czwartek, 23 kwietnia 2009

Opowieści dwuznacznych treści...

Dziś, z braku większej ilości czasu, wklejam kolejne opowiadanko "wspomnieniowe" z mojego bloga na multiply. Zostało napisane tuż przed świętami Bożego Narodzenia: 20.12.2008



Trochę się ostatnio zaniedbałam w pisaniu, ale jak można zauważyć jest okres przedświąteczny, więc i czasu jakby mniej na przyjemności.

Na pewno nie jedna z Was miała w swoim życiu takie "dwuznaczne" przygody wynikające z gry słów, zlepków zdarzeń itp. Dziś opowiem Wam trzy opowiastki...

Ale na początek takie moje małe wspomnienie z dzieciństwa. Przechodziłyśmy z moją Mamą obok jakiejś budowy. Ja miałam wtedy ok 4 lat. Panowie fachowcy w berecikach z antenką, w gustownych gumofilcach prowadzili dość głośną i ożywioną dyskusję, z której ja nie rozumiałam ani słowa. Zapytałam więc rodzicielkę:
-Mamo, co ci panowie mówią? Dlaczego ja ich nie rozumiem?
-Bo oni mówią po łacinie - odparła bez namysłu moja Mama.
Pomyślałam sobie wtedy z nabożnym podziwem dla tych "poliglotów", że ja na pewno nie zostanę budowlańcem, bo nigdy nie nauczę się tak pięknie mówić po łacinie...

1.
Moja Mama miała koleżankę, która dość często używała słów ogólnie uznanych za niezbyt parlamentarne. Otóż kiedyś pani ta wkroczyła do pokoju, w którym oprócz mojej Mamy siedziało jeszcze kilka innych pań. Wszystkie jak jeden mąż po uszy zagrzebane w robocie, niewiele zdające sobie sprawę z otaczającej je rzeczywistości. Wspomniana koleżanka grzecznie przywitała się:
-Dzień dobry.
Odpowiedziała jej cisza.
Na co ona niewiele myśląc wrzasnęła:
-No co mi tu żadna k...a nie odpowiada??
W tym momencie jedna z pań oderwała się od pracy i zamiauczała piskliwym, lekko oburzonym głosikiem:
- JA NIE SŁYSZAŁAM!!
Zupełnie nie zrozumiała dlaczego reszta jej koleżanek popłakała się ze śmiechu...

2.
Pewnego dnia, u mnie w pracy... Cisza, spokój... Nagle z hukiem otwierają się drzwi i wpada mój dyrektor z dramatycznym okrzykiem:
-Pani Moniko! GDZIE PANI STAWIA???
-Wie pan... Zasadniczo to w sypialni, ale jak pan w takiej potrzebie, to mogę i u pana w gabinecie...
Chodziło o to, gdzie zaparkowałam samochód, bo zaczęli robić remont dachu i stare blachy śmigały w dół jak jaskółki...


3.
A to świeżutka, niczym bułeczka dzisiejsza przygoda.
Pojechałam na poszukiwanie choinki. Jak co roku zaparłam się na zwykły, najzwyklejszy świerk (nie srebrny), bo jodeł nie lubię. Zjeździłam kilka miejsc oferujących różniste drzewka (nawet takie, co do fryzjera chadzały) i w końcu w ostatnim dopadłam świerczek dokładnie odpowiadający moim wymaganiom i oczekiwaniom. Zadowolona poszłam zapłacić, a w tym czasie pan z obsługi zapakował go w siatę i oparł o płot. Zapytałam:
-Czy mógłby mi pan zanieść go do samochodu?
-Nie ma sprawy.
Zwykle panowie sprzedawcy przynoszą mi drzewko do samochodu, opierają o drzwi i bye, bye. A dziś, jak doszliśmy do mojego jeździdła pan złożył mi propozycję nie do odrzucenia:
-Pani otworzy bagażnik, to włożę pani CHUJAKA.
Trochę mnie wcięło na taką bezpośredniość, ale zaryzykowałam - zgrabnie mu poszło..
.

2 komentarze:

  1. na dobry wieczór tez rewelacyjne:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hi, hi wprawdzie już czytałam, bo podawałaś link, ale i tak się uśmiałam :D
    Mam nadzieję, że w weekend odpoczniesz po męczącym tygodniu. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że chcesz pozostawić po sobie ślad :-)