Dnia pięknego, acz mroźnego rzecz się zaczyna...
Telefon zadzwonił. No nic nadzwyczajnego. Po to jest jakby ;-)
A po drugiej stronie moja szalona i niezrównana w swych pomysłach Sylwia bez zbędnych wstępów oznajmiła mi, że jest NORMALNIE CHORA! I to nieuleczalnie!
Na paverpola...
W czym rzecz wiedziałam, bo o paverpolu pisała i swoje zapierające dech w piersiach cuda pokazywała już Ataboh na blogu.
Figury tak zwiewne, że aż nierealne... Same zobaczcie! I wszelkie pytania kierujcie do niej, bo to Beata jest mistrzynią. Ja jestem tylko początkującym uczniakiem.
No i wracając do mojej zarażonej Sylwii.
Ku mojemu przerażeniu usłyszałam:
-Musimy się tego nauczyć!!
-Nooo... Co ty??? Rzeźby ogrodowe będziemy trzaskać?? Ja się na to nie piszę! Mowy nie ma! Ja mam astygmatyzm i perspektywy nie chwytam i nie ogarniam!
-Oj zaraz tam rzeźby! BIŻUTERIĘ!!!
-Aaaaa... Oooo! Nooooo!!! Dobra! Czemu nie!
I tak oto zostałam wciągnięta w kolejne szaleństwo.
I wcale nie mówię, że stawiałam stanowczy opór.
Rzekłabym, że wręcz przeciwnie ;-)
Często gęsto molestowałam Sylwię pytaniami typu:
-No to kiedy Beata w końcu przyjedzie??
-Nie wiem! Jak będę wiedzieć, to ci dam znać!
No i w końcu ku mojej radości nadszedł TEN DZIEŃ!!
Rzecz się działa wczoraj w gościnnym domu Sylwii.
Po przyjeździe wpadłam od razu w ramiona Beaty, nie bacząc na to, że ramiona owe zajął już wcześniej najmłodszy w rodzinie Sylwii, Szymon ;-)
No a później...
A później to musiałyśmy ze strojów bardziej takich "między ludzi" przedzierzgnąć się w stroje ochronne.
Ania bez większych oporów zanurzyła małe łapki w paverpolu i cichutko jak myszka działała sobie skromniutko w tatulowej koszulinie ;-)
...pod okiem naszej niezrównanej i cierpliwej nauczycielki Ataboh
Dziecina zrobiła takie ło maleństwa:
Obiecała, że będzie mi pożyczać zawieszkę ;-)
Pozostałe dwa maleństwa będą broszkami.
Pełna zadowolenia przyklapnęła na kanapie i podziwiała swoje dzieło:
Ja też na początek dziobnęłam malutkie takie tam broszeczki:
Są twarde jak głaz i spokojnie mogą służyć do wybijania zębów wrogom ;-)
Poprawiła je oczywiście nasza Beatka:
Czy widzicie ten piękny wisior na jej szyi? To też poverpol!
Potem stwierdziłam, że czas na większą formę wyrazu możliwości paverpola i capnęłam serwetkę zakupioną w ciucholandzie.
Utytłałam ją jak należy i nałożyłam na formę z odwróconej michy
Później dopieszczałam i głaskałam pełna zadowolenia:
Ostateczną formę miska vel serwetka nabrała dzięki zgrabnym i zdolnym dłoniom mojej dzielnej fotoreporterki Joanny:
Ja bym nie miała tyle cierpliwości do wywijania brzeżków z taką precyzją!
Następnie suszenie, suszenie i suszenie:
W normalnych warunkach miseczka schła by sobie sama, ale przecież musiała wrócić z nami do domu. A klejąc się nie bardzo się nadawała do wstawienia do samochodu ;-)
Tak wygląda miseczka dziś:
Jeszcze nie ma tej idealnej paverpolowej twardości, ale z każdą godziną jest co raz bliżej ;-)
A co w tym czasie robiła główna sprawczyni tego spotkania, czyli Sylwia?
Oczywiście też działała!
Poza drobiazgami, które możecie zobaczyć na jej blogu, również i ona rzuciła się na serwetkę.
No nie na moją! Swoją miała ;-)
A później z równym mojemu upodobaniem głaskała swoją własną miskę, owiniętą serwetką ;-)
I oto efekt pieszczot na półmetku:
Jak wygląda gotowa miseczka, też zobaczycie na blogu u Sylwii
Ale za to potem...
A potem to ja siedziałam i się gapiłam (nie bezmyślnie!!)
