Możecie myśleć co chcecie, ale to nie jest normalne...
Wierzę w magię i w czary.
Duchy, całkiem oswojone, szwendają mi się z upodobaniem po domu , o czym niejednokrotnie już pisałam.
Osobiście próbowałam wróżyć.
Ale się zraziłam na amen, bo się moje wróżby sprawdzały w stu procentach.
Dziwne?
A jak byście się czuły, gdybyście wywróżyły własnemu rodzicowi, że se uszkodzi swe ciało i kilka dni później rzeczony łamie sobie rękę??
Albo przyjaciółce, że się rozejdą burzliwie na dłuższy czas z narzeczonym i faktycznie rozstała się z nim po tygodniu?? Po dramatycznych ekscesach!
Co z tego, że te dobre wróżby też się sprawdzały.
Te złe przepowiednie mnie zniechęciły na wieki wieków!
Ale to "coś" sobie we mnie tkwi...
I wyłazi na wierzch w najmniej oczekiwanych momentach...
Ubiegły piątek.
Chuda błagalnie:
- MAMOOOOOO!! Podrzucisz mnie na przystanek?? PROOOOOSZĘ!!!
- A wiesz, że tak! Łeb mi pęka, podejdę od razu do apteki i coś sobie kupię. - Zwykle jestem niechętna podwózkom i wykazuję się okrucieństwem w stosunku do dziecka starszego - młoda jest, zdrowa, niech leci z buta ten drobny kilometr na przystanek ;-)
Chuda będąc w szoku, że matka taka zgodna, łagodna i spolegliwa, dała się wywlec z domu wcześniej, niż rozsądek i rozkład jazdy nakazywał.
Zaparkowałam w uliczce poprzecznej do głównej i wolnym krokiem, rajcując jak zwykle, popełzłyśmy sobie w stronę apteki i zarazem przystanku.
Chodnikiem, na rowerze, jechał chłopiec. Tak "cirka ebałt" w wieku Ani, tylko gabarytowo starszy nawet ode mnie.
W zasadzie gnał na tym swoim jednośladzie.
- Za szybko jedzie! Zdecydowanie! - Przemknęło mi przez myśl, kiedy nas mijał.
Jakieś dwie sekundy potem już nie jechał...
Rąbnął na trotuar z hukiem. Nagle! Jakby go coś zatrzymało w miejscu.
- O kur...cze! - wymknęło się nam chóralnie z Chudą.
Ale nie biegniemy z pomocą, bo:
1: nie raz Aś integrował się z glebą i wiemy, że do pierwszej krwi, nie reagujemy
2: chłopak(!) obejrzy zdarte kolano, zabierze się z rowerem w krzaki i tam sobie pozwoli na chwilę ze łzami, a przed ludźmi będzie TWARDZIELEM!
Ale...
Młody twardziel wcale nie wstaje. Młody chowa buzię w koszulkę, ogląda pulchne kolanko i zaczyna płakać!
- O jejejej! O Jezu!! O moja ręka! O Jezu! Jak mnie boli! O Jezu! Nie wytrzymam!
- Chuda! Lecimy! - Wcale nie musiałam mówić, bo obie byłyśmy już w galopie do biedaczyny.
Co zastałyśmy?
Zgroza!
Kolano zdarte całkiem solidnie, z buzi leje się krew, ręka spuchnięta i nienaturalnie wykrzywiona...
- Spójrz na mnie! - Zażądałam
Zero reakcji.
- Popatrz na mnie! Pokaż buzię! - Chłopaczyna zalany łzami i krwią posłuchał.
- Ręka! Ręka!
- Spokojnie! Będziesz żył!
Czemu chciałam oglądać mu fizis? Bo się bałam, że zaliczył nią chodnik i że zęby sobie powybijał. Krwotok był solidny!
Bałam się też, że może mieć obrażenia głowy (bez kasku był!!!).
Szczęście w nieszczęściu, że to była tylko rozwalona o kierownicę warga.
W międzyczasie podeszło kilka osób:
- Do szpitala trzeba go! Do CZD! ( gwoli wyjaśnienia - ogólnie znane Centrum Zdrowia Dziecka było po drugiej stronie ulicy).
Tylko, że nikt się nie kwapił do podniesienia z upadku i odprowadzenia bidaka...
Pewnie obie z Chudą robiłybyśmy za dzielne sanitariuszki, ale dzięki opaczności trafił się pieszy patrol policji!
Dwóch młodych, jurnych dżentelmenów mundurowych prawidłowo zareagowało na ludzkie zbiegowisko i przyszło się zorientować w sytuacji.
Dźwignęli młodego z chodnika i upewniwszy się, że da radę sam, z niewielką pomocą, dokuśtykać do izby przyjęć, przejęli ofiarę wypadku.
- Panowie! Rower! Bo ktoś mu rąbnie! - Chuda nieśmiało zwróciła uwagę funkcjonariuszom na służbie...
- A! Dobra! Ty go prowadź, ja wezmę rower.
No i poszli....
Smętny tercet...
Dobrze, że szpital tak blisko i opiekunowie całkiem do rzeczy.
Wczoraj.
Ta sama uliczka. A przy niej mój wiejski sklep. Ponieważ nie było w nim tego, co chciałam, zmuszona byłam powędrować do innego. Jakieś 50, może 100 metrów dalej.
Idę więc.
A właściwie mknę jak torpeda na swoich trzech nogach.
Po drodze wyprzedzam panią.
Bardzo dużą panią, na bardzo dużych koturnach.
- Takie koturny, taka waga i takie tempo??? Za szybko idzie!
Wyprzedziłam ją, zrobiłam dosłownie dwa kroki i usłyszałam za plecami solidne "jebut!" i:
- O Jezu! O Jezu!
Nawet się nie zastanawiałam - zrobiłam zwrot na pięcie i już byłam przy spoziomowanej na asfalcie kobiecie...
- O Boże! O Boże! Nie mogę wstać! Moja noga!
- Proszę pani! Jestem! Wszystko będzie dobrze! Może mi pani podać rękę? Pomogę pani wstać.
- Nie dam rady! Moja noga!
- Proszę pokazać.
Pani podwinęła spódnicę - faktycznie -zdarte kolano i lekko zewnętrzna strona łydki.
- Będzie dobrze - to tylko stłuczenie i obtarcie. Proszę podać mi rękę, pomogę pani.
- Nie dam rady! - I łzy jak grochy!
Bogu dzięki, że znalazły się jeszcze dwie panie do pomocy i razem dźwignęłyśmy bidulę do pionu.
- Niech mnie pani weźmie pod rękę i powolutku pójdziemy do apteki. Tam panią opatrzą i pomogą. Pomalutku. Damy radę!
Kiedy to mówiłam, miałam na myśli siebie i te dwie dodatkowe pomocnice.
Ale jak przyszło co do czego, to zostałam sama na placu boju - obie dwie się stleniły!!
Podniosły delikwentkę i uznały, że ich rola się skończyła.
Mój mąż skomentował krótko:
- Co chcesz? Zobaczyły krzepką blondynkę na trzech nogach, to zwiały! Jak to było? Wiedzie ślepy kulawego? :-D
- Taaa... Masz poniekąd rację: kulawa kulawą :-DDD
Kuśtykałyśmy sobie pomalutku, a pani nie przestając płakać, wyjęczała:
- O Boże! Żeby tylko nie była złamana! Tak strasznie mnie boli!
- Nie jest złamana. Gdyby tak było, to by pani kroku nie zrobiła. Pewnie jest tylko mocno skręcona.
Dopełzłyśmy do apteki, posadziłam panią na krzesełku i podeszłam do okienka:
- Czy możecie panie udzielić pomocy tej pani? Przed chwilą przewróciła się na ulicy i dość mocno się potłukła.
Co usłyszałam od bądź co bądź sił fachowych?
- Ło jesssu! Ło jessu!
Siły w osobie dwóch farmaceutek wyległy poza ladę, obejrzały obolałą kostkę (zaleciły na wszelki wypadek RTG), wnikliwie przyjrzały się startemu kolanu i ruszyły na zad za ladę. I zaczęły się miotać między półkami....
-Ty! Ale my nie mamy takich dużych plastrów!
A ja naiwna sądziłam, że w aptece mają apteczkę pierwszej pomocy i nie będą szukać po zwykłych półkach z towarem dla zwykłych klientów!!
No cóż....
Teraz już wiem ;-)
Stwierdziłam, że nic już po mnie i powiedziałam do ofiary mojego myślenia:
- Myślę, że mogę już panią zostawić. Jest pani pod dobrą opieką :-)
- Och! Dziękuję pani! Bardzo dziękuję! Dziękuję!
- Absolutnie nie ma za co! Proszę na siebie uważać. Wszystkiego dobrego i do widzenia.
Poszłam... Miotana wyrzutami sumienia...
To samo miejsce.
Podobne myślenie.
Hmmm...
Ciekawe, czy to miejsce plus moje myślenie tak działa, czy może tylko myślenie...
Mam kilka osób, które mi ostatnimi czasy podpadły dość mocno...
Spróbować? :-D
Zazdroszczę magii jaką rozsiewasz ;) na mojej drodze też jest kilka osób kwalifikujących się do Twoich rozmyślań.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i proszę, o mnie pomyśl pozytywnie :*
Grażyno - nie ma sprawy! :D
UsuńSpróbuj, może rzeczywiście znalazłaś sposób na przeciwnika:))))Ale weź kogoś w ramach asekuracji. Jak będziesz podnosić i dźwigać podpadniętych, to sama staniesz się ofiarą "miejsca":)_
OdpowiedzUsuńJaskółko - podpadniętych dźwigać nie będę! Co to,to nie! Obcych i niewinnych - zawsze! :-D
UsuńJak nie sprawdzisz to nie będziesz wiedziała ;)
OdpowiedzUsuńAle faktycznie dobra jesteś w te klocki... będę uważała coby nie podpaść ;)
Beatko - możesz spać spokojnie :-)
UsuńLepiej nie próbować, to akurat z reguły działa jak bumerang ;)))
OdpowiedzUsuńEwka - nie u mnie... ;-))
UsuńAż się boję:) mam nadzieje że niczym Ci nie podpadlam...
OdpowiedzUsuńNiesiu - śpij spokojnie :-))
UsuńOjjj przeraziłam się trochę. Kiedyś miałam podobnie jak ktoś mi podpadł, coś mu się działo ale w czary i wróżenie się nie bawię i nie bawiłam raczej ze względu na swoją wiarę. Mimo że wiele osób mi podpadło nie życzę źle. To co wysyłasz wraca później.
OdpowiedzUsuńDocia - no właśnie - wraca później... Czyli to co ja dostałam złego, teraz po prostu "odbijam" ;-)
UsuńNie chcę Ci podpaść. Te forsycje to mi się naprawdę nie podobają. Ale pod groźbą uszkodzenia i te przyjmę na garb :(
OdpowiedzUsuńAniu - :-DDD Ależ ja nie chcę Cię unieszczęśliwić!! Forsycje zaproponowałam, bo wiem, że zaludniasz działkę :-DD Spokojnie! Nie obdaruję Cię chabaziami bez Twojej woli i chęci :-)))
UsuńAż strach się bać!:) Na takie przypadki moja znajoma mówiła -niektórych zabija brak logicznego myślenia.
OdpowiedzUsuńSkojarzyłaś logicznie - zbyt duża prędkość , zbyt wysokie koturny- to było logiczne.Ich zachowanie -nielogiczne i to były skutki.
Miłego, Mini Wiedzmo!
Aniu - o! I to jest dobre wytłumaczenie! Dzięki Maxi Pocieszycielko :-**
UsuńDobra z ciebie duszyczka:)
OdpowiedzUsuńEwelina - staram się ;-DD
Usuńmhhh można by pomyśleć czarownica z Ciebie :) i dobra dusza przy okazji :)
OdpowiedzUsuńMadziula - taki ze mnie zlepek sprzeczności ;-DD
UsuńA wiesz, ja pomyślałam inaczej, może gdybyś "nie zatrzymała" tego chłopaka, może by wpadł pod samochód - skoro tak gnał bez opamiętania...
OdpowiedzUsuńTak, czy siak, ciekawe to to jest :)
Viola - może tak być. Kto to wie.
UsuńChłopak do dziś ma rękę w gipsie, ale poza tym jest cały i zdrowy - zęby też ma na miejscu. A pani do dziś grzecznie drepcze w płaskim obuwiu ;-)
Czarownica, na pewno czarownica! O mnie też tak mówią!Przykłady : Dzwoni babcia i pyta jak tam dzieci, zdrowe? Tak mówię, wszystko ok! Na drugi dzień chore!!! Albo pytam znajomych ile lat ma piesek , a oni np. 10, na trzeci dzień pies zdechł! Tak uśmierciłam 2 psy i małżonek zabronił mi pytać o wiek nie tylko psy , ale wszelkie stworzenie!!! Pozdrawiam!:)
OdpowiedzUsuńNuta - no to obie jesteśmy jakieś takie jakby inne ;-)
UsuńAle to przeciez nie nasza wina! :-DD
Czarownica jak nic, ciekawe tylko, gdzie chowasz miotłę ;-)
OdpowiedzUsuńSylwka - Twoja parkuje w garażu, moja pod wiatą :-P
UsuńAta - weź ty się skup na dobrych i bogatych fluidach dla mnie...ziemia obiecana.....
OdpowiedzUsuńKankanko - cały czas myślę. POZYTYWNIE! :-))
Usuń