poniedziałek, 7 września 2009

Motoryzacyjnie

Jutro muszę jechać z samochodem na przegląd, a pojutrze zanieść w zębach haracz zwany ubezpieczeniem...
I tak mnie naszło na kolejne motoryzacyjne przygody.
Tym razem mojej sąsiadki.
Było to lat temu... sporo ;-)
Sąsiadka Iwonka pojechała razem ze swoim znajomym do Włoch. W sprawach służbowych. Zabrali ze sobą dzieci, ponieważ załatwianiem zajmował się głównie tenże pan znajomy.
Iwonka dbając o rozrywkę i rozwój intelektualny dziatwy szargała dzieciny to tu, to tam. Oczywiście samochodem. Bardzo dużym i wygodnym. Amerykański, ale marki nie pomnę.
Pewnego pięknego dnia pojechali bodajże do Wenecji.
Wracali autostradą. Koleżanka sąsiadka ma raczej ciężką nogę do gazu i przycisnęła. Śmigając miała pewne wątpliwości natury technicznej typu "coś jakiś krowiasty ten samochód...", ponieważ ni czorta strzałka prędkościomierza nie wychylała się powyżej 90/h. Wróciwszy do miejsca zakwaterowania oddała kluczyki i dokumenty znajomemu mówiąc:
-Weź ty coś zrób z tym samochodem, bo coś z nim jest nie tak. Ledwo powyżej 90 na godzinę wchodziłam, a dupą mi zaczynało rzucać.
-Ile jechałaś??
-90 km na godzinę! Co to niby za prędkość!!
-Iwonko... To amerykański samochód... Prędkościomierz jest w milach...

Opowieść druga:
Było to kilka lat temu. Lipiec. Stoję sobie ze szlauchem, leję po krzaczkach i kwiatkach i opędzam się od stada komarów kąsających niemiłosiernie moje kopyta, ręce, plecy i inne przydatki.
Przy furtce zatrzymuje się samochód Iwonki, a ona sama wychylając się przez okno pyta mnie niezmiernie bystro:
-Cześć! Co robisz?
-A tak se sikam.
-Aha! A długo masz zamiar?
-Chyba nie, bo już mnie te mendy zeżarły do kości.
-To ja zaraz przyjdę. Mogę? Ciężki Dzień miałam...
-No pewnie! Dawaj!
Przyszła po chwili targając flaszkę wina.
-No mów co się stało - ponagliłam sąsiadkę.
-Daj kieliszki. Potem powiem.
Dałam. A jakże! Nawet nalałam własnymi ręcami.
Po pierwszym łyku Iwonka przemówiła smutnym głosem:
-Samochód mi dziś ukradli...
-O Matko boska! - zakrzyknęłam pełna współczucia - jak to??
-Normalnie...
-Ale przecież przyjechałaś SAMOCHODEM! SWOIM! Nie rozumiem...
-Inny mi ukradli.
I tu popłynęła mrożąca krew w żyłach opowieść:
-Pojechałam dziś pożyczonym samochodem. Też Volvem, ale białym do banku na Targowej. Zaparkowałam koło kiosku Ruchu i poszłam załatwiać sprawy. Wyszłam dosłownie po 15 minutach a po samochodzie ani śladu... Tylko puste miejsce zostało. Chodzę w tę i na zad, szukam, zaglądam przez bramy kamienic do środka. Nie ma... Nagle na miejsce po moim samochodzie przyjechała policja! Jak na zamówienie. Idę do nich i mówię: "panowie! samochód mi właśnie ukradli" "jaki?" oni na to - "Białe Volvo. Chodzę szukam nigdzie nie ma. Pomóżcie mi może. Wy wiecie gdzie się tu rozejrzeć" A oni się zdziwili, że ja tak spokojnie do nich o tym mówię: "Jak to?? Samochód pani ukradli, a pani taka obojętna??" "A co mam się grzać? W leasingu był."
I tak ich to zdumiało, że rzucili się na poszukiwania, bo nie do pojęcia dla nich było to, że baba włosów z głowy nie wydziera, nie wpada w histerię, tylko zimno oznajmia, że właśnie jej samochód podpieprzyli. Powiedzieli mi tylko, że oni tak nieoficjalnie póki co szukają, a ja mam iść do najbliższego komisariatu i zgłosić kradzież. Wtedy oni będą mogli oficjalnie przepytywać tu i ówdzie. No więc przyznałam im rację i postanowiłam, że na Grenadierów nie pojadę tramwajem, tylko przejdę się na piechotę. Bądź co bądź jednak adrenalina mi skoczyła i chciałam trochę odparować. Rozumiesz?
Przytaknęłam pełna zrozumienia, bo pewnie ja też będąc w takiej sytuacji gnałabym te 5 przystanków "z buta".
-No więc poszłam - ciągnęła dalej Iwonka. Idę sobie i patrzę... Jest kiosk... A przy nim MÓJ SAMOCHÓD! Stoi! Jak gdyby nigdy nic!
-Jak to? Z złodziejami w środku?? - zakrzyknęłam wyobrażając sobie jak ich Iwonka obraca w perzynę jednym ruchem nerwowej ręki.
-Nie... Wiesz... Ja pomyliłam kioski...
Długo nie mogłam dojść do siebie po tym wyznaniu!
Cóż dalej zrobiła moja skądinąd przefajna sąsiadka?
Wzięła z cudem "odzyskanego" samochodu kartkę papieru i napisała na niej list do panów policjantów:
"Dziękuję bardzo za pomoc i zaangażowanie! Samochód znalazłam. Przepraszam za kłopot" i pomaszerowała z tą epistołą z powrotem do radiowozu.
Ponieważ niebieskich nie było (pewnie ganiali poszukując białego volviaka) wetknęła im tę kartkę za wycieraczkę.
A ja do tej pory jestem ciekawa, co oni sobie pomyśleli, jak znaleźli to podziękowanie. Pewnie do dziś sądzą, że Iwonka (słusznej postury osoba) sama znalazła samochód i sama osobiście wymierzyła sprawiedliwość złoczyńcom... ;-)