Bo oto nieustraszona w działaniach robótkowych wspomniana nie raz jeden już dziś pani S. zabrała się za...
No za co???
No oczywiście! Za rzeźbę!!
Zwróćcie proszę uwagę na pełną skupienia minę artystki. I jeszcze jedna mała uwaga: w tym momencie Sylwia NIC nie mówiła!! :-DDD
No do czasu!
Bo jako osoba wieloczynnościowa robiąc szkielet Tanecznicy prowadziła równolegle rozmowy telefoniczne na wysokim szczeblu ;-)
Jak wspomniałam - w tym czasie ja już nic nie robiłam poza pożeraniem wzrokiem czynności twórczych koleżanki Sylwki
I zostałam przyłapana na podglądactwie przez Rabarbarę
Ale nie byłam odosobniona w niemym podziwianiu wyczynów kreatywnej Kobiety:
Jej osobiste dzieci też wpadły w podziw dla własnej mamy i tego, że całkiem duże, żeby nie powiedzieć bardzo dorosłe panie też lubią się paćkać. Jak dzieci ;-)
Krótko potem pojechałyśmy do domu, a kobitki dalej działały przy Tanecznicy.
Jaka wyszła?
A to już Sylwia pokazała!
Uważajcie na szczęki, bo ja do tej pory szukam kawałków uzębienia pod biurkiem ;-)
Dziewczyny! Dziękuję Wam za cudowne popołudnie!
Sylwii dziękuję za gościnę, za zarażenie mnie nowym bzikiem i za niezrównany zapał do pokonywania kolejnych wyzwań.
Teraz już wiem, że nawet ja mogę spróbować się pokusić o machnięcie "architektury ogrodowe" ;-)
Beatce dziękuję za kurs, za cierpliwość i poświęcony nam czas.
Mam nadzieję, że zobaczymy się ponownie wcześniej, niż za kolejne 4 lata ;-)
I ostrzegam solennie: będę częstym gościem na twoim poverpolowym poletku blogowym i będę Cię zasypywać gradem pytań, bo jak znam życie i siebie nie będzie ich mało ;-)
Podziękowania należą się również wspomnianej już Asi.
Gdyby nie ona, nie byłoby tego fotoreportażu.
I jak to zwykle bywa - szewc bez butów chodzi, tak i ona nie miała żadnego zdjęcia, nie licząc tego z dłońmi.
Więc żeby nie było!
Oto ona: paparazzi w niepełnym jeszcze rynsztunku bojowym, przed wyruszeniem na imprezę Ostatkową
weź jaka ja tu nieumalowana i nieuczesana no!
OdpowiedzUsuńNo weź! Taka normalna, no!
OdpowiedzUsuńNo weźcie obie ;)))
OdpowiedzUsuńFajne są takie "groniaste" popołudnia robótkowe:))) Zaraz zaglądam do Sylwii, bom niezmiernie ciekawa Tanecznicy:)))
Pozdrawiam CAŁE grono Robótkowych Babeczek :)
Oj działo się, działo. Tylko czemu Aś się leni i nie może posiedzieć w PhotoShopie troszkę obrobić co poniektóre jednostki ? Nadmieniam, że ja również byłam w odzieży roboczej ;-D A Ty się Ata trzymaj, bo znów niedługo coś wymyślę, a Ataboh obiecała ponowną wizytę niedługo :-D
OdpowiedzUsuńNikonowa - no weź weź kobito!!!! Jak se dożyjesz mego wieku to sobie fasadę maluj do woli jak tynk pozłazi. A teraz raduj ócz rzesze piękną naturalną buzią. Bo Ty Nikonowa ładna bestyjeczka, mniemam, że po Mamie jesteś.
OdpowiedzUsuńAta - czy jest coś czego nie umiesz????
Zazdroszczę i pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńCiekawy ten produkt, popróbowałoby się cóś usztywnić;-)
OdpowiedzUsuńIwonko - zaglądaj, bo warto! I nie tylko dziś ;-)
OdpowiedzUsuńSylwuś - Aś padnięta była. W Photoshopie będzie działać! Spoko!
