Dziś tylko o Ani będzie.
Aniołek mój długowłosy od dzieciństwa mnie zaskakiwał i nadal zaskakuje.
Kiedy była dziecięciem maleńkim, jej tata pracował daleko poza Warszawą. Do domu przyjeżdżał tylko na weekendy. I to też nie wszystkie.
Tak więc dziecko cierpiało na deficyt "spodni".
I w większości facetów, ale nie we wszystkich widziało swego ojca...
Nie wiem do tej pory jakimi kryteriami kierowała się przy wyborze "tatusia".
Widząc upatrzoną ofiarę płci męskiej rozpływała się w zachwycie i z głębi serduszka wykrzykiwała:
-Taaatuuuśśś!!
Dżizas!
Wiecie jak się czułam??
Jak pierwsza puszczalska, której dziecko gwałtem tatusia NN poszukuje!
Bachora za łapę i w długą! Aż się kurzyło!
Panowie zazwyczaj stawali skamieniali na okrzyk mojego dziecka.
Nie dziwię się! Zwłaszcza jak byli w towarzystwie swoich żon, czy też innych tam osobniczek płci żeńskiej.
Raz się uciec nie dało... Bo byłam jakby ograniczona własnym ogrodzeniem...
Vis a vis naszego domu zaczęli budować dom.
Robotnicy szwendali się tu i ówdzie.
Mój aniołek wypełzł na dwór.
Myślałam, że hałas betoniarki skutecznie ją wypłoszy (Ania nie znosiła i dalej nie cierpi głośnych dźwięków).
Ale gdzie tam!
Przypadła do płotu, wczepiła się paluszkami i zafascynowana wbiła błękit oczu swych w pana majstra.
I stało się...
-TATUŚ!!! - ryknęła panienka w wieku około roczku...
Nie mogłam zapaść się pod ziemię, bo pod nogami miałam beton...
Majster odwrócił się w naszą stronę i się rozpromienił.
Dopadł płotu nim ja się ruszyłam i zakrzyknął:
-Aniołku mój śliczny!! Nawet nie wiesz, jak ja bardzo chciałbym mieć taką śliczną dziewczynkę! Całe życie marzyłem! A mam trzech budrysów! O! Tam dwóch z nich pracuje. Najmłodszy w domu został. Może będziesz moją synową??
Ania niewiele zapewne rozumiejąc z przemowy pana majstra uśmiechnęła się promiennie i powiedziała pogodnie:
-Tak!
Jak coś - zięcia nie dane mi było poznać...
Ania była ulubienicą pana majstra - specjalnie dla niej kilka razy zmieniał łożyska w betoniarce, żeby:
-Synowej nie budzić ;-)
Ania jak wiecie ma włosy...
Znaczy w sensie, że trochę ich ma...
Jak to kiedyś pewna nerwowa i chyba ciut zazdrosna pewna mama powiedziała na widok jej rozpuszczonych kudełków:
-Te włosy to jej matka chyba już w ciąży zapuszczała!!
Możliwe...
Bo zgaga pod koniec stanu poważnego piekła mnie jak sto pięćdziesiąt, a jak stary przesąd mówi, że jak piecze, to dziecko będzie mieć kudły, że hohoho!
Mycie tychże to była i jest cała logistyka stosowana.
Konieczna była asysta osoby drugiej.
Bo Ania mycia włosów oględnie mówiąc nie lubiła...
Asystą był tatuś.
Jak już wspomniałam wyżej - wielki nieobecny...
Tak więc jak już się pojawił w weekend, następował rytuał pt: "myjemy włosy".
O matko!
On ją trzymał, ja myłam.
Ona się darła tak, że było ją słychać w promieniu co najmniej 10 km!
On się darł na mnie:
-No szybciej! No pospiesz się! No zobaczy jak ona cierpi! No jak ją tą wodą lejesz!!
I do Ani:
-No zaraz córeczko, zaraz! Już mama kończy. Jeszcze chwilkę! NO WEŹ SIĘ POSPIESZ!!! NO SZYBCIEJ!!!
Ona tupała, kwiczała, skakała i wyrywała się jak piskorz...
Ja byłam mokra od wody i spływającego ze mnie nerwowego potu.
I tak co tydzień...
Aż pewnego dnia...
Ania wytarzała się była w piasku. Całością osoby. Z włosami.
Była to środa, więc do weekendu jeszcze czas jakiś.
Chcąc nie chcąc musiałam podjąć samodzielną i desperacką próbę umycia dziecku głowy.
Słabo mi się robiło na samą myśl.
Asia została przeze mnie uprzedzona, że jak zacznę wrzeszczeć głośniej niż jej młodsza sis, to ma lecieć do łazienki w charakterze suporta i łapać namydlone i zaszamponowane ciałko.
Wsadziłam delikwentkę do wanny, wcześniej uprzedzajac ją, że czeka nas mycie głowy.
-Aha - powiedział obojętnie aniołek.
Mycie kadłuba poszło bezproblemowo - standard...
Prysznic w łapę i lejemy po głowie z duszą na ramieniu i skulonymi bębenkami w uszach...
Cisza...
Szampon na łepetynę i pienimy...
Cisza...
Spłukujemy...
Cisza....
Wycieramy owłosienie...
Cisza...
Nie wytrzymałam i pękłam:
-Ania! Dlaczego nie krzyczysz??? Przecież głowę Ci myję??
-A po cio? Psecies taty nie ma - padła spokojna i zrównoważona odpowiedź...
Czy muszę dodawać, że rytuał mycia głowy z tatusiem od tamtej pory przeszedł do historii??
Oto anielskie dziecko w wieku półtora roku przyłapane z osobistą "cekoladą"
