środa, 8 kwietnia 2009

Duch - opowieść trzecia (tryptyk)

Zaznaczam, że pisałam to już wcześniej - w listopadzie

1.
Było to jakiś miesiąc temu
Działałam sobie w kuchni smażąc na obiad wątróbkę. W pewnym momencie usłyszałam za plecami jakiś dziwny dźwięk. Obejrzałam się i zobaczyłam, że jeden z obrazków wiszących na ścianie już nie wisi, tylko leży na stole. Pomyślałam sobie, że to trochę dziwne, bo haki w ścianę mam uczciwie wkręcone i nie ma możliwości, żeby się urwały (no chyba żebym słonia powiesiła).
Podeszłam i stwierdziłam, że hak tkwi jak tkwił, a obrazek chyba sam polewitował na stół... Zawieszka na obrazku też była w całości. Powiesiłam. W tym momencie usłyszałam lekką eksplozję z patelni - wątróbka mimo, że smażyła się na małym ogniu pękła z hukiem rozbryzgując dookoła gorący olej... Gdyby nie obrazek, nieźle bym wyglądała - poparzona i do tego w wątrobiane cętki

2.
Dwa dni później, w niedzielę - również w kuchni (to takie moje środowisko naturalne :)) )
. Robiłam poranną kawę. Ponieważ oboje z mężem pijemy rozpuszczalną, do kubków wlewałam wodę gorącą, ale nie wrzątek. I teraz meritum sprawy: nie wiem dlaczego i jak znalazłam się jakieś pół metra od szafki... I jakby z małym opóźnieniem kubek z moją kawą pękł z hukiem na pół! Równiutko! Jakby go coś ciachnęło nożem :00: Kawa chlupnęła dookoła jak bure morze i spłynęła smętnymi łzami na podłogę...
Nie wiem co mnie odciągnęło. Nie poczułam. A jasnowidzem nie jestem i nie przewidzę kiedy jaśnie pan kubek będzie uprzejmy trzasnąć :))
Najważniejsze, że mnie nie poparzyło, bo mimo, że to nie był war, to jednak trochę tych celsjuszy w kubku było.

3.
To było w ostatni poniedziałek. Dokładnie 24.11. Miałam wolny dzień i nie poszłam do pracy. Po śniadaniu, tradycyjnie zrobiłam sobie kawę (tym razem kubek nie pękł ) i z kubasem w garści pomaszerowałam w kierunku mojej palarnio-pracowni na poranną kawkę zagryzaną papieroskiem. Idąc muszę przejść przez pokój. Stoi tam komoda, a na jej dwóch przeciwległych brzegach kwiaty - takie szable (nie pamiętam nazwy),
Obok komody, nieco wysunięty do przodu stoi fotel.
Tego dnia jeden z kwiatów nie stał na swoim miejscu. To znaczy doniczka jak najbardziej. Z ziemią. Kwiatki natomiast stały sobie w równiutkim szeregu oparte o fotel. Żadną miarą nie mogły same tak się ustawić - musiały by lecieć na ukos, do przodu. Ziemi na komodzie prawie nie było. Między meblami też nie. Natomiast przed fotelem i owszem... Miałam co sprzątać. Myślałam, że może mój mąż zebrał rozpizgnięte zielsko przed wyjściem do pracy i ustawił je tak, żeby ich nie stratować przy wyjściu z domu. Kiedy wrócił z pracy zagaił rozmowę:
-Widziałaś rano te kwiatki?
-Nie, no skąd! Same się sprzątnęły...
-No tak. Głupio pytam.
Przez grzeczność nie zaprzeczyłam
-A właśnie! Czy to ty je ustawiłeś tak wzdłuż fotela?
-No właśnie nie... One tak stały jak przyszedłem rano.

Później dziecko starsze też mnie pytało o kwiaty, bo na niej też zrobiły wrażenie tak sobie stojąc i czekając nie wiadomo na co...

Ciekawe, po co je mój duch wyciągnął z doniczki? Zasugerował, że może wreszcie pora w końcu je przesadzić w nową ziemię, bo przymierzałam się do tego już hmmmm... ponad rok

6 komentarzy:

  1. No proszę, tak mi się rzucił w oczy znajomy tytuł:))
    Cieszę się, że znalazłam twój blog.Od dziś będę twoją wierną czytaczką.Na multiply bywam ostatnio rzadko, ale tu zerknę codziennie:)
    Pozdrawiam serdecznie!
    Monika czyli monho

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziewczyny! Dziękuję za odwiedzenie mojego bloga.
    Moniko! Cieszę się, że mnie znalazłaś :-)
    Lauro! Nie przepraszaj, tylko się rozgość i czuj się jak u siebie na blogu ;-D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ata, czy wiesz, że ja dziś właśnie poprosiłam męża, że jak będzie wracał z imprezy to koniecznie ma zajechać do Ikea i kupic mi szable, kwiaty znaczy. A teraz właśnie o nich przeczytałam na Twoim blogu. Koniecznie dziś akurat musiałam je mieć.

    OdpowiedzUsuń
  4. No proszę!! Fajny zbieg okoliczności, no nie? :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Liczba Twoich komentatorów rośnie z każdym wpisem. To cudowny moment dla początkującego blogera. Ja bardzo przeżywałam małe zainteresowanie moim pierwszym blogiem "Moje hobby, to życie", prowadzonym od 2009 do 20014. Kiedy zaczęło mi się "powodzić", to "Blogomania" zlikwidowała się, a wraz z nią przepadł mój blog. Ukłony

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo przykre, kiedy dorobek paru lat idzie w kosmos :-( Od czasu do czasu (jak sobie przypomnę) robię kopię zapasową bloga. Ot tak - na wszelki wypadek.

      Usuń

Dziękuję, że chcesz pozostawić po sobie ślad :-)