I wcale się nie boję twoich nowych pomysłów. Wręcz przeciwnie! Już na nie czekam! Tak jak i na ponowny przyjazd Beatki :-))
Janeczko - dziękuję! Ale Ty też masz fajne spotkania blogowe :-)
Basiu - jakby Ci to powiedzieć... CÓŚ lepiej nie, bo paverpol zastyga na kamień! Zero giętkości ;-D Się nie nadaje... To już lepszy latex chociaż dość długo zasycha ;-D
Aniu! Sorry! Ominęłam Twój komentarz! Ale to nie z powodu FOCHA ;-D
OdpowiedzUsuńJest coś czego nie umiem - nie umiem włożyć spodni przez głowę, polizać własnego łokcia i trzasnąć drzwiami obrotowymi (chociaż ta sztuka udała się mojej Asi). A z robótek to nie umiem koronki klockowej i się nie naumiem ;-)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńAleście lasencje poszalały - no no..:)
OdpowiedzUsuńOświadczam, że się zarazić nie dam, albowiem rąk i dób by mię zabrakło:)
Aczkolwiek tanecznica Sylwki o szczękopad mię przyprawiła doszczętny.
No i se wreszcie do imentu pooglądałam i Sylwkę, i Atę - co moje to moje:D:D:D
Ciapkanie się w ciapach przeróżnych jest fascynujące. Nadrabianie niespełnionego dzieciństwa - jak nic!:D
Ja się czuję zarażona a nawet wręcz chora... JA TEŻ TAK CHCĘ! Ależ czarodziejski pover odkryłyście.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
o matucho jakie zdolniachy , muuuuszę to mieć :D się chyba zarażę, jak sie dowiem skąd to wziąć...idę czytać...i podziwiać dalej
OdpowiedzUsuńDorotko! A myślisz, że nasza doba to jakowaś inna?? Takaż sama! Zarażaj się! Logistykę dopracujesz i dasz radę! I jak ten ogląd wypadł?? Dajesz radę? Nie zaczęłaś się jąkać??
OdpowiedzUsuńA ciapkanie to nie efekt niespełnionego dzieciństwa - ja się paćkałam błotkiem. Cieplutkim, bo czarnomorskim jak coś ;-))
Iwonko - tę chorobę da się wyleczyć ... Całkiem zwyczajnie - packając się paverpolem. Tyle, że wtedy jesteś już NIEULECZALNIE CHORA i UZALEŻNIONA! ;-DD
By_giraffe - zarażaj się - u Beaty dowiesz się dużo więcej :-)
Idę zwiedzać polecone blogi, bo fajnie to wszystko napisałaś, że aż mi się też chce ;)
OdpowiedzUsuńfajną miałyście zabawe
OdpowiedzUsuńO matulu!
OdpowiedzUsuńNiedługo zacznę się bać wchodzić na Twój blog... Jajami z wcześniejszego postu mnie zaraziłaś a teraz widzę, że inną zarazę rozsiewasz...
Efekty obłędne!
Na szczęście nie jestem zainteresowana Waszą nową manią, na szczęście nie mam czasu, ani minutki w tym tygodniu, a potem może uda mi się zapomnieć....może....
OdpowiedzUsuńKrzysiu - u mnie się zarzekasz, tutaj tak samo - spytaj Aty, ja mam taki mały stolik w salonie, bardzo niski i niezbyt wygodnie się spod niego odszczekuje takie różne nieopatrznie rzucone deklaracje :-D
OdpowiedzUsuńpoczułam się zarażona :)
OdpowiedzUsuńKasica - i oto chodzi :-))
OdpowiedzUsuńAgajaw - to prawda! Zabawa była super!
KasiaS - mów mi WIRUS ;-DD
Krzysiu - spokojna Twoja głowa! Cyklicznie będziemy Ci obie z Sylwią przypominać ;-)
Sylwia ma rację - ten stolik jest wyjątkowo niski i słabo się pod niego wpełza... Dlatego ja już na wszelki wypadek pokornie poddaję się licznym pomysłom Sylwii. Bez szemrania o braku czasu i takich tam ;-))
Tuome - i pewnie wcale Ci z tym nie jest źle? ;-)
A to bardzo zaraźliwe? Bo ja się boję :D
OdpowiedzUsuńCudo, a to zdjęcie z tą piękną młodą kobietą i niemowlęciem..... boskie
Cuda robiłyście, no same cuda :-)
OdpowiedzUsuńOgląd ok, jąkać się nie zaczęłam, przestaję wreszcie wizualizować, tylko już wiem, kto zacz i jak mu z oczu patrzy:D:D:D
OdpowiedzUsuńPochylone nad robotą i zaaferowane działaniem wyglądacie niczym małe dziewczynki w piaskownicy - a roboczej odzieży Sywlki nawet nie zauważyłam:D
No, takie zarażenie to ja rozumiem :)). Fajną zabawę miałyście. Muszę poczytać o tym paverpolu, bo wygląda to bardzo ciekawie :).
