Tak po prostu.
Osoby niezainteresowane proszę o ominięcie wpisu!
Z litości tych omijających wpisy "życiowe", a radośnie wpisujące się jedynie pod robótkami, imiennie dziś nie będę wymieniać, ale jak mnie wkurzenie maksymalne obejmie, to się hamować nie będę! I polecę po całości!
I to już niedługo. Bo mnie nerw ciska i hipokryzja niektórych wk...ia znaczy - denerwuje dość znacząco.
To tyle tytułem wstępu.
Jak wiadomo moim wiernym czytelnikom, koty mam dwa.
Ten najnowszy spadł mi na głowę niespodzianie i dość dramatycznie.
Chory, poobijany jak ulęgałka, bez nadziei na przeżycie.
A on, skubaniutki, wziął i przeżył. I żyje! Ciągle!
I to całkiem nieźle.
Jest już kotem wykastrowanym i zaczipowanym.
Czyli jak zauważyła jedna z pań na FB: zamienił jaja na elektroniczny gadżet ;-)
Po dwóch tygodniach miał złagodnieć i przestać spierdzi... eeeee.... znaczy... zwiewać z domu i demolować Fredka-pacyfistę...
Noooo czy ja wiem?
Czy ja wiem, czy wydłubywanie gnoja beżowego z kanałku, z mokrym zadem przeze mnie i Chudą to takie złagodnienie i udomowienie?
Czy obracanie po glebie wielkim Fredem jak worem treningowym, to objaw wysublimowania uczuć, po wycięciu atrybutów męskości??
Czy uwieszanie się kłami i pazurami na warkoczu najmłodszej to objaw delikatności?
Czy obgryzanie rąk i nóg pani najstarszej, to taki koci standard?
No może...
A kradzieże zabawek z pokoju młodej młodszej to też ten objaw łagodności i grzeczności?
Kradnie jej wszystko!! Laleczki z domku dla lalek (takie malutkie), piłeczki, długopisy, gumki, ołówki, kredki...
Rozwala puzzle i na łapach kawałki po domu roznosi!
Maksimum determnacji przy kradzieży wykazał przy rąbnięciu małej jej kota, którego zrobiłam jej swego czasu na drutach.
Kot jet duży - mniej więcej wielkości rzeczonego złodzieja.
Dziś miałam okazję zaobserwować jak to się odbywa.
Otóż kot Lucjusz bierze go w zęby, włazi na niego okrakiem i ciąąąąągnie na dół, turlając się we spół w zepół po schodach, do salonu - tam ma swój skład zabawek wszelakich.
Determinacja godna podziwu! Kot drutowy grubszy niż Lucyferiusz ;-D
No właśnie - Lucek właściwie nie rośnie. Jest dość ciężki, ale kurdupel z niego. Wprawdzie bitny i ambitny, ale jednak konus...
Nie wiem - może to pozostałość po wypadku?
I ma jeszcze jedną wadę(?) - ciągle nas liże! W sensie MYJE nas nieustannie! :-D
Opędzić się od gada i jego szorstkiego jęzora nie można!
Przykład?
A proszę!
Mężu zalega na kanapie przed TV. Stopy gołe...
Lucuś wskakuje i z błyskiem w błękitnych oczętach rzuca się na stopy pana.
Liże i liże... Palec po palcu..
Jednak jak dochodzi do podeszwy, pan eksploduje ze śmiechu i chowa nogi pod siebie z okrzykiem:
- Lucek! Świrze! Przestań! :-DDD
Lucek zeskakuje z kanapy, a pan prostuje nogi z ulgą i nadzieją na wypoczynek.
Nic z tego!
Lucyferiusz jest czujny!
Nogi prosto, stopy gołe -WRACAM DO PRACY!! ;-DD
I zabawa od nowa. :-D
Co jeszcze?
Lucek ma śmieszny zwyczaj - jak się go dotyka, to "mówi" takim grubym sznaps barytonem "mrryyy??"
To prowokuje do ciągłego macania gadziny ;-D
I ten drań chyba to wie, bo robi "mryyy??" i mryga ślepiami niewinnie :-D
Co jeszcze lubi?
Lubi, jak pani najstarsza czesze panią najmłodszą. Szaleje wtedy po umywalce, po spłuczce i pomaga mi w czesaniu! Nie w przenośni - DOSŁOWNIE! Wczepia pazury we włosy małej i razem ze szczotką ciągnie w dół!
Ogólnie jest chętny do pomocy i pracy.
Kocha sprzątać!
Jak ścieram kurze, to z jednej strony ściery jestem ja, a z drugiej mam uwieszonego kota...
I tak sobie razem działamy, walcząc z szarawym nalotem tu i ówdzie...
Odkurzacza nie lubi, aczkolwiek zaczął go wczoraj oswajać i z marsem na czole poklepywać od niechcenia...
Chciałby ze mną spać w nocy. Ale nic z tego!
Kołdra i poducha pańci bezpowrotnie i bezapelacyjnie jest zarezerwowana dla Fryderyka!
Z młodym raz spaliśmy (w duecie z Fredziem), ale za bardzo się tłukły o moją poduchę i w sumie nikt się nie wyspał ;-D
Póki co - więcej prób nie będzie!
Młody jest radosny, rezolutny, chętny do pomocy i szybko się uczy. Lubi być głaskany i przytulany (chociaż udaje twardziela).
Kocha się bawić i broić!
A jak narozrabia OKROPNIE, to umie usiąść, wbić w człeka niewinne błękity i POWIEdZIEĆ ludzkim głosem: MRRRYYY? NIEEEE! To się samo tak popsuło...
Młody ma problem ze wzrokiem - znaczy z prawym oczkiem (z tym słabszym).
Ale na pewno nie jest do końca aż tak źle, skoro młodzieniec często-gęsto po suficie biega (to nie przenośnia!).
Tak więc - Lucjusz ma się dobrze, Fryderyk akceptuje gnojstwo (bez entuzjazmu)
Podsumowanie jakieś raportu na koniec?
Fajne i kochane mam kocurki :-)))
Oba dwa!
I nudno by mi bez nich było.
Tak po prostu :-)))
A młody to przypadkiem nie syjam jaki albo krewniak? bo jak syjam to masz krzyżówkę pluszowego króliczka duracella na prozacu i seryjnego killera skarpetek ;) stąd też może wada wzroku... a cudne są oba.
OdpowiedzUsuńto pisałam ja, stały, etatowy podczytywacz :)
Papiórkowa - syjam i do tego tajski... Wada wzroku powypadkowa - jak masz czas i chęci poczytaj posty z tagiem "Lucek" :-)
UsuńZ syjamami mam doświadczenie, ale takie turbo ADHD to chyba jednak ewenement :-D
No to ja kocham Lucka!Lubię kocie charaktery.Kotki są takie trochę niepokorne...jak ich nie kochać?
OdpowiedzUsuńUla - Lucek to faktycznie kot charrrakterrrem i nie da się drania nie kochać :D
UsuńLucek ma niesamowite te błękitne ślepka! Ale jak widać ze sprawozdania to niezły z niego rozrabiaka. Może dlatego nikt go nie szukał lub wręcz wywiózł z domu? Wiesz, naród mamy wielce litosierny i odpowiedzialny:))) Podoba mi się, że tak bardzo lubi zabawki, choć Ani to się chyba znacznie mniej podoba.:) A gdy wyciera z Tobą razem kurz to raczy chować pazurki czy robi wzorki na blatach? Pewnie byłby najszczęśliwszy gdyby ktoś się z nim calutki dzień bawił a w chwili wypoczynku (jego) merdał w tę i z powrotem.
OdpowiedzUsuńJego temperament i pomysły wielce przypominają mi mojego pierwszego psa (sunię), która była nie do wytrzymania- wszystko było w domu równo pogryzione, łącznie z dzieckiem, zupełnie nie dawała się wychować.Uciekała "na okrągło" a ja potem do 1 w nocy jej poszukiwałam.I sterylizacja też nie pomogła. Taki charakter, jak powiedział pewien wet.
Pomerdaj oba kociaki ode mnie,;)
Miłego, ;)
Aniu - jak sobie razem "sprzątamy", to Lucek pazury zużywa tylko do trzymania się ścierki :D Nie rysuje blatów na szczęście!
UsuńA dusza dezertera pewnie w nim przyklapnie, jak się na dworze ochłodzi ;-)
Uwielbiam oba kotki. Lucyferiusz ukradł moje serce bezpowrotnie, aż mój kicia zagląda i zazdrości. :D
OdpowiedzUsuńDocia - to może podeślę Ci Lucyfera na trochę? ;-D
UsuńA ja poproszę jakiś filmik udostępnić z tym Lucka mryyy.
OdpowiedzUsuńI ja to sie ogólnie mało udzielam w komentarzach, więc proszę mnie z imienia nie wymieniać.
Ja to psiara jestem generalnie i ciekawa jestem tych kocich psot
Babaruda - wątpię, żeby się udało nakręcić filmik - nawet najkrótszy! Lucek okropnie nie lubi wymierzonych w swoją stronę obiektywów czy komórek. Raz udało mi się go sfilmować, jak z uporem maniaka kopał doły w... umywalce. Krótko to trwało, bo mnie wyczuł i momentalnie spoważniał i wygrzeczniał :D
UsuńAta, no to masz sposób na rozrabiakę: zamontuj w domu kamery :D
UsuńMarta - sama czułabym się dziwnie niepewnie pod obstrzałem czujnych obiektywów, więc może w nerwowych sytuacjach, po prostu będę wyciągać komórkę z kieszeni :-DD
UsuńJa to już ze strachu coś skrobnę... bo jak grozisz to trza;)
OdpowiedzUsuńKociara ze mnie żadna... ale Lucek mi się podoba ;) Świetny facet z niego!!!
A może on się stara cobyś miała tematy na bloga?
Ataboh - możliwe, że tak jest! Przecież wie, że pani coś tam czasem skrobie, bo siedzi wtedy obok, albo na kolanach (o ile nie są okupowane przez Fredka) ;-)
UsuńAle o co chodzi... no niby z tym wstępem? Ja nie za bardzo chyba zorientowana jestem i teraz nie wiem, mam się wpisywać czy nie?
OdpowiedzUsuńBo ja tak ogólnie lubię robótki i koty też. No... pisać dalej?
Jolcia - spoko wodza! ;D Pisz, pisz! :-DD
UsuńJeżu, kocham kociaki i te Twoje wpisy :). Lucek trochę przypomina Supełka (ino ten rudy), ale jak tak cudnie jak Ty nie umiem opisać jego wyczynów. Dzięki za wpis, od rana poprawił mi humor :). Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńAudrey - ja też miałam kiedyś kota Supełka (srebrno-biało-szary był). Cieszę się, że wprawiłam Cię w dobry nastrój :-)
UsuńNo to zrobiłam szybki rachunek sumienia i wyszło mi, że najczęściej wypowiadałam się w tematach robótkowych, ale tych życiowych też raczej nie omijałam :). Co do kocich - przyznaję bez bicia - nie pamiętam. No to teraz napiszę - fajne masz te koty i zdecydowanie nie możesz się z nimi nudzić :)).
OdpowiedzUsuńFrasia - o matulu! Rachunek sumienia?? W niedzielę rano?? :-D Mam nadzieję, że chociaż przy wonnej kawce ;-)) Co do kocambrów, to faktycznie nudzić się z nimi nie ma szans!
UsuńJeśli ktoś myśli, że kastracja kota w jakikolwiek sposób wpływa na jego złagodnienie, to się dramatycznie łudzi. Mój Wafel po kastracji jest tak samo walnięty i nieobliczalny jak i przed. A do tego jego ulubiona zabawa jest drifting na chodniku w przedpokoju. Ulubioną zabawkę też ma - bynajmniej nie jego. Wcześniej był to błękitny delfin, a teraz pluszowy duży pingwin. Potrafi wyciągnąć go z plastikowego pojemnika na zabawki nawet wtedy, gdy jest ukryty pod całą warstwą samochodów i samochodzików. Żadnej świętości. W przypływie chęci na zabawy w towarzystwie wyskakuje znienacka zza ściany, łóżka, fotela robiąc napad na niczego niespodziewającą się ofiarę :D
OdpowiedzUsuńDzięki za wpis o Farmie Iluzji. Może kiedyś wybiorę się tam z dziećmi (bardzo bym chciała), ale ode mnie to - Kurczę! - wszędzie daleko.
