Hej!
To ja - Fryderyk.
Jeszcze dziesięć dni temu byłem szczęśliwym jedynakiem...
Boszsz!
Jakże było pięknie! Pełne michy tylko dla mnie.
Pieszczoty kochanych i kochających rąk też tylko MOJE!
Przytulanki, buziaczki zapewnienia o genialności i idealności tez tylko MOJE!
Ale to się nagle zmieniło.
Ot tak.
Pani starsza powiedziała mi w ubiegłą środę, że już nie będę sam, bo znalazła mi na ulicy jakiegoś stukniętego sierściarza.
I będzie moim kumplem.
Pomyślałem: "Wypchaj się! Jak ja se sam kumpli do domu sprowadzam, to mi ich wynosisz do lasu! Takie piękne, tłuste i miękkie krety przyniosłem w tym roku, a Ty mi jakiegoś popaprańca na łeb sprowadzasz!"
Ale nie było dyskusji!
Przyjechało w MOIM (!!!) OSOBISTYM (!!!) transporterze takie małe nic...
Śmierdziało lekami, oprawcą, nędzą i rozpaczą...
To poczułem od razu. Więc musiałem to dyskretnie oczami obadać
ZGROZA!!! MOJE MISKI NAPADŁ!
Po chamsku! Nogami po nich latał!
Prostak po prostu!
Z mojej obfitej piersi wydobył się ryk lwa.
I syk wściekłej żmii.
A to małe, NIC sobie z tego nie robiło!
Zwyczajnie przeleciał koło mnie, olewając mnie prymitywnie!
MNIE! Pana tego domu!
Zamurowało mnie...
Na tyle dokładnie, że jeść mi się nawet odechciało.
Czym wprawiłem panią starszą w absolutną panikę.
- Fredziu! Musisz jeść! Schudniesz, moje maleństwo!
Pani młoda starsza zwana Asiem zarechotała:
- Przyda mu się! Spaślak!
Też coś! Pani najstarsza też się oburzyła i powiedziała, że ja nie jestem spaślakiem, tylko PAKEREM! O! I ta wersja podoba mi się najbardziej.
Ale wracając do szczawia kociego: co drugi dzień był wywożony w MOIM transporterze gdzieś w świat.
Domyślam się, że do wyżej wspomnianego oprawcy, bo dobrze pamiętam ten zapach...
Niedawno przeszedłem ostre zapalenie gardła i tenże sadysta ładował mi w moje puchate pośladki raczej bolesne zastrzyki.
I co z tego, że pomogły? Fajnie mi nie było...
Więc poczułem coś jakby na kształt współczucia dla małolata...
Przestałem warczeć.
Jednak moja empatia ma swoje granice i jak mnie to beżowe COŚ, zwane Luckiem, odpychało od michy, to straciłem cierpliwość i mu po prostu przywaliłem!
Z liścia!
Prawym sierpowym!
PODZIAŁAŁO!!!
Ha! Już nie musieliśmy zamykać się w kuchni z panią najstarszą sam na sam, żebym mógł w spokoju zjeść!
Młody zajarzył, że moja micha, to nie jego!
I od tamtej pory jemy niejako równolegle, z dwóch misek, rozdzieleni korytem z wodą :-D
Fajnie mi się zrobiło! Życie nabrało blasku tym bardziej, że pani najstarsza, od czasu zaaplikowania nowego członka rodziny, śpi ze mną! Nie przeszkadza jej moje mizianie o drugiej w nocy, mycie jej włosów i uszu o trzeciej, pobudki nad ranem o czwartej :-D
No cudnie zaczęło być!
Ale...
Jakoś tak kilka dni temu wróciła od oprawcy strasznie smutna...
- Lucek traci wzrok...
O matko wszystkich kotów!! Jak to???
Nie będzie widział??
NIC???
To straszne...
Trzeba się więc wziąć za młodego!
Mus szybki kurs samoobrony przeprowadzić!
Przecież nie zawsze będę pod łapą, żeby obronić to małe chucherko!
Tak więc, o ile jestem w domu wieczorem, a młody nie śpi - przewalamy się po dywanach i wykładzinach "walcząc" jak dwa tygrysy.
Najczęściej kończy się to wspólnym lizaniem...
Wiecie co mówi wtedy ta zła, stara kobieta?
- No kuźwa! Dwa pedały po prostu!
Ja tam nie rozumiem, o co jej chodzi... Nam z Luckiem jest fajnie :-)
Dziś Lucjusz został wywieziony gdzieś daleko...
Podobno do kociego speca od oczu.
Pan Pepe się strasznie przejął Luckiem i wynalazł jakiegoś geniusza od zwierzęcych oczu. (Nawiasem mówiąc, mimo, że nie przepadam za facetami,dla pana Pepe robię wyjątek).
I dobrze! Bo te moje dwie starsze głowy straciły i zdolność sensownego działania.
Tzn. na krótko, bo się otrząsnęły i ogarnęły.
Ta najstarsza nawet za bardzo, bo opowiedziała Luckowi co go czeka:
- Lucuś! Będzie tak: przeczytaj literki z tablicy! A ty powiesz: z JAKIEJ TABLICY???
Taaa...
Pojechali.
Nie było ich i nie było...
Z nerwów złapałem sójkę! Całkiem na śmierć!
I zostałem bardzo pochwalony przez obu udomowionych osobników męskich!
Pani najstarsza też mnie wygłaskała po powrocie w nagrodę, bo sójki to podobno samo zło, wybierające małe pisklęta z gniazd.
No cóż... Ja to wiem i nie będę rozwiewał ich pozytywnego myślenia o mnie...
Ja to zrobiłem, bo konkurencję chciałem sobie usunąć ;-)
Ale ad rem!
Pani najstarsza opowiadała osobnikom męskim o wizycie u okulisty.
A ja słuchałem uważnie rozciągnięty na jej kolanach brzuchem do góry.
I donoszę:
Lucek ma bardzo niskie ciśnienie w obu oczach - 8.
Minimum u kota to 15.
Krwiak w lewym oku już jest niegroźny i mały. Się rozszedł po kościach(?).
Gorszy jest w prawym.
Ale jak jak go znam, to da radę i tego też rozgoni!
Tym bardziej, że dostał całą baterię kropelek - ludzkich i zwierzęcych.
To twardziel jest! Miał zero szans na przeżycie, a bryka jak młoda koza! I kocha się bawić!
Wysłuchałem i zszedłem z kolan najstarszej, żeby szybko dorwać się do kompa i Wam donieść najnowsze wieści z frontu...
A ona (ta najstarsza zołza) dostała zawału, bo jej czarniutkie legginsy zrobiły się łaciate i włochate.
A czy to moja wina, że z nerwów i z upałów kudły zrzucam?
Przecież się też, jak ona, martwię moim małym, ale wielkim duchem i wolą przetrwania, przyjacielem.
Takiego świetnego i idealnego kolesia, to tylko ze świecą szukać!
ojej, przepraszam, oplulam monitor ...
OdpowiedzUsuńAniu - nie ma sprawy ;-)
UsuńO popatrzcie jaka ta Ata- serce na dłoni- sekutnica opluła monitor- a Atuś co- a nie ma sprawy.... taaaaa bo to nie jej monitor :P
UsuńUwielbiam opowieści Kocurro!!!!
Obsesjo - dokładnie tak! Nie ja go będę wycierać ;-DD
Usuńuwielbiam Cię :)
OdpowiedzUsuńNapisz książkę proooooooooooooszę:)
Dominisiu - jakoś mi pod górkę do pisania na papierze... ;-D
Usuńa czy ktoś Ci każe na papierze?
UsuńSekutnico - książka jakoś tak jednoznacznie mi się kojarzy z konkretnym kodeksem, który można wziąc do ręki i powąchać :-)
UsuńCzad, po prostu czad ;)) Myślę, że te notki mogłyby się bardziej cyklicznie pojawiać :)))))
OdpowiedzUsuńAniam - pogadam z Fredem, może będzie chętniej zasiadał do klawiszonów ;-))
Usuńdzięki za frontowe donosy !
OdpowiedzUsuńniech ciśnienie wzrasta i krwiak sie rozpuszcza
Kasiu - dzięki za odwiedziny o dobre słowa! :-)
UsuńKochane starsze kocisko. No to będzie już dobrze. Mały wzmocni poczucie bezpieczeństwa, a to ważne do szybkiego zdrowienia:)
OdpowiedzUsuńJaskółko - młody daje radę! Zadomowiony jest na równi z Fredziem :-)
UsuńOj, może choć w jednym oczku nie straci widzenia. Kocie cyklopki bardzo często się zdarzają i daję sobie radę w kocim życiu.
OdpowiedzUsuńZwłaszcza jeśli utrata wzroku nie następuje nagle,a stopniowo.
Oby się małemu udało, tego mu życzę- i Wam wszystkim w domu też. Pomiziaj kocurki ode mnie,proszę.
Miłego, ;)
Aniu - on ma prawie sto % szans na normalne widzenie w obu oczach! Twrardzioch jest! Walczy o swoje jak lew!
UsuńPomiziam z przyjemnością :-))
Czuję,że to małe kocie nie zmarnuje szansy na piękne życie jakie mu podarowałaś i będzie walczyć do końca.Opieka Fryderyka doda mu dodatkowej siły:)
OdpowiedzUsuńKochana będzie dobrze!!
Czekam na dalsze relacje!
Go sia - mały jest zawzięty na zycie! I dał tego dowody :-) więc i tym razem będzie dobrze :-))
UsuńDobrze czytać dobre wieści :) Pozdrawiamy i machamy łapką: Miśka i Supełek :)
OdpowiedzUsuńAudrey - odmachujemy - Fredek i Lucek :-)))
UsuńZarąbiście się czytało. :D
OdpowiedzUsuńDocia - dziękuję w imieniu Fredzia :-)
UsuńDziękuję, że zaraz nam to wszystko opisałeś! Zuch kot... tzn... paker kot z Ciebie ;-))
OdpowiedzUsuńAnka - nie ma sprawy! Najstarsza zajęta była odzieraniem się z mojej sierści, to mogłem zdać Wam relację na żywo i z mojego punktu widzenia :-D
UsuńBambi pisze: Fredziu drogi, miałem to samo. Byłem jedynakiem, do mojej przybranej mamy mówiłem już "ma-ma", pieszczony byłem o każdej porze dnia i nocy, a tu znienacka dostałem braciszka. Przyniesiono toto małe, że ledwie mieściło się na dłoni, zapchlone, zakatarzone, zarobaczone, ale ile zachwytu było nad tą pokraką, o jeny, nie mogłem tego znieść. Też prychałem, syczałem, waliłem małego po głowie, aż mama moja krzyczała na mnie, żem niegrzeczny.Ale niby jak miałem być grzeczny, jak ta szkarada zaraziła mnie kocim katarem i inną cholerą. Moja mama już nie tylko z maluchem musiała jeździć do weta, ale i ze mną. A te bolesne zastrzyki to do dziś pamiętam. No z czasem mi przeszła złość na małego, bo też okazał się fajnym kumplem. Najbardziej lubimy ganiankę po całym mieszkaniu, aż te trzy gracje nieraz bywają wkurzone, bo wszystko fruwa w powietrzu, łącznie z nami. Dodatkową zaletą tego, że mały jest, to to że już nie muszę się myć - mały robi to za mnie, tak mnie wyliże, że aż błyszczę. Czasem odwdzięczam mu się tym samym, a niech się cieszy, że starszy brat coś mu w zamian zrobi. Nie martw się Fredziu, fajnie mieć młodszego brata, naprawdę. Pozdrawiam Ciebie i Twojego kumpla, pozdrów też Atę - Twoją Mamę.