OdpowiedzUsuńWOW! Miałam przeczucie , że takie coś jak poverpol ktoś już musiał wynaleźć :) Bo właśnie tego mi brakowało.
OdpowiedzUsuńPodziwiam wasze dzieła i zazdroszczę.
Magda - zaraźliwe jak licho!! I się rozprzestrzenia ;-)
OdpowiedzUsuńDziękuję w imieniu mojej Asi (autorki zdjęcia) i Sylwii (mamy obu jej pociech uwiecznionych na fotce) :-))
Mięta - do cudów to jeszcze daleka droga, ale pierwsze koty za płoty ;-))
Dorotko - bo i tak właśnie się czułyśmy - dziewczynki zaaferowane zabawą w dom ;-DD
Frasiu - czytaj i bierz się do dzieła! Jak Cię znam to stworzysz dzieła sztuki :-))
Rybka - to jak już wiesz, że jest, to działaj ;-)
Fajnie się bawiłyście dziewczyny :) zarażona to może jeszcze nie jestem, ale zaintrygowana poverpolem na pewno :D
OdpowiedzUsuńO kurcze blade ,jeszcze nie widziałam takiej mazi coby zastygała na kamień.Strasznie to fajne.Juz sie rozgladam co by tu usztywnić.
OdpowiedzUsuńzapraszam na Candy :)
OdpowiedzUsuńhttp://szycie-toslawy.blogspot.com/2011/03/c-n-d-y.html
Bean - zabawa była super! A od zaintrygowania to już krótka droga do zarażenia ;-)
OdpowiedzUsuńAgnieszko - wszystko tym można usztywnić! Oby tylko naturalne było ;-)
No coż, przyznaję się bez bicia, to ja sprawczynią zarazy jestem ;-))))
OdpowiedzUsuńSama jak to zobaczyłam wpadłam potwornie, i nie puszcza taka to zaraza.
Ato, Sylwko, dziękuję za super spotkanie!!! No i mam nadzieję, że nie ostatnie.
Acha... zdrowa byłam, jakiem tu przyszła. A teraz juz mam pierwsze symptomy...
OdpowiedzUsuńgdzie to cudo się zdobywa?
A takie spotkanko to już w ogóle przednia zabawa i naturalny dopalacz :) Też bym tak grupowo tytłać się chciała :)
Pozdrawiam ciepło :)
Ataboh - na pewno nie ostatnie :-)
OdpowiedzUsuńcalkiem fajne poczatki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
No dobra Wirusie jeden, a właściwie Wirusy cztery, bo uczestniczki tej zabawy też liczę, ja sobie wypraszam zarażanie mnie czymkolwiek w najbliższym czasie. Proszę uprzejmie wstrzymać się z rozprzestrzenianiem choroby przynajmniej do maja. Bo ja muszę spać. Niestety :(.
OdpowiedzUsuńWytwory cudne, chętnie bym się tak popaćkała.
Tylko potrzebuje instrukcji co to jest, w sensie czym się to tak paćka.
Beatko - nie ma cudów! Na pewno nie ostatnie! Zresztą już wiesz ;-)
OdpowiedzUsuńUshii - pytaj Ataboh - to ona jest sprawczynią całego zamieszania i ona wie gdzie się to zdobywa :-)
Sylwia - prawdę mówisz!!
Jolu - dziękuję :-)
Irenko - nie będę się wstrzymywać! Mowy nie ma! Bo zapomnę, czego się naumiałam :-DD
Paćkasz paverpolem czyli tą czarodziejską masą :-) A szczegóły i tajnik techniczne, to już zna Beata Ataboh :-))
Ki pieron ten paverpol ? :) Zaraz polecę poczytać. Kurcze, czego to ludzie nie wymyślą :)
OdpowiedzUsuńKlaudia - czytaj i daj się zarazić :-)
OdpowiedzUsuńWłaśnie podziwiałam to co można zrobić za pomocą tego paverpola. Zachwyciły mnie miseczki serwetkowe,białe byłyby idealne na pieczywo np. na komunijnym stole (bo ja akurat na tym etapie) :)
OdpowiedzUsuńZwiedzałam dziś kilka ciucholandów. Serwetek na lekarstwo! Kupiłam to i owo, ale nie to co chciałam!! Wrrr! Jutro ciąg dalszy poszukiwań :-D
OdpowiedzUsuńAta jakie cuda. Ja nie mogę super spotkanie. Czytam patrze może i ja się zararze. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJakie twórcze spotkanie! Zazdraszczam. Chwal się kolejnymi cudeńkami.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie.