Wczoraj byłyśmy na Dniu Ziemi. Dzięki mojej sis. Gdyby nie jej upierdliwe "to będziesz???" pewnie bym dupska z własnego ogrodu nie ruszyła ;-).
Zabrałyśmy z domu zużyte baterie, jedną zdechłą mysz komputerową i tak zaopatrzone pojechałyśmy z Anią na Pola Mokotowskie.
Najpierw pomaszerowałyśmy oddać zwłoki w punkcie zbiórki elektrośmieci. W zamian dostałyśmy doniczkę stokrotek :-). Potem żałowałam, że dzień wcześniej mój rodzic wywiózł z domu starą kosiarkę do trawy... Ależ bym za nią się obłowiła!! ;-D
A potem poszłyśmy do miejsca w którym zbierali zużyte baterie. Kolejka była jak za starych dobrych czasów - dłuuuga, pofalowana i mało ruchliwa. Ale pogoda była piękna, towarzystwo miałam doborowe (sis, jej córcia, koleżanka siostry z mężem, druga siostra mojej siostry z mężem i synkiem - później wyjaśnię te skomplikowane powiązania ;-) ). Moje dziecko pomknęło z mamą mojej sis zbierać jakieś punkty na jakieś "żywe" nagrody. Przeżyłam w związku z tym lekką schizę, bo po mniej więcej godzinie pojawiła się mama Agaty (sis moja), ale bez Ani!
-Gdzie Ania? - zapytałam lekko osłabiona perspektywą szukania dziecka w tym dzikim tłumie.
-Lepi z gliny - padła odpowiedź
-Gdzie?
-Oj tam no! - machnięcie ręki za bardzo nie przybliżyło mnie do dziecka, ale dawało pewną nadzieję, że jednak może ją kiedyś odzyskam.
-Sama??
-No tak - i tyle widziałam rodzicielkę siostry mej...
Miałam tylko nadzieję, że Ania WIE, że jest sama... Bo jakby zobaczyła nagle po skończonej wylepiance, że nikogo znajomego koło niej nie ma, to...
Ania to mały człowiek dużym strachem podszyty...
Na szczęście jednak, Ania wiedziała, że jest chwilowo pod opieką pana animatora od gliny, pan też wiedział, że ma łypać na małą. Tyle, że dowiedziałam się tego po fakcie :-D.
Wróciła zadowolona z pięknym, własnoręcznie wykonanym ptaszkiem - gwizdkiem.
Jutro zawozimy go do pracowni ceramicznej, gdzie Ania chodzi na zajęcia i zostawimy go do wypalenia .
Po pokazaniu mi dziecka (mama Agaty) i gwizdka ( Ania) obie panie - duża i mała zniknęły w tłumie informując nas jedynie, że idą zbierać pieczątki. Nie wdawały się specjalnie w szczegóły, więc dopiero później dowiedziałam się o co biega. Otóż były stoiska Parków Krajobrazowych, na których zbierało się punkty za znajomość ekologii, praw przyrody i czegoś tam jeszcze. Każdy Park po prawidłowych odpowiedziach przystawiał pieczęć. Po zebraniu wszystkich stempelków szło się po odbiór nagrody. Ania wybrała tawułę :-)
Jak widzicie - na karcie brak jest jednej pieczęci - Park nie dotarł na Pola Mokotowskie ;-)
Kiedy dziecko tak sobie brykało, mamusia ciągle stała w kolejce z bateriami. W końcu doszliśmy do stoiska i doszło do zamiany niczym za czasów bezpieniężnych, czyli towar za towar: 40 baterii ----> 2 petunie :-D
To nasze roślinne łupy. Niewiele, ale za to jak cieszą!!
W końcu mogłyśmy zacząć sobie chodzić i zwiedzać inne stoiska.
Wzięłyśmy udział (obie niezależnie od siebie) w konkursie ekologicznym. Ania odpowiedziała pięknie na wszystkie pytania i wybrała sobie w nagrodę świnkę-skarbonkę.
Ja nie mogłam być gorsza, spięłam się w sobie i... też wygrałam świnkę - dla Asi, która nie mogła być z nami z powodu konieczności odrabiania hurtowej ilości lekcji.
Po sympatycznych wygranych poszłyśmy dalej oglądać przynajmniej część z masy stoisk. Wszędzie było mnóstwo samych ciekawych rzeczy. Nie tylko do oglądania, ale też do własnoręcznego wykonania :-)
Np: tu panna Anna robi sobie samodzielnie wiatraczek - niestety - zaginął w akcji. Bezpowrotnie.
A tu produkuje kwiatek-maczek dla cioci Agatki
W nagrodę za dokładne wysłuchanie instrukcji robienia kwiatków z krepiny i wzorcowe wykonanie tegoż, dostała fantastyczny wianek ze zbóż. Będzie go widać na kolejnych fotkach.