OdpowiedzUsuńMałgosiu (Bambi) - młodszy brat nie jest aż takim koszmarem, jakim się wydawał na poczatku. Teraz jest mi z nim fajnie i nie wiem, jak to mogło być bez niego...
UsuńAtę pozdrowię - ostatecznie... ;-))
I będzie dobrze! oczy, a przynajmniej jedno, dojdą do ładu.
OdpowiedzUsuńTeraz obowiązuje równouprawnienie, więc koty 'pci' tej samej mają prawo robić ze sobą, co im tylko do kocich głów wpadnie ;)))
Super post, super nowiny :)
Ewka - wet mi powiedział, że teraz do takie nawet "trendi" jest mieć takich "innych" znajomych we własnym gronie - nawet kocich :-DDD
UsuńWitaj, bardzo fajnie napisane wiadomosci, duzo zdrowia dla Ciebie i kociakow, pozdrawiam, ania
OdpowiedzUsuńAnna - dziękuję pięknie! :-)
UsuńFredek, dzięki za wiadomości:) Lucek jest szczęśliwy, bo ma takiego kumpla jak ty, no i panie, ktore go rozpieszczają i leczą, będzie dobrze :)
OdpowiedzUsuńIrenko - wiesz co? Obaj mamy fart! Tylko nie mów tego najstarszej, bo weźmie i w samouwielbienie wpadnie ;-D
UsuńRewelacja...z resztą wieści z kociego frontu zawsze mnie bawią ;O)
OdpowiedzUsuńKiniu - zwłaszcza, że są bardzo dobre! Fredek ma dryg i talent do pisania i przekazywania wieści na żywo i na zimno ;-D
UsuńDołączam się do głosu o książce. Koniecznie o tym pomyśl :)
OdpowiedzUsuńAudrey - myślę, myślę... I ciągle na papierze to nijak wygląda! To żyje w necie. A wydrukowane jest "płaskie" i bez życia po prostu...
UsuńPrzeczytałem Twój post razem z moim personelem. Ja nie mam braciszka, zastanawiam się, jak by to było... ale w takich warunkach? Mnie samemu ledwo starcza miejsca! Leżeć nie ma gdzie (muszę na stole, no,ostatecznie na klawiaturze), biegać nie ma gdzie (nie przyznam się, ile razy zaliczyłem z byka kuchenny narożnik) i jeszcze ta mała kudłata z długimi uszami...
OdpowiedzUsuńNa razie chyba z braciszka nici!
Pozdrów ode mnie Lucka, trzymam za niego pazury wszystkich czterech łapek, a Tobie przybijam piątkę!
Songo.
(i Ninka.)
Songo (Ninko) Ty to masz fart! Ja na stół nawet nie odważę się popatrzeć, bo od razu dostaję po ogonie! I tekst słyszę: "a ja po stole chodzę, sierściuchu??" Ehhh! Lucka nawet mogę liznąć od Ciebie, a co mi tam! Fajny jest młodszy braciszek :-)
UsuńNie załamuj się! MOże kiedyś własnego się dorobisz :-))
Fryderyk nie napisał jakie są rokowania. Zrozumiałam że jedno oko broni się skutecznie a drugie po zaaplikowaniu baterii leków może też będzie ok? Znam przypadki niewidomych kotów i psów. Radzą sobie całkiem dobrze, zwłaszcza jak mają przewodnika. Mam nadzieję że mały ślepka wyleczy i też zacznie tu do nas pisać.A na za małe ciśnienie to Fryderyku nie wiesz co zrobić? Trzeba kolegę wkurzyć ;)
OdpowiedzUsuńRucianko - Fredek napisał między wierszami ;-)
UsuńRokowania są jak najlepsze! Lucek będzie widział jak normalny, zdrowy, nie powypadkowy kot!
