pergamano przez Elę (kacpur)

A druga od Klaudii podpisującej się jako Klarcia

Najbardziej na prezenty czeka Ania. Dostała to, co sobie wymarzyła (no nie wszystko, bo Mikołaj nie ma prywatnej mennicy ;-)).
Na liście życzeń była też książka. Najnowszy "Mikołajek".
Dostała.
A jakże.
Przyszłam do niej rano, zanim wstała z łóżka, pierwszego dnia świąt i zaszemrałam szeptem:
-I jak? Ciekawy ten "Mikołajek"?
-No - uśmiechnęło się dziecię.
-To masz co czytać - stwierdziłam z zadowoleniem.
-Eeeee...
-No co?
-Ja już przeczytałam...
-COOOO??? Kiedy??
-Zaczęłam wczoraj wieczorem, a dziś rano skończyłam.
Czasem to ja się jej boję! Ona nie czyta książek, nie łyka ich!! Ona je po prostu ŻRE!!
Teraz obrabia Pottera. Część 4.
5 i 6 ze względu na młodociany wiek pani Ani, Aś nie chce jej pożyczyć. I słusznie.
Ania zawsze dostaje w pierwszy dzień świąt torbę słodyczy.
Paczki, a właściwie paki dostają wszystkie nieletnie dzieci nauczycieli mojej szkoły.
W tym roku paczuszka była rozmiarów słusznych.

Kiedy już nie można było sięgnąć do skarbów od góry, Ania wzięła się na sposób i...

Teraz prezent mojego taty.
Nie wiedziałam, co ma dostać. Czarna dziura w mózgu.
Do czasu.
Mam znajomego. Człek ten żyje między innymi z rybiego nierządu. Mnoży te płetwiaste, a potem sprzedaje, bądź wtrynia rybska mniej lub bardziej chętnym osobom.
Od dawna chcąc mnie nieudolnie wkurzyć rzuca tekstem:
-Dam ci ryba!
-Nie chcę ryba!
-To dam ci dwa!
Tak też i było tego dnia, kiedy to zadzwonił do mnie w celu bez celu.
I znowu usłyszałam:
-Zołza! Dam ci ryba!
-Oooo! Serio?? Chcę! - olśniło mnie w ułamku sekundy.
-Eeee?? - koleś się zdziwił. Nie spodziewał się takich słów ;-)
-No chcę ryba! Nie dla mnie! Dla taty!
-Dla taty? - ostatnie dwa słowa powiedzieliśmy chóralnie.
-Ty mi powiedz, czy ten ryb może sobie żyć w kuli, bo to tak ładniutko wygląda.
No i się zaczęło!!
Wykład na temat szkodliwości stosowania kuli w hodowli bojownika trwał ok 11 min!
A więc: kula absolutnie wykluczona! Bo ryb dostanie kręćka, a łypiąc ciągle jednym okiem w wypukłe, czy też z jego perspektywy wklęsłe szkło nabawi się wady wzroku. Poza tym musi być przykryty od góry, bo wyskakuje w celu zaczerpnięcia powietrza, bo oddycha tym naszym, a nie tym rozpuszczonym w wodzie tlenem. I nie chodzi o to, że łupnie na dywan, tylko o różnicę temperatury między wodą a powietrzem - zbyt duża może spowodować to, że rybsko się zakaszle, albo kataru dostanie.
Ponieważ perspektywa chodzenia z rybą na wizyty u okulisty, psychiatry i pulmonologa słabo mnie nęciła, zgodziłam się na zakup akwarium. Z przykryciem.
Rzeczony znajomy wynalazł na allegro godne bojownika lokum. Pojechałam. Kupiłam.
I....
Naszła mnie mocno spóźniona refleksja:
"Ojciec mnie zatłucze! Bez konsultacji (z nim, bo z sis i Asiem się porozumiałam) wrobiłam go w ryba! Łeb z płucami mi urwie! Żegnaj życie!"
Ale jak się powiedziało "A", to trzeba dalej brnąc w ten alfabet.
Z racji gabarytów i małej poręczności prezentu zapakowałam tylko wieko razem z filtrem, termometrem i siatką na ryby.
Wtryniłyśmy z młodą to i inne prezenty pod chojaka i pozostało tylko czekać...
-Aśka! Pamiętaj! Najpierw daj dziadkowi tą paczkę! Tu jest piżama. Chciał. To go może dobrze usposobi.
-Dobra! - Baśka poczuwała się jako współwinna do ratowania mi skóry.
Aż w końcu najdeszła wiekopomna chwiła....
Tata dostał paczkę...
Siedziałam na wdechu. Aś też.
Tata otworzył paczkę i..

Się zdumiał:
-Ja nigdy nie hodowałem rybek!
-To zaczniesz!
-A skąd ten pomysł?
-To nie ja! To Mikołaj!
Nie kłamałam! Ten znajomy dziwnym zbiegiem okoliczności ma na imię tak, jak ten szczodry święty ;-)
-Mikołaj??
-Yhy! Resztę prezentu zaraz ci przyniosę, bo się nie zmieścił, a rybka z roślinkami przyjedzie po świętach.
I wiecie co?
Tata bardzo się ucieszył z tego wariackiego prezentu!
Ba! Stwierdził nawet, że jak mu wyjdzie z bojownikiem, to wykopie w ogrodzie staw. I będzie hodował karpie. Na święta ;-D
Teraz ja...
Pamiętacie "Zakłady"?
To co dostałam?
Noooo????
Dyskietkę??
Nie...
Notes??
Nieeeeeeeee.......
PENDRIV'A!!! 8GB
Ha!!! Mam! Mój ci on!! Osobisty!! Tralalalala!!
A na zakończenie podenerwuję Laurę i Dagny.
Bransoletkę se dziergnęłam

REXANA jest świetna! Samo się z niej normalnie robi. I po raz pierwszy odważyłam się dodać do niej koraliki.
Jak wyszło? Oceńcie same.