Pozdrawiam
Majeczka
Majeczko - no właśnie miałam taką cichą nadzieję... Ale jakby się już rozwiała :-D
UsuńLucek też kocha walki z chodnikiem - zrobić Karpaty z płaskiego "otulacza" podłóg to nie lada sztuka! A on umie tego dokonać. Gorzej, jak się ktoś na to w nocy, po ciemku nadziewa... ;-D
A do Farmy ile masz km?
Około 600 km. Ja tu przy niemiecko - czeskiej granicy się zakopałam :)
UsuńPozdrawiam
Majeczka
Majeczko - to faktycznie kawał drogi :/
UsuńOch Ato jak ja uwielbiam twoje wpisy czy to o rękodziełach, zwierzakach - itd - mogłabym czytać i czytać uśmiechem -
OdpowiedzUsuńmasz specyficzny sposób pisania z dużym poczuciem humoru-
co mi całkowicie odpowiada - również masz wspaniałe komentatorki-
pobyt na twoim blogu z nowymi wiadomościami - gwarantuje miłe
chwile - serdeczności - Wanda
Wando - bardzo Ci dziękuję za tyle miłych i ciepłych słów :-)
UsuńTo daje mi impuls do dalszych wpisów :-)
Uwielbiam czytać posty o tych Twoich dwóch aparatach :) I aż mi żal duże co nieco ściska, że u nas kota być nie może, że względu na psisko. W moim rodzinnym domu zawsze były koty. Nasze, cudze (sąsiadów przyłaziły na dokarmianie), dzikie (leczone i dokarmiane) z czasem zmieniające się w nasze :) I ja, stara kociara, teraz nie mogę mieć kociska :(
OdpowiedzUsuńGłaski dla Lucka i Fryderyka!
Ewa - a pies kompletnie nie akceptuje kotów? Nasza psica niby gania za kotami, ale robi to jak ktoś z nas widzi. Bo jak są sam na sam, to żyją we względnej symbiozie ;-)
UsuńNasze osiedlowe koty goni. Do domu przyniosłam raz takiego malutkiego bidaka znalezionego na ulicy. Był u nas kilka dni, dopóki nie znalazłam mu rodziny z już dwoma dorosłymi kociskami. Przez cały czas Odżo próbowała biedaka podgryzać i go goniła. Nie było mowy, żeby zostawić je choćby na chwilę same.
UsuńEwa - no to faktycznie - bez szans :((
UsuńJa mam dwie kotki. I też je bardzo kocham ale nie umiem tak fajnie o nich pisać jak Ty. I mam jeszcze młodą sunię. Tak to dobiero jest gigantka...
OdpowiedzUsuńDana - o ile się nie mylę, to Twoje kotki są podobne z wyglądu do mojego Fredzia?
UsuńOj wiem, co małe psy potrafią wyczyniać! To jest też niekończąca się historia ;-D
Bardzo pokochałaś tego kociaka:) To jeszcze dziecię kocie i dlatego taki urwis. Poza tym, no wesoło macie i już:):)
OdpowiedzUsuńJaskółko - no bo nie dało się inaczej ;-))
UsuńWitaj,
OdpowiedzUsuńciesze sie ,ze u Was wszystko dobrze, brakowalo mi wpisow o Twoim kociaku, trzymam kciki za
OBA MA , czy za Lucka i Fryderyka, moze kiedys nadejdzie czas wiekszego spokoju i milosci dla kociakow, pozdrawiam CIE, ania
Annamaria - czas uspokojenia nadchodzi... Sądzę, że zima ich skutecznie pogodzi i wspólne przesypianie mrozów i śniegów ;-)
UsuńLucek jest po prostu wyjątkowy, ot co!
OdpowiedzUsuńżyje pełnią życia, bo na włosku było
mój kot odkurzacza sie boi, jak zaczyna pracowac to nisopodłogowo zwiewa( znaczy sie brzuchem po podłodze)
Kasiu - Fredek też tak ma! Lucek jest bardziej zdeterminowany i ciekawski :-D
UsuńNo pewnie, że bez kotków byłoby Ci nudno:)! A swoją drogą chciałabym zobaczyć obrazek jak Ty z jednej, a "Lucyfer" z drugiej strony szmaty:)Pozdrawiam i kochajcie się!!!
OdpowiedzUsuńNuta - powiem Ci, że to całkiem ciekawy obrazek. A sama sprawa dość praktyczna,bo kurze ścieram nie tylko ścierą, ale i kotem , więc w sumie szybciej to idzie ;-))
UsuńMoja Bańka koca się we wszystkim co "mruczy": suszarce do włosów, odkurzaczu, maszynce do golenia....pewnie mysli, ze to kawalery :-)Od mycia nóg jest pies....mucha natrętna! W Twoim Lucku zakochałam się wręcz:-) Pozdrowionka- i pisz, bo czytam Cię namiętnie!
OdpowiedzUsuńAśka - te nasze zwierzaki to obłęd w czystej postaci :-D
UsuńMuszę Cię zmartwić - częstotliwość wpisów na moim blogu drastycznie zmaleje. Z przyczyn zewnętrznych - niezależnych ode mnie w żaden sposób.
Złapać łobuza za ogon i przeciągnąć przez pokój. Mój Florek to uwielbia! :D
OdpowiedzUsuńAniu - no wiesz?? Taki sadyzm?? :-DD
Usuńmoże z czasem zrobi się z niego poważny Pan Kot. Ale teraz przynajmniej nie jest nudno :)
OdpowiedzUsuńBarbaro - mam nadzieję, że w końcu spoważnieje to kocie turbo ADHD :-D
UsuńPo prostu kocham Twojego Lucusia. Jest po prostu CUDNY!
OdpowiedzUsuńI jak to dobrze, że o nim napisałaś, bo brakowało mi opowieści o nim i oczywiście o Fryderyku.
Ja mam też dwa koty, a czytając Twój post, myślałam - skąd ja to znam? Przechodzimy przez to samo, z tą tylko różnicą, że takim rozrabiaką jest starszy kot Bambuś, natomiast cichy i pokornego serca jest Gucio. Ale jak zaczynają najpierw się wylizywać, czekamy z niecierpliwością na ciąg dalszy, bo zaraz po tym zaczynają się ich harce, biegi, skoki przez przeszkody( tj. talerze na stole, kwiaty w wazonie,książki na regale, albo nasze plecy lub brzuchy itp.)i kiedy dopadają siebie, zaczyna się walka - podgryzanie, wyrywanie sierści, turlanie, a za chwilę, jak gdyby nigdy nic - powrót do czułych wylizywanek.
Droga Ato - jak najwięcej opowiastek o Twoich pupilkach poproszę - uwielbiam je.
Serdecznie pozdrawiam.
Małgosiu - o kotach można pisać ciągle i ciągle, tylko niestety - czas mi się skurczył do bólu i będzie mniej wpisów.
UsuńMoże mu nie wszytko wycieli :)
OdpowiedzUsuńMyibali - też to podejrzewam i miałam zamiar zawieźć go do weta w celu skontrolowania, ale stwierdziłam, że może sobie daruję robienie z siebie po raz kolejny blondynki ;-D
UsuńAleż Lucek zmężniał! Bo - jak sama piszesz - nie urósł:)
OdpowiedzUsuńRozrabia, bo młody jest. A spoważnieje z czasem, pociesz się, za jakieś dziesięć lat...
Szkoda, że będziesz rzadziej pisać; bardzo lubię Cię odwiedzać.
Ninka.
kocham Lucka :) i żeby nie było, Fryderyka też :) zazdroszczę Ci tego cyrku :)aż sama chciałabym jakiegoś łobuziaka przygarnąć, ale na szczęście pozostało mi trochę rozsądku
OdpowiedzUsuńśliczne te kocięta i jakie zabawne :)
OdpowiedzUsuń