Następnie dopadła do stoiska w którym można było własnymi ręcami pomalować sobie torbę:
Zabawa faktycznie rewelacyjna! Sama miałam ochotę machnąć sobie taką torbę ;-)
No ale trochę mi było głupio...
Ale na stoisku Instytutu Geologii schowałam kretyńskie "wstydy" do kieszeni i dostałam amoku... Na widok... Ehh... Kamieni... Bo dojrzałam bystrym, uzbrojonym okiem kryształ górski! To podobno kamień przypisany do mojego znaku zodiaku.
-Ja go muszę mieć! - zakrzyknęła dusza ma.
Żeby go zdobyć trzeba było rozwiązać 12 rebusów. Się spięłam i p 5 minutach kryształ był mój! Ha!!!
Stoisk była taka nieprzebrana masa, że wszystkich nie sposób było obejrzeć. Z głodu nie dało się tam paść, bo co drugi kram oferował żarełko - w ilościach hurtowych (litrowe słoje ze złocistym miodkiem, pęta kiełbachy, szyneczki, kaszaneczki, chleby itp) bądź do bezpośredniego spożycia(pajdy chleba ze smalcem i ogórasem kwaszonym).
Tuż przed powotem do samochodu podeszła do mnie pani i powiedziała:
-Przepraszam panią. Czy mogłabym przeprowadzić wywiad z tą uroczą dziewczynką?
Nie widziałam przeciwwskazań ;-). Ania pięknie opowiedziała, dlaczego tam była, jaka jest idea Dnia Ziemi, i że jest bardzo zachwycona, bo jest super. Się nie spodziewałam, że moje dziecko umie tak fachowo udzielać wywiadów...
Na koniec obiecane wytłumaczenie skomplikowanch relacji rodzinnych: jestem jedynaczką, moja siostra też. Wiem, że to brzmi cokolwiek głupio, ale taka jest prawda. Po prostu nasi ojcowie są rodzonymi braćmi, a my z braku "prawdziwego" rodzeństwa mówimy na siebie "siostry" ;-D A druga siostra mojej siostry, to taka sama siostra jak ja, tyle że od strony mamy Agaty ;-)
No i najważniejsze: DZIĘKUJĘ ZA KCIUKI!! DRUGIE MIEJSCE!!!!
Zdolną masz córcię Monia:) i taki dzień to super sprawa na spędzenia czasu... szkoda że nie wiedziałam to i My z Paulą byśmy się wybrały:) buziaki dla Was
OdpowiedzUsuńza długie. xD
OdpowiedzUsuńDzięki Niesiu! W czerwcu ma być "Dzień recyklingu" - takie coś podobne w wydźwięku. Jak będę znać więcej szczegółów, to dam Ci znać.
OdpowiedzUsuńTy! Anonim! Geografii miałaś się uczyć :-P
OdpowiedzUsuńfajne fajne-a anonim to się chyba za długo uczył :-)))
OdpowiedzUsuńAle ze mnie ciotka nawet nie spytałam jak konkurs!
A jaka z Ciebie matka , że nic nie powiedziałaś!!! :-D
Bo wiedziałam, że przeczytasz :-P
OdpowiedzUsuńJedynaczki wszystkich krajów łączcie się!...internetowo;)
OdpowiedzUsuńna co dzień zadowolona ze swojej prowincji, czytajac powyższe opisy zmniejszam o parę stopni mój entuzjazm. U nas ekologia polegała na wystawieniu pojemników do segregowania plastikowych butelek i szkła, do których to jakiś maniak ciągle wrzuca zużyte pampersy. panowie od pojemników zaś wywalają ten kwiat na trawnik zabierając butelki...chyba zrobię na ulicy dochodzenie kto ma dziecko w wieku pampersianym....
U nas też to nie wygląda tak różowo. Dzień Ziemi to jednorazowa akcja raz w roku (trochę jak sądzę na pokaz). Segregacja śmieci jest, owszem - w osobne wory pakujemy plastik, szkło i inny badziew odpadowy. A potem... Potem przyjeżdża wielki samochód i zabiera to wszystko razem - bez segregacji. Podobno w sortowni siedzą świstaki i to przebierają... :-/
OdpowiedzUsuńCudnie to opisalas, czulam sie tak, jakbym z Wami tam spacerowala, a Ania urocza, przesylam buziaki
OdpowiedzUsuńDziękuję Elu :-) Szkoda, że Twój blog jest niedostępny, bo chętnie bym do Ciebie "wdepnęła" :-)
OdpowiedzUsuńOo Ależ zazdroszczę takiej imprezy :D I oczywiście gratuluję :) ja uwielbiam przeróżne kiermasze, zabawy itp itd <3
OdpowiedzUsuń