17 komentarzy:

  1. Noooo, jak zobaczyłam nowy tekst, to najpierw sprawdziłam, czy iść po pokarm, czy tak króciutko napisałaś. Poszłam. Jogurt z płatkami pełnoziarnistymi plus żurawina. Więcej tego błędu nie popełnię. Nie wolno jeść przy takich tekstach. Taka żurawina, to się pewnie tak łatwo z tchawicy nie wyciąga...

    Znaczy się umarłam ze śmiechu :-)))
    Dobrze, że tę kartkę im zostawiła....

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudna z niej kobieta, węszę bratnią duszę :-)

    Hihi, a co do jednostek wszelakich spoza układu SI... Mój kumpel przyjechał do Wielkiej Brytanii na stałe i pocieszał się między innymi tym, że tu i ówdzie góry wysokie znajdował na mapie, wielkości były ponad tysiąc npm. Jeno że on myślał o metrach, a tutejsze mapy w stopach podają, buahaha :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze, że nie jadłam kolacji, bo połowa skończyłaby na monitorze, wyparskana cyklicznie. Oj, Ata, u Ciebie zawsze tak :D Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Sytuacja nr 2, tylko bez udziału sił, zdarzyła się kilku naszym znajomym. Co prawda po kielichu byli, ale żaden facet nie ma prawa powiedzieć, że blondynka czy coś podobnego :))))

    Ata, uściskaj sąsiadkę Iwonkę, już ją lubię.
    Ciebie ściskam gorąco za możliwość czytania Twoich historyjek, może wydasz książkę?

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziewczyny! Bardzo Wam dziękuję, że tak cierpliwie i cyklicznie do mnie przychodzicie i czytacie moje wypociny :-))

    Lilka - ja nie będę pisać, dopóki mi nie obiecasz, że nie będziesz jadła przy kompie! Przeca niezależnie od tego co czytasz to istnieje ryzyko pochlapania, czy zasypania okruszkami kalwiszonów. Poza tym - nie chcę Cię mieć na sumieniu!!

    Daisy - jak widać powinno się wprowadzić tzw urawniłowkę - po co ludzi ze strefy SI bezpotrzebnie stresować? ;-)

    Wolvin - tak jak pisałam Lilce - nie konsumuj przy kompie - z własnego doświadczenia to mówię - klawiatura może i lubi być pojona kawą, ale kiepsko się czyści ;-)

    Krzysiu - my z moim mężem też zgubiliśmy samochód pod centrum handlowym. Ale nie była to tak spektakularna akcja z policją w tle jak mojej sąsiadki. Pozdrowienia oczywiście przekażę (ja też ją lubię ;-))
    A co do wydania książki... Chyba jeszcze nie urodził się wariat-wydawca, który by chciał zainwestować w tego typu wypociny ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Poprawiłam sobie humor na cały dzień.
    Niesamowite opowiastki.
    Pozdrowionka

    OdpowiedzUsuń
  7. tafiłam na Twój blog dzięki komentarzowi jaki pozostawiłaś i od tej pory będę stałym gościem. Nie dość że piękne rzeczy robisz
    ( serduszka !!! ) to i potrafisz zafundować porcję zdrowego humoru.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Znów sie uśmiałam. Nazwij swój blog: Rozśmieszcz.
    Miałam coś podobnego tyle,ze nie z autem. Napiszę o tym u siebie. Ja to nazywam demencja starczą.

    OdpowiedzUsuń
  9. Aagaa - cieszę się, że dzięki mnie jest Ci wesoło :-)

    Bielusko - witam ponownie (tym razem u siebie) i dziękuję :-)

    Kasiu - zaraz tam demencja starcza... Ot zwykłe roztargnienie i złośliwość rzeczy martwych (mniejszych i tych całkiem dużych ;-D)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ata dziękuję serdecznie, że się za mną wstawiłaś na forum. Odzew był niesamowity. Spodziewałam się kilku obrazów, a tu takie mnóstwo. Dziękuję, dziękuję

    OdpowiedzUsuń
  11. Ata to nie są wypociny!!!
    Uśmiałam się, że hej !!!
    A Twoja sąsiadka świetna jest

    Pozdrowienia dla Was babeczki

    OdpowiedzUsuń
  12. Ato kochana! Ty nie mogłabyś mieć normalnej sąsiadki! Kochane jesteście obie! Uśmiałam się równie jak poprzedniczki!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  13. Ata ja jestem jednak za spisaniem tego w formie ksiażki. A poza tym rzeczywiście zaplucie monitora i klawiatury lub zadławienia są wielce prawdopodobne. Ja znowu uśmiałam się do łez.

    a z serii opowieści samochodowych: moja siostra po reperacji czegoś co dawało kopa jej samochodowi, po kilku tygodniach wpada do domu z żalem stwierdzając że to coś znowu się zepsuło bo nie załapała przyspieszenia nawet wjeżdzając na rondo ... i tu się posypały bluzgi. Szwagier z wielką jak na niego cierpliwością poszedł przeprowadzić wizję lokalną, organoleptycznie sprawdzić czy rzeczywiście kopa nie ma - jednym słowem poszedł się przejechać siostry samochodem. Wrócił zataczając się ze śmiechu, ponieważ po przejażdżce "bez kopa" zaczął zaglądać tu i tam i odkrył ... że pod pedał gazu zagięła się wycieraczka ... . Jak dobrze że odkrył to on a nie mechanik - to byłby dopiero ubaw. No i oczywiście szwagier przy każdej okazji wypomina tą sytuacje siostrze - ehh ci faceci - mało wyrozumiali ...

    Ata czy ty możesz częściej pisać??

    OdpowiedzUsuń
  14. Fajne opowiastki! Idę czytać całego Twojego bloga :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Fajną masz sąsiadkę :) I wiesz co? Twoja sąsiadka ma sąsiadkę równie fajną! Uwielbiam Cię czytać :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Super śmieszne historyjki :c)
    A tak na marginesie,to też jeżdżę 50/godzinę...:c)(mil oczywiście).Kto ze mną jedzie,to zerka co nieraz na licznik i myśli,dlaczego my tak wleczemy się jak te ślimaki,bo w "amerykańcach" nie czuć tej prędkiej prędkości :c)
    Dobrane sąsiadeczki jesteście.Pozdrówko!

    OdpowiedzUsuń
  17. Dziewczyny jesteście wszystkie kochane - jak jeden mąż i jedna żona!

    Madziula - mówisz i masz (znaczy następnego posta) ;-D

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że chcesz pozostawić po sobie ślad :-)