Jakiś czas temu zaczęłam umieszczać krótkie historyjki z mojego życia na multiply. Ponieważ nie mam kopii tej pisaniny, postanowiłam wstawić je również na tzw. wszelki wypadek również i tutaj.
Lubicie opowiadanka o duchach? A kto ich nie lubi
Ja Wam opowiem, co ostatnimi czasy dzieje się wokół mnie...
Zaczęło się to wszystko tak mniej więcej w połowie lutego tego roku.
Byłyśmy w domu same z Anią + kocica. Ania coś oglądała w TV, ja oczywiście coś tam dłubałam. Przyszła do nas kocica. Wskoczyła do Ani, otarła się jej o plecki, odwróciła się w stronę drzwi i... skamieniała, zjeżyła się i przyczaiła wyraźnie przerażona. Nagle odmieniło ją! Wstała, zadarła ogon do góry i wybiegła radośnie na korytarz wyraźnie w kogoś wpatrzona. Działo się to wszystko bardzo szybko. Ja oczywiście wyskoczyłam za nią, bo ciekawość mnie zjadła. Na korytarzu oczywiście pusto, a kocica schodziła już ze schodów wpatrzona w coś/kogoś. Na dole stanęła zdezorientowana i rozglądała się wyraźnie zdziwiona. Pomyślałam, że mam kota schizofrenika i wróciłam do pokoju...
Następnego dnia siedziałam w pracowni i coś tam lakierowałam. Obok, za ścianą jest pomieszczenie, w którym trzymamy m.in. drewno do kominka, makulaturę i stoi plastikowy kontener na śmiecie. Jak wspomniałam, siedziałam sobie spokojnie i nagle słyszę huk! Potężny! Ktoś z rozmachem zatrzasnął klapę od kontenera. Więc zerwałam się i pognałam zobaczyć kto się tak rozbija i demoluje wyposażenie wnętrz . Otwieram drzwi... Nikogo...
Ciemno jak u murzyna w ślepej kiszce...
Poszłam do domu i pytam chłopa:
-Wywalałeś coś do śmieci?
-Nie. Cały czas siedzę w kuchni. A właśnie - kto tak strzelił pokrywą?
-No nie ja. Myślałam, że się odmieniłeś i śmiecie wyniosłeś (nie mogłam sobie odmówić złośliwości )
Mój sceptycznie nastawiony do ezoteryki i innych tego typu zjawisk mąż lekko się stremował... Nie wiedział co go jeszcze czeka...
Kilka dni później brał drewno do rozpalenia w kominku i nagle skamieniał... W pudle w którym jest porąbane drewno do rozpałki leżało coś... (Zaznaczam, że pudło jest cyklicznie opróżniane do ostatniej drzazgi.)
Wyjął to i przyniósł mi...
To był breloczek mojej Mamy, który zginął jej parę lat temu.
Pytanie zadał mi tylko pro forma, bo odpowiedź znał i wiedział co to jest i czyje to jest/było.
O matko!
OdpowiedzUsuńWitaj droga "ATO", na Twojego bloga trafiłam przypadkiem, bo zainteresował mnie Twój patchwork(a potem cały rok, symboliczne drzewo). Obie prace zauroczyły mnie tak bardzo, że postanowiłam prześledzić wszystkie lata Twojej blogowej działalności. Ponieważ jesteś jedyną poznaną przeze mnie blogerką, która ma kilka blogów, to ja postanowiłam skupić się na "różnościach", bo robótki ręczne interesują mnie najbardziej, z dziedzin którym poświęcasz czas. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że podobają Ci się rzeczy, które tworzę :-)
Usuń