sobota, 15 stycznia 2011

Dusznych opowieści ciąg dalszy

Jestem przy zdrowych zmysłach. Głosów nie słyszę, krzyży nie widzę...


Jakiś czas temu pisałam o duchu beztrosko panoszącym się w moim życiu.
Pisałam o tym tu, tu, i tu. To tak dla chętnych lubiących się straszyć ;-)

To, że miałam w opisywaniu dusznych wyskoków przerwę, nie znaczy, że zjawa nie działała. Tylko może akcje nie były aż tak spektakularne, żeby o nich wspominać.

Natomiast przez ostanie trzy miesiące działalność niewidzialnego nieco się nasiliła i warto by to opisać. Chociaż może ktoś uznać mnie za osobę niespełna rozumu. Zaznaczam, że mam świadków!

Jakoś tak w listopadzie...
Mam coś, co w przypływie dobrego humoru i łaskawości osób postronnych można nazwać "pracownią decu". Zwykle jednak pełni rolę palarni. Mimo, że jestem osobą palącą, nie znoszę zapachu dymu papierosowego. Aby go zniwelować, oprócz fajek palę również świeczki zapachowe.
Siedzimy sobie pewnego wieczora z bAśką. Zwyczajowo gadamy o tzw dupie Maryny, czyli zdajemy sobie relację z dnia całego.
W pewnym momencie świeczka zgasła. Wypaliła się, to i zgasła. Nic nadzwyczajnego, no nie?
No tak...
Tyle, że po jakiś dwóch minutach świeczka dostała samozapłonu i zaświeciła blaskiem nówki sztuki. I nie zgasła! Paliła się jakby nigdy nic!
Na chwilę zamarłyśmy z dzieciną...
Aś pierwsza przemówiła cienkim głosikiem:
-Babcia...?
Po niej ja:
-Tjaa... Mamusia...?
Odpowiedzi nie było... A świeczka paliła się do końca naszych plot, czyli jeszcze jakąś godzinkę...


Grudzień.
Aś ściągnęła ze strychu zabawki i inne świąteczne pierdoły ozdobne. Z uwagi na to, że mamy kota Fryderyka z kocim turbo ADHD, dół choinki i gałęzie pozostające w zasięgu kocich rąk, miałyśmy w planach obwiesić bombkami nietłukącymi.
Przypomniałam sobie, że powinny jeszcze być takie ohydne, psychodeliczne mikołaje. Srebrne, z plastikowymi mordami idiotów. Zmilczę, skąd są u nas...
Tak więc polazłam na strych i znalazłam rzeczone paskudy i nie tylko...
Zaintrygowała mnie wielka torba, z której wystawał czubek jakby choinki.
Sięgnęłam po nią.
Czubek, który wystawał był starannie omotany kawałkiem sznurka. Takim jak są w tunelikach na przykład w bluzach.
Rozsupłałam co raz bardziej zaciekawiona znaleziskiem.
Ku mojemu zdumieniu, oczom mym ukazała się CHOINKA! Na oko półmetrowa. W pełni ubrana. Część jej garderoby stanowił uniform, że tak powiem fabryczny, czyli złocone szyszki i złote kokardki. Ale oprócz nich były tam też dwie nasze bombeczki. Takie tycie. Podłużne... Od lat ich nie używamy, bo nikną na chujaku słusznych rozmiarów.
Na tej malutkiej przynajmniej je widać.
Doskonale pamiętam, że garść tych bombeczek kupiłyśmy z Mamą dawno, dawno temu na jakimś straganie bazarowym. Srebrne i amarantowe...
Jedna srebrna i jedna amarantowa wisiały na tej znalezionej przeze mnie choince...
Nie, nie przestraszyłam się. Raczej zdumiałam. Steki razy wchodzę na strych, a tej choinki nie widziałam nigdy!
Chwilę posiedziałam oglądając ją na wszystkie boki i strony...
Pomyślałam, że... No, że pewnie potrzebna jest na strychu ;-)
I zostawiłam ją, zawiązując starannie sznurkiem, tak jak była.
Oczywiście przepytałam rodzinę na okoliczność znaleziska, ale nikt się nie przyznał do tajnego posiadania sztucznego drzewka na strychu.
W czwartek zmobilizowałam się i zlikwidowałam zarówno ozdoby, jak i choinkę (tę dużą, prawdziwą).
Zabawki wyniosłam na strych. Mimo woli zerknęłam na torbiszcze z tą tajemniczą choineczką...
Była, a jakże!
Tyle, że... Torba była rozwiązana, a sznurka niet...
Chyba duch miał udane święta ;-)

