Hmmm... Od czego by tu zacząć...
Może od wyróżnień :-)
Otóż dostałam "Wyróżnienie wrzosowe za kreatywność" od Reni i od Laury .
Bardzo mnie zaskoczyły!
Zwłaszcza, że do kreatywności to u mnie daleka ostatnio droga ;-)
Zgodnie ze zwyczajem przekazuję wyróżnienie kolejnym osobom.
Tym razem wyróżnię tylko trzy osoby.
Renulka: za to, że zmusza nas do działania na niwie frywolnej (no i za to, że wróciła :-)))
Kasandrę: za jej piękne szycie, które mnie inspiruje (czyt: zrzynam na bezczela!)
Lilkę: za jej hafty na pudełka i pudełka na hafty
No i drugie wyróżnienie "Kreatywne kobiety" od Kassandry!
I tu mam już wytypowane Panie do odbioru:
Krzysię: za całokształt, a ostatnio za pudełka, które mnie oczarowały do bólu!
Jednoskrzydłą: za Drzewo Sekretów i cuda decupażowe
MKatarynce: za niedościgłość w szyciu!
To teraz o mnie będzie! A jak! Się trza polansować!
No więc zaczynam rysem historycznym. Znaczy od czwartku ;-)
Pojechałam do Lidla. Była wówczas do kupienia maszyna do szycia. Za złotych polskich 299,-
Jak wcześniej niejednokrotnie pisałam nie mam maszyny. Tzn mam, ale zepsutą. Popsuła się dość spektakularnie, a mianowicie naprężacz nici (taki naciskany od góry) strzelił w sufit z hukiem jak pocisk! Dobrze, że nikt akurat nie stał w polu rażenia, bo oko by wytłukło jak ta lala!
Więc, jak zobaczyłam taką nowiutką maszynę (tym bardziej, że ostatnia na półce stała), to czym prędzej złapałam ją do kosza i zaczęłam studiować instrukcję obsługi.
Z każdym przeczytanym słowem moje pożądanie rosło i rosło...
Ale zdrowy rozsądek jednak też miewam, więc postanowiłam skonsultować sens zakupu maszyny z mężem. Moim oczywiście!
Zadzwoniłam do rzeczonego i powiedziałam:
-Wiesz co? Jestem w Lidlu i są maszyny do szycia i tak się zastanawiam... - w tym momencie usłyszałam, że mauż się śmieje.
-No co się śmiejesz?
-A bo ja miałem ci kupić maszynę na rocznicę ślubu!
-Tą z Lidla??
-Niekoniecznie, ale może być i ta z Lidla, jak ci pasuje.
No to jak tak, to super! Ale nie pognałam z nią do kasy. O nie! Z pomocą Ani wydłubałam ją z pudła i rozstawiłam się na środku mało uczęszczanej alejki.
-No to pokaż mi kochana, co ty tam w sobie masz - mruknęłam do urządzenia.
-Lekka jesteś jak piórko... Fajnie. Ale znaczy, że ty jesteś plastik-fantastik. Ile masz gwarancji laleczko? Hmmmm... 3 lata... Nieźle, nieźle... A gdzie twój lekarz pierwszego kontaktu, jak mi padniesz, ma przychodnię? Tjaaaa... telefon komórkowy. Ciekawostka. No i ta notka pod spodem: w razie pytań i problemów kontaktować się:... i tu adres i telefon w Niemczech...
A pokaż na jakich ty igiełkach lecisz księżniczko. Uuuuu! Okrągłe! A ja mam setki półpłaskich. No i stopki masz zgoła inne niż te, którymi ja dysponuję (i nie chodziło mi o moje osobiste biegusy!). Sorry baby! Ale nie w moim typie jesteś!
Spakowałam maszynę i odstawiłam na półkę.
Czy muszę dodawać, że ludzie mijali mnie szerokim łukiem a na ich twarzach malował się szok? Baba na środku Lidla gada do urządzenia...
Nic to!
Skoro miałam już pozwoleństwo, ba! prawie nakaz na maszynę, zaczęłam szukać czegoś w typie tamtej niemieckiej zabawki, ale bardziej pasującej do naszego polskiego klimatu. I znalazłam!
A jakże!
Oto ona! W całej okazałości: Zofia de domo Łucznik!
Uczciwa Polka na metalowych podzespołach:
Pierwszego dnia siedziałam przy niej i szyłam tak se dla sportu trenując ściegi. I przeżyłam chwilę załamania, bo... ścieg do aplikacji się pruł... Może lepiej przemilczę czemu (ten wstydniś z gg).
Następnego dnia przystąpiłam do szycia maszynowego po wielu latach przerwy. Co wyszło?