Ja tam nie wiem, czy wytrzymam kolejnego pisarza na własnym blogu! Niech se puchatki własnego założą, skoro mają tekie parcie na szkło ;-D
Przy takiej opiece z takim kumplem i przy takim szczęściu musi być dobrze:)
OdpowiedzUsuńIwonko - pewnie, że będzie dobrze! A nawet bardzo dobrze! Lucek miał mimo wszystko trochę szczęścia w życiu :-)
UsuńTymek bardzo dobrze rozumie Fredka, bo też jest jedynakiem. Ale też trochę mu zazdrości :-) Pozdrawiamy chłopaków! Mają ciężkie chwile w życiu, ale może to tylko trudny początek pięknej przyjaźni... :-) A za zdrowie Lucka bardzo trzymam kciuki.
OdpowiedzUsuńRzeka - zanosi się faktycznie na bardzo zgodną komitywę i zgranie obu kocich ogonów :-D
UsuńChłopaki zespół w zespół pozdrawiają Tymka :-)
Musi być dobrze! Jakże by inaczej!!! Umknął śmierci to teraz też musi dać radę. Zresztą Fryderyk chyba mu pomoże. Ja własnie rozważam sprawienie Waflowi młodszego rodzeństwa. U małża w pracy lata takie małe, cokolwiek dzikie i pewnie zapchlone, ale... czemu by nie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Majeczka
Majeczko - no właśnie... Czemu by nie... ;-) Wafel chętnie przygarnie Herbatnika ;-))
UsuńFryderyku z Ciebie to kumpel w dechę! A,propos lizania! Moja Monia bardzo lubi całować swoich rodziców! Jak tatusia to jeszcze to jakoś wygląda, ale jak mamusię to Tatuś mówi na nas le...wiadomo jak:)I co tu ludziom powiedzieć jak to się dzieje często gęsto, a teraz najczęściej w pociągu!!!!:):):):)
OdpowiedzUsuńDanusiu - wiesz co mów? "Baby się całują - deszcz będzie padał" ;-D
UsuńOt co! Jak ktoś Was nie rozumie i nie ogrania, to niech dalej się dziwi ;-)
Kto by pomyślał, że Fredek ma tak poważne i bogate życie wewnętrzne ;-)
OdpowiedzUsuńSylwka - jak to kto by pomyślał? Wszyscy miłośnicy i znawcy kociej natury. Koty takie po prostu są :-)
UsuńWitaj Fryderyku, to ja, Aron :) Jestem co prawda psem, ale lubię czytać sobie blogi sierściuchów (Pierzastych jeszcze nie znalazłem). Widzę kolego że lubisz sobie popisać samodzielnie, czemu nie założysz własnego bloga, tak jak ja? To super sprawa jest! Obiecuję być Twoim stałym czytelnikiem!
OdpowiedzUsuńA Ciebie zapraszam żebyś zajrzał na mojego :)
http://tojaron.blogspot.com
Pozdrawiam!
to ja, Aron :)
Aron - nic z tego! Zołza mnie za rzadko do kompa dopuszcza :-((
UsuńDzięki za zaproszenie - zaraz do Ciebie zajrzę :-)
No, dobra doczytałam się wreszcie:)Kciuki trzymam i niech Lucek szybciutko dochodzi do siebie. Głaski dla obu i dla mamusi za dzielność i wytrwałość leczniczą:)
OdpowiedzUsuńKaprysiu - oba koty huncwoty wygłaskane :-)
UsuńLucek z każdym dniem ma się co raz lepiej :-))
Tak naprawdę to najlepsze koty same do nas trafiają. Znajdy są najcudniejsze, najwierniejsze.
OdpowiedzUsuńKankanko - w sumie to tylko raz mieliśmy kota, który się u nas urodził - reszta to znajdki-podrzutki, takie kochane :-)
Usuń