A teraz z dnia dzisiejszego...
Spokojny, miły wczesny wieczór sobotnio - rodzinny.
Rabarbara wróciła z udanego polowania na obuwie studniówkowe. Zostałam zmuszona przez nią do przymiarki szpilek o niebotycznej jak dla mnie wysokości 13 cm.
Włożyłam to straszne i zarazem piękne obuwie.
Było to w kuchni.
Ja trzymałam się kurczowo blatu, co by nie runąć na terakotę i przy okazji nie utracić autorytetu w oczach dziecka. Dziecko zaśmiewa się z mego kalectwa obuwniczego z lewej strony. Z prawicy mąż osobisty zachwyca się kształtnymi kopytkami swej ślubnej. Fredzio zwyczajowo jęczący przy miskach z żarciem.
Ania u siebie w pokoju pisze wypracowanie...
Nagle słyszymy huk dobiegający z sypialni...
-Co to? - zapytał mój mąż.
-A nie wiem. ANIA!!!! Weź idź do sypialni i zobacz co tak łupnęło.
Po chwili słyszymy spokojny meldunek z góry:
-A nic. Czajniczek spadł z samowara.
W sypialni mam na szafie samowar. A na nim czajniczek. Stoją sobie w zgodnej symbiozie od zawsze.
Dziś się rozstali...
I to jak!
Polazłam do sypialni i się zdumiałam.
Przykrywka od czajniczka była jakieś 2 m od szafy, a czajniczek stał sobie jak gdyby nigdy nic na szafce obok szafy.
Stał. Nie leżał.
Zawołałam bAśkę.
Dziecię rzekło krótko i węzłowato:
- O ja pier...!
Po czym kazała mi to wsio opisać, a sama zrobiła obrazek poglądowy, co by uzmysłowić czytelniczkom jak to wyglądało w realu, czyli narysowała trajektorię lotu:

Po kliknięciu się powiększy.

No i co?
Jak ktoś mnie pyta:
-W duchy wierzysz?
Odpowiadam spokojnie:
-Tak, wierzę. Mam własnego.

37 komentarzy:

  1. Po takim diktum też bym uwierzyła...
    Wierzę...?

    OdpowiedzUsuń
  2. ja też wierzę w duchy :)
    trzy lata temu kupiliśmy chałupkę na wsi od starszej pani ,która ze swoim 90-letnim ojcem wyprowadziła się do miasta by być bliżej rodziny bo dziadek wymagał codziennej opieki.
    Rok później pewnego dnia po południu położyłam się na drzemkę w "pokoju dziadka"...nagle coś mnie obudziło i czułam ,że ktoś jest w pokoju....spojrzałam na zegar - była 15,24.
    Parę godzin później dowiedziałam się ,że o tej godzinie zmarł dziadek..... biedaczysko źle się czuł w mieście i tęsknił tak bardzo za swoim domem ,że przyszedł się pożegnać :)

    pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale Ci fajnie, nawet będąc samej w domu nie jesteś sama ;)
    a tak poza tym ile bym dała, żeby moja Mama mnie tak odwiedzała...

    OdpowiedzUsuń
  4. Też chciałabym mieć takiego "własnego" duszka.
    Przeczytałam również poprzednie wpisy i myślę że to Twoja Mama. Ja, ze swoją pożegnałam się we śnie, to i pewnie dlatego nie mam takich wizyt :-). A Twoje przypadki-opowieści bardzo mi się podobają.

    OdpowiedzUsuń
  5. O tak ja tez wierze w duchy!