To ja na wszelki wypadek napiszę, bo trudno się domyślić :-D
Proszę Państwa! Oto misie!
Misie raczej nie udały mi się ;-D
Jak widać niebieski cierpi na dysplazję lewego stawu biodrowego. A różowy nie tylko przez kolor jest dziewczynką... ;-)
Ale co tam! Ani się podobają!
Aha! Złote myśli mojego dziecka młodszego czasem mnie powalają (i nie tylko mnie).
Kilka dni temu:
-Mamo wiesz? Kobieta zdecydowanie mniej je w towarzystwie faceta.
-Yyyy?? Skąd ty to wiesz?
-To wykazały najnowsze badania psychologiczne.
-A dlaczego tak jest?
-Może dlatego, żeby się pokazać z lepszej strony, że się o siebie dba, żeby nie utyć?
I druga kwestia wygłoszona już przy świadkach.
Byłam w sobotę u koleżanki. Oblewać jej krzaczki (znaczy w sensie ogródek założyła ;-))
Dzieci (znaczy część dzieci) poszła m.in. na lody. Zabierając ze sobą Anię.
Zostałam zapytana czy Ania może jeść lody. Więc powiedziałam, ze tak, ale jedna kulka w zupełności jej wystarczy.
Na co moje dziecię obwieściło:
-Lody są zdrowe!
No taaak! Wszyscy ryknęli śmiechem.
-A na co? - zapytałam czujnie
-Na zęby!!
-No to tobie jedna kulka wystarczy! Póki co masz tylko cztery stałe! (późno jej wyrosły to i późno gubi)
Tjaaa! Pamiętajcie! Zamiast mycia zębów - codziennie lody! Dużo!!
Zęby będziecie jak lodowiec - zimne i od czasu do czasu kawałek odpadnie ;-)
A skoro przy temacie lodów jesteśmy - ze zmarzliną nasuwa się myśl o słotach jesiennych i zimowych.
Żeby jakoś je sobie ubarwić, zrobiłam wczoraj kilka takich stroików, czy raczej straszydeł z zielsk wszelakich, cierpliwie gromadzonych i suszonych przez całe lato.
A po za tym biorę udział w zabawie na blogu, u wspomnianego wyżej w wyróżnieniach Renulka.
Zabawa polega na wspólnym robieniu serwetki frywolitkowej. Nie wiemy, kiedy będzie koniec, jak duża będzie serwetka i co Renulek jeszcze wymyśli. A że kreatywna jest, to nie wątpię, że tych odcinków jeszcze trochę będzie ;-)
Zaczęłam dziergać w czwartek wieczorem, ale z powodu "Zośki" i innych tam atrakcji nie miałam czasu przysiąść na chwilkę do frywolności. Dziś na szczęście była Rada Pedagogiczna, więc goniłam dziewczyny ;-). Jutro ma być ciąg dalszy (schematu serwetki, nie rady!).
Tyle mam:
Kordonek: AIDA Multicolor nr 1112. Nie jest źle, bo na początku rady miałam tylko środek i jedną koniczynkę ;-). Przesympatycznie dzierga się tę serweteczkę :-)
aaaaaaaaaa- ja chcę taki stroik!
OdpowiedzUsuńserwetkę zdążysz podgonić - już prawie kończysz ostatni rządek (chwilowo ostatni)
a misiowi proszę ułomności nie wytykać - tak biedak ma i już. chyba nie chcesz, żeby wpadł w kompleksy. na pewno jest mądrym misiem i wiele w życiu osiągnie ;)))
Misie są fajne i już!!!
OdpowiedzUsuńMisie są genialne, dziewczynka miś zwłaszcza :o) matulu co ja bym zrobiła bez Twojego wesołego bloga, uwielbiam Cię czytać - dobrze, że jesteś - buśki Ania
OdpowiedzUsuńAta, dziękuję za wyróżnienie.
OdpowiedzUsuńResztę zaraz przeczytam, tylko... no tego, po kolację jakąś muszę iść :-)
Ata, ja już jestem uzalezniona...od czytania Ciebie, aż miło że nie tylko ja mam rózne rózniaste problemy i problemiki...tylko że Ty tak świetnie radzisz sobie :( a ja...
OdpowiedzUsuńcałusy!!!
No tak, tego się mogłam spodziewać,że jak wejdę do ciebie to wpis będę czytać jednym tchem-masz kobieto talent do pisania ... rozmowa z maszyną rozbawiła mnie najbardziej,a misiaczków tak nie krytykuj ,na swój sposób ładne są,stroiki śliczne.
OdpowiedzUsuńNo że mnie w tym Lidlu nie było, poskładałabym się ze śmiechu jak scyzoryk :-) I tak się poskładałam :-) I nie udławiłam, co już takie łatwe nie było.
OdpowiedzUsuńDobrze,że na pokusy maszyna z Lidla Cię nie wzięła. Ja zdecydowanie również pożegnałam się z Łucznikami, ale udany egzemplarz trochę szycia przeżywa. Do domowego okazjonalnego szycia może być. Misiek róż to mój faworyt!
OdpowiedzUsuńPiękne suszki zebrałaś! Nie mogę sama tego robić, bo by mi dziecko się zakichało, ale chociaż popatrzę na bukiety.
No a frywolitka! Nie ma to jak Rady! Owocne były narady boś sporo naplotła. I ładny ten kordonek! Bosz, u mnie dwa czółenka, książka i zero pojęcia. Muszę jakąś wrocławiankę dopaść i nauki pobrać! Będę kibicować.
Serwetka zapowiada się wspaniale, nie mam pojęcia o frywolitkach, ale jak tak patrze, to mam wrazenie, że ja robię całe zycie frywolitkowe wieszaczki do ręczników, jak mi sie oryginał urwie :P:D ale serwetka to kosmos. Gratuluję maszyny, niech Ci służy dłuuugo, tylko traktuj ją ładnie, pogłaskaj czasami, podrap gdzieś za pokrętłem...
OdpowiedzUsuńA na koniec najważniejsze - jak Ci się udało zasuszyć takie piękności i zachować kolory. Zadziwiające.
Pozdrawiam:)
bardzo dziękuję za wyróżnienie - nie wiem za bardzo o co chodzi z tymi wyróżnieniami ale się dowiem. qrka wodna troche mnie nie było i gubię się :))) i teraz nie wiem co mam z tym wyróżnieniem zrobić [rozkłada bezradnie ręce]
OdpowiedzUsuńmisie są cudne tak jak zresztą wszystkie misie na całym świecie i proszę się ich nie czepiać bo... no właśnie nie wiem co, ale jak wymyśle to popamiętasz :D
serwetka idzie Ci świetnie i naprawdę widać, że na igle :)
aaaaaa ja też mam łucznika i bardzo jestem z niego zadowolona, na pewno będzie Ci slużył dobrze :)
OdpowiedzUsuńKochana dziękuję bardzo za wyróżnienie i to w moich ukochanych barwach ... ech ... cudne jest.
OdpowiedzUsuńWiesz popłakałam się ze śmiechu czytając Twojego posta, jesteś niesamowita !!!
Pozdrawiam
Ata, bardzo dziękuję za babeczki :)))
OdpowiedzUsuńDobrze zrobiłaś, że nie wzięłaś tej z Lidla, mąż co prawda w innej dziedzinie, ale w serwisie gwarancyjnym robi i na co dzień mamy zdziwionych, rozczarowanych, wściekłych.... nabywców tego typu sprzętu.
Mam starego Łucznika i też nie jest rewelacyjny, podobno naprężacze nici to u nich normalka, ale można dokupić nowy, albo maszynę do pana naprawiacza zanieść.
Skoro mąż chciał Ci zrobić taki prezent to może powinnaś była pogadać z dziewczynami szyjącymi i dopiero po konsultacji kupić, są takie co to same szyją, trzeba tylko do nich grzecznie " dzień dobry" powiedzieć i takie tam :)))
Dzięki też za argument o zdrowotnym wpływie lodów na uzębienie- taki do moich facetów przemówi :))))
To może tak całościowo będę odpowiadać.
OdpowiedzUsuńA więc - jeśli chodzi maszynę, to Łucznik w zupełności mi wystarczy. Na moje szycie to i tak ma tych swoich funkcji aż za dużo. Ten ze strzelającym pod suit naciągiem to też był Łucznik.
Wolvin - zielsko suszyłam pod wiatą. Na dworze. Wiata jest z trzech stron zabudowana - czyli, że nie ma w zasadzie przewiewu. To co ścięłam, wiązałam w pęczki i wieszałam pod dachem. Schły tak ok 3-4 tygodni. Po zrobieniu stroików zabezpieczyłam je zlewając do nieprzytomności lakierem do włosów - po pierwsze, żeby je utrwalić, a po drugie podobnie jak Kankanka mam takiego kichacza w domu, więc trawsko dzięki lakierowi nie pyli.
Kass - czasem sobie radzę, a czasem nie - samo życie ;-)
Reniu - widać, że serwetka na igle, bo na czółenkach od razu równiutko wychodzi :-)
Krzysiu - JAKIE BABECZKI??? Czy ja o czymś zapomniałam??
I ogólnie do Was wszystkich moje kochane - dziękuję, że tu przychodzicie, czytacie i zostawiacie ślad po sobie :-))
Niesamowita energia z Ciebie promieniuje, tytanem prac wszelakich jesteś. Misie właśnie ,że ładne. Podziwiam i pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńAta, kobietko,Ty jesteś cudowna! Poryczałam się ze śmiechu~!:-)))) Ta uczciwa Polka mnie powaliła!:-))) A miśki są sympatyczne bardzo:-)))
OdpowiedzUsuńGratuluje maszyny i zazdroszczę nawet trochę jej posiadania;-) Ale może tez mi kiedyś mąż na jakąś rocznice kupi;-)))Na razie muszę obejść się smakiem.;-)
Te bukiety w koszach są bardzo ładne, tak zdrowo-że się tak wyrażę-wyglądają:-)))
No nie...i jeszcze frywolitki umiesz robić...Szok!!!
:-)))))
I zapomniałam-czysta skleroza!!! Gratuluje zasłużonych wyróżnień!!!:-)))))))))))))
OdpowiedzUsuńotarłam łzę..ze śmiechu, masz niesamowity dar opowiadfania śmiesznych histori, które znacznie poprawiają humor gdy za oknem deszcz i zimno...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Poplakalam sie ze smiechu czytajac Twoja notke...
OdpowiedzUsuńMisie sa genialne, jakie krzywe? jaka dysplazja? Mozesz je do mnie do kliniki lalek przyslac :) bez gwarancji zwrotu.
Maszyna fajna rzecz, pociwczysz i bedziesz pedzila.
Miotly przesliczne, lubie takie klimaty...
a serwetka...cudo!!!!!!!!!!!!!!!
Bardzo dziękuję za wyróżnienie! Tak jak Renulek jeszcze nie bardzo kumam o co chodzi bo nowa tu jestem ale postaram się nadrobic zaległości :)
OdpowiedzUsuńPonadto rozbawił mnie okrutnie Twój dialog z maszyna na oczach ludzkich. A przytoczone dialogi z dzieckiem natchnęły mnie do opisania wyczynów moich pociech na moib bligu. Dzięki. Mam kilka takich kaiwtków co by trzeba było je zapisać ale nie miałam gdzie. Ot i pomysł jest!
Tych serwetek nie kumam zupełnie. Jakieś cuda to sa. A te serwetkę co tak liczyłaś i liczyłaś i jakieś kwadraciki tam były, to skończyłas? Ja to umię tylko haft płaski, krzyżyk, zakopiański i ten co sie dziury nozyczkami wycina.
OdpowiedzUsuńŁucznki kiedyś był dobrą marką .Dziś nie wiem. Ja mam Singera, na którego licencji zaczęto robić Łuczniki. Ma mnóstwo bajerów, coż z tego jak ja umię zaledwie poszewkę uszyć. Tzn umię coś tam, ale szybko sie denerwuję i rzucam w kat robotę.
:) fajna ta maszyna i tak to już jest z nowymi "rzeczami" - nie czeka się ani chwili, tylko czym prędzej wypróbowuje się ich możliwości - uwielbiam te momenty podekscytowania. a miśki wyszły Ci pięknie - niepowtarzalne i zupełnie Twoje (idealizm czasem jest niewskazany)
OdpowiedzUsuńw kompleksyje zaczynam wpadywać na blogu Waćpani. Czego nie potrafisz robić napisz mi tu zaraz...bo chyba wszystko umiesz. HA! Czuję się zniedołężniała artystycznie :))HOWG
OdpowiedzUsuńEch, jak ja Ci zazdroszczę tych frywolitek..... :D :D ale to nie na moje lewe łapki ;)
OdpowiedzUsuńMaszyna miodzio, tak leciutko wygląda przy mojej staruszce :)
Pozdrawiam, Klarcia.
ah...
OdpowiedzUsuńZofia to tez moj typ...
poki co mam wystanego licznika...
moze kiedys...
Kochane jesteście wszystkie jak jeden mąż! Bardzo dziękuję!
OdpowiedzUsuńKlarcia - Ty tajniaku ;-D - nie pitol koleżanko, bo POTRAFISZ robić śliczności (karteczki, decu np!)
Aga - Ty zniedołężniała artystycznie??? A to dopiero ciekawostka!!
A co do tego, czego nie umiem - nie umiem włożyć spodni przez głowę, trzasnąć drzwiami obrotowymi, polizać własnego łokcia itd. A z robótek to koronki klockowe, haft płaski, scrap, malować i pewnie jeszcze dużo więcej.
Jakoś dopiera teraz tutaj trafiłam ,ale post o zakupie maszyny był najlepszym zapraszaczem mnie do lektury reszty postów... Niezłe masz pisane.... :))
OdpowiedzUsuńhmm mnie chyba nie przyszloby do glowy zeby tak maszyne testowac,brawo :)
OdpowiedzUsuń