    OdpowiedzUsuń
  6. W duchy wierzę, ale żebym miała ochotę, żeby mnie odwiedzały za dnia to nie powiem ;O)
    Bo w snach często dziadkowie mnie odwiedzają...nie raz ...proroczo, że tak powiem:O)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wierzę w duchy, a już na pewno nie w to, że duchy zmarłych bliskich nas odwiedzają. Ale w godzinę śmierci mojego Ojca spadł drewniany medalion z orłem w koronie ze ściany na której wisiał 30 lat. Medalion pękł.

    OdpowiedzUsuń
  8. Zycie po smierci jest ciagle pelne zagadek, zdecydowanie wierze, ze nasza obecnosc na swiecie nie konczy sie w momencie porzucenia cielesnej powloki.
    I prywata, zapraszam do mnie, bo jest tam dla Ciebie wiadomosc:) Mam nadzieje, ze mila:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak już jest u Ciebie i tak się rozgoscił, to dbaj o niego:) Może to taki dobry duch domu Twego..

    OdpowiedzUsuń
  10. Fajny taki Duch! Bo przeczytałam wszystkie opowieści duszne dla przypomnienia. Wyraźnie się Wam opiekuje i czasem jakiś psikuś Mu się trafi.
    Ukłony dla Ducha i uściski dla Was.

    OdpowiedzUsuń
  11. No niezłe historie, nie miałam podobnych doswiadczeń i nie dziekuję:))

    OdpowiedzUsuń
  12. Niesamowite!!! Kiedyś też miałam przyjemność 'spotkać' ducha. Może kiedyś o tym napiszę, ale boję się nawet myśleć o tych pozaziemskich istotach. Jakoś nie przywykłam do metafizyki. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Przeczytałam wszystko i muszę stwierdzić, że COŚ W TYM JEST!!!

    OdpowiedzUsuń
  14. Fajny ten Twój duch, cieszę się jednak, że mnie żaden nie odwiedza (przynajmniej nic mi na ten temat nie wiadomo). Chyba nie czułabym się zbyt pewnie w takim towarzystwie ;)).
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie miałam takich doświadczeń, niesamowite...
    Pozdrawiam serdecznie:))

    OdpowiedzUsuń
  16. Uwielbiam czytać o Twoich duchach! :-)

    OdpowiedzUsuń
  17. Nawiedzone domy są sympatyczne:) Z takim oswojonym duchem w domu raźniej. A co kot na to ? Bo one podobno widzą to co my przeczuwamy i podejrzewamy. Seans z talerzykiem i literkami sobie zróbcie, to Wam duch powie o co chodzi, bo wyraźnie coś chce powiedzieć. Kot wie, ale mówić nie umie, więc się dowiedz co jest grane:))) Uściski od wielbicielki duchów wszelakich:)

    OdpowiedzUsuń
  18. O rany!!! Ciary mnie przeszły!!!
    Pozdrowionka

    OdpowiedzUsuń
  19. Fajnie:) To musi być dobry duch, nie ma siły, świece zapala na zachętę i rozmowy skończenie - bo ciekawy przecież. Samowar pewnie mu się nie podoba, albo przeszukaj go dokładnie :) A choinka... cóż, to mnie zaciekawiło :)
    Nie mniej, dobrze że nie u mnie spaceruje duszek, nawet jeśli pokojowo nastawiony :)))

    OdpowiedzUsuń
  20. Ela - ja wierzę :-)

    Gina - to podobno częste przypadki, czyli coś TAM jest...

    Mata - ja tylko tak sądzę, że to Ona. Tak naprawdę to tylko domysły.

    Gemma - lubię tego mojego ducha. Jakby sobie poszedł, to brakowałoby mi czegoś :-)_

    Agnicy - sądzę, że większość wierzy, tylko się nie przyznaje ;-)

    Kiniu - ja nie mam snów proroczych (no może czasem!), ale chyba wolę jednak mojego ducha ;-)

    Kankanko - a ja wierzę ;-))

    Stardust - byłam, widziałam. Dziękuję. Musze pomyśleć ;-)

    Anulinko - chyba mu dobrze, bo parę lat już jest.

    Jo-hanah - jak już pisałam - lubię go. Chyba z wzajemnością ;-)

    Agajaw - chyba chodziło Ci poltergeista? Kto wie. Może? Nie przedstawił się ;-)

    Anust - oj tam! To nie boli ;-D

    Jaga - czasem coś chowa, ale ogólnie nie jest najgorszy ;-)

    Laura - nic dodać, nic ująć ;-DD

    Mbabko - opisz, opisz! Koniecznie!

    Koronko - no pewnie, ze jest - DUCH ;-D

    Frasiu - kwestia przyzwyczajenia ;-)

    Theyooka - może ja mam w sobie coś, co przyciąga takie niewidzialne postaci?

    Monho - wiem! Pamiętam z multiply :-))

    Kaprysiu - Fredek jakoś zwykle był gdzie indziej. Kiedyś (o czym pisałam w którejś wcześniejszej opowieści o duchach) kocica wyczuła. Zachowała się wtedy co najmniej dziwnie. Seansu nie zrobię, bo po pierwsze nie umiem, a po drugie - chyba bym się naprawdę bała!

    Aagaa - a czemu? On spokojny jest, tylko czasem czymś se rzuci ;-)

    Iwonko - faktycznie! Tak na to nie patrzyłam! W samowarze nie nie ma. Ale może faktycznie estetyka ducha cierpi, jak na niego patrzy ;-)

    OdpowiedzUsuń
  21. Moniczko - wszystkiego naj, naj, naj...i 100 lat w zdrowiu!

    OdpowiedzUsuń
  22. Ja tam nie wiem czy to dobrze Ato droga, może po prostu nie potrafisz się pożegnać z mamą i stąd ta jej obecność?:)) Może pozwól jej odejść??Nie dla swojej przyjemności, a dla Jej spokoju?:))
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  23. Kiniu - dziękuję Ci bardzo :-) Ale to jutro ten straszny dzień ;-)

    Lejdik - wcale nie wiem czy to Jej duch. Tym bardziej, że jak żyła to też się jakiś szwendał po0 domu, tyle, że nie tak aktywnie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  24. Ożeszty! URODZINY MASZ??? DZISIAJ???
    I dlaczego to straszny dzień, małolacie?
    Dobrego, najlepszego!
    No i coby Cię poczucie humoru nie opuściło nawet po śmierci:)
    P.S. Co do dusznych dywagacji to ja za Laurką miauknę: jaki pan taki kram:P

    OdpowiedzUsuń
  25. JUTRO! MAM! NIESTETY!!
    Jutro więcej w tym temacie :-P

    OdpowiedzUsuń
  26. Ale dziękuję, dziękuję! ;-))

    OdpowiedzUsuń
  27. Kochana Ato zycze Ci wszystkiego dobrego ,oby dobry humor nigdy Cie nie opuszczal abys byla dalej tak wspaniala i ciepla osoba:))
    Ciesze sie bardzo ,ze moglysmy na siebie trafic :))choc tylko wirtualnie:)
    buziolki

    OdpowiedzUsuń
  28. o rety! Ale numer! Dobrze, że gorszych psikusów ten Duch Wam nie robi!

    OdpowiedzUsuń
  29. trochę mi się włos na karku zjeżył no ale jak to oswojony duch i Ty nie dygasz to czemu nie :)

    OdpowiedzUsuń
  30. Psychodeliczne mikołaje - skąd bierzesz takie określenia, aż musiałem sprawdzić w googlach what does it mean? Czy mikołaj może wyglądać jak hippis z lat 60. Czy te mikołaje coś wąchały, że tak wyglądały?
    Co do zjawisk nadprzyrodzonych, to coś w tym jest, a że osoby, które odchodzą na druga stronę odwiedzają bliskie im miejsca to jest fakt niezbity.

    OdpowiedzUsuń
  31. Mikołaje mają pyski co najmniej "dziwne" - uśmiechają się takim uśmiechem naćpanego psychola z wielkim brzucholem. Tylko takie określenie mi przyszło do głowy ;-)
    A te osoby z tej "drugiej strony" mogły by zachowywać się nieco ciszej, jak już wpadną z odwiedzinami ;-D

    OdpowiedzUsuń
  32. Ale wtedy nie wiedzielibyśmy o ich odwiedzinach.

    OdpowiedzUsuń
  33. To niech piszą! Wszak piśmienne są! :-D

    OdpowiedzUsuń
  34. To wujek google pomoże ;-)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że chcesz pozostawić po sobie